Kolaboracja z niemieckim okupantem w czasie II wojny światowej stała się przekleństwem wielu krajów. Niezależnie od tego, czy miejscowe władze dorobiły się swojego Vidkuna Quislinga, ludność podejmowała się współpracy z najeźdźcą. Z różnych powodów. Często przyczyny były prozaiczne – chodziło o uratowanie życia, zapewnienie bezpieczeństwa i względnie stabilnego bytu rodzinie. Trudno się dziwić takim postawom, zważywszy na ciągłe zagrożenie w czasie wojny, zwłaszcza w obliczu brutalnej niemieckiej okupacji.
Podziemne władze starające się podtrzymywać obywateli na duchu starały się przeciwdziałać przejawom pragmatyzmu i kolaboracji obliczonej na doraźny zysk. W wielu krajach surowo karano tych, których uznano za zdrajców. Zwłaszcza wtedy, gdy wina była oczywista, a przewinienie nie wynikało z próby ratowania życia – swojego czy członków rodziny.
We Francji szczególnie popularną karą dla kobiet, które zdecydowały się współżyć z Niemcami było upokarzające obcinanie włosów. Tak napiętnowana kobieta stawała się symbolem zdrady, a raz przyklejonej etykiety trudno się było później pozbyć. Fala prześladowań rzekomych kolaborantek ruszyła wraz z wyzwoleniem Francji w 1944 roku. W wielu wypadkach dochodziło do samosądów, które nie były podyktowane żadnymi weryfikowalnymi przesłankami, a jedynie plotką, podejrzeniem czy zwykłą ludzką niechęcią. Włosy odrastały, wspomnienia zostawały. Zwłaszcza, że wykonawcy wyroków szli zazwyczaj o krok dalej, publicznie eksponując napiętnowane w ten sposób kobiety. Zachowały się liczne fotografie dokumentujące ten proceder.
Trudno dzisiaj orzec, ile pań skrzywdzono nieprawdziwymi oskarżeniami. Możemy jednak przypuszczać, iż w świecie nieformalnych wyroków wiele z nich nie miało wiele wspólnego ani z prawem, ani ze sprawiedliwością.
Zdjęcie tytułowe: Golenie głowy francuskiej kolaborantce. Zdjęcie za: Wikipedia/domena publiczna.