Rok wydania – 2021
Autor – Marek Łuszczyna
Wydawnictwo – Znak
Liczba stron – 330
Seria wydawnicza – brak
Tematyka – przypomnienie polskiego wkładu w jedną z najbardziej spektakularnych, choć ostatecznie zakończonych niepowodzeniem, prób ucieczki z niemieckiego obozu jenieckiego, nazywanej popularnie Wielką Ucieczką.
Gdy w 2013 roku Marek Łuszczyna debiutował „Igłami”, pisałem, iż umiejętnie wybrał to, co najważniejsze, by „ocalić od zapomnienia” polskie bohaterki. Popularyzatorski charakter jego opracowania sprawił, iż o agentkach z przeszłości wreszcie mogło usłyszeć szersze grono odbiorców. Z polskimi pilotami walczącymi w trakcie II wojny światowej sprawa jest nieco bardziej oczywista. Rynek książkowy jest wprost zasypany historiami pojedynczych lotników, całych dywizjonów, a wreszcie przekrojowymi dziejami Polskich Sił Powietrznych. Łuszczyna, co chyba potwierdza, że nieźle sobie radzi jako dziennikarz i ma nosa do tematów, i tutaj potrafił odkryć fragment przeszłości, który został zapomniany.
A przynajmniej nie jest tak oklepany. W marcu 1942 roku w rejonie Żagania Niemcy utworzyli obóz dla jeńców wojennych. Do Stalagu Luft III kierowano głównie lotników i personel lotniczy – tych, którym nie udało się powrócić z powietrznych misji nad kontynentalną częścią Europy, ale mieli tyle szczęścia, że zestrzelenia nie przypłacili życiem. Jak to z lotnikami bywa (i w rodzimej historii było kilku asów pomysłowości), kilkukrotnie podejmowali próby ucieczki z obozu. W 1943 roku trzech więźniów, w dość groteskowy sposób (za pomocą przyrządów gimnastycznych), maskowało kopany przez dłuższy czas tunel, który pozwolił im na opuszczenie Stalagu. I szło im całkiem nieźle. A to wciąż nic w porównaniu do tzw. Wielkiej Ucieczki.
To właśnie ona stała się przedmiotem zainteresowania Łuszczyny. Autor słusznie przypomina zaangażowanie polskich pilotów w szeroko zakrojoną operację, zwracając uwagę, iż historia Wielkiej Ucieczki – obecnej przecież w popkulturze – została napisana przez Brytyjczyków i Amerykanów, którzy na polskim wkładzie nie musieli się koncentrować. O tym, czym była Wielka Ucieczka warto przeczytać sobie w Internecie, by mieć choć szczątkowe wyobrażenie, z jak wielkim wysiłkiem obozowych spiskowców mamy do czynienia. Niestety, akurat ta historia – mimo jej pozornej lekkości (tak też Leszczyna prowadzi narrację) – kończy się tragicznym epilogiem. 50 lotników, schwytanych przez Niemców, zostało rozstrzelanych (wyłapano więcej lotników, ale Niemcy zdecydowali się zamordować dokładnie 50 z nich). Wśród nich sześciu Polaków: Antoniego Kiewnarskiego, Włodzimierza Kolanowskiego, Stanisława Króla, Jerzego Mondscheina, Kazimierza Pawluka i Pawła Tobolskiego.
Ich osobiste historie stały się kanwą opowieści Łuszczyny. Autor buduje historię od fundamentów – każdemu z Polaków poświęca nieco miejsca, by stworzyć odpowiednią otoczkę. Potem szczegółowo przygląda się obozowi i próbom – czasem dość nieporadnym i niszczonym w zalążku przez sierżanta Hermanna Glemnitza – ucieczek. Gdybym miał na coś ponarzekać, to na przesadne odbieganie od głównego wątku w szeregu wrzutek narracyjnych, które – choć bardzo ciekawe – nie miały większego wpływu na przebieg historii. Gdy się je czyta na żywo, szczególnie nie przeszkadzają, zwłaszcza wobec bardzo dobrego stylu Łuszczyny, który potrafi integrować różne wątki. Gdy jednak przychodzi do analizy całej publikacji, są po prostu zbędne i niepotrzebnie zabierają miejsce, które można by wykorzystać do lepszego opisu tego, co działo się w samym obozie. Nagromadzenie wątków pobocznych może też sprawiać wrażenie chaosu. I znowu, Łuszczyna broni się świetnym stylem, ale nie prowadzi swojej historii liniowo, co utrudnia jej odbiór. W konsekwencji „Nocni myśliwi” są książką dobrą, wciągającą, ale nie bardzo dobrą. Nie zmienia to jednak faktu, że samą historię warto znać, a w wydaniu Łuszczyny jest ona niemal tak dynamiczna jak oryginalnie w 1944 roku. Ogromnym plusem jest zwrócenie uwagi na rolę Polaków i ceny, jaką przyszło im zapłacić za zbiorowe zaangażowanie i determinację.
Ocena: