Kiedy w czerwcu 1940 roku Niemcy wygrali kampanię francuską, to żołnierze Polskich Sił Zbrojnych usiłowali przedostać się z Francji do Wielkiej Brytanii – by dalej kontynuować walkę. Co ciekawe, dla niektórych z nich wyjątkowo uciążliwą przeszkodą okazała się kawaleria Wehrmachtu.
Gen. Maczek kontra kawaleria Wehrmachtu
Wśród Polaków, którzy natknęli się na wrogą kawalerię, znajdował się także gen. Stanisław Maczek. Pod koniec kampanii francuskiej, z kilkoma towarzyszami broni z 10 Brygady Kawalerii Pancernej, musiał przemknąć się pomiędzy blokującymi drogę oddziałami Wehrmachtu. Wówczas doszło do niespodziewanej dla Polaków sytuacji – przypadkiem znaleźli się bowiem w samym środku obozowiska niemieckiej kawalerii. Szczęśliwie jednak udało im się przeczekać w ukryciu i w odpowiednim momencie odejść dalej. Dokładnie pisał o tym sam Maczek w książce „Od podwody do czołga”:
„Najmniej myśleliśmy o możliwości spotkania konnych kawalerzystów – zbyt nowocześni po ostatnich kampaniach – a właśnie z nimi zetknęliśmy się w naszym marszu i to dwukrotnie. Pierwszy raz już 24 czerwca w rejonie złotodajnych winnic Pommard, gdy prowadzeni przez przewodnika stromym stokiem wzgórza, podchodziliśmy do lasku koło Volnay.
Dzień był upalny, nudny atmosferą wiszącej nad nami burzy i nudny monotonią długiego, nieciekawego włóczenia się za przewodnikiem, gdy okrzyk ostrzegawczy z tyłu od Skibińskiego otworzył mi oczy na wspinającego się przede mną żołnierza niemieckiego. Szybki rzut w tył dodał i drugiego, który z tyłu dołączył się do naszej kolumienki, dźwigając dwa brezentowe wiadra z wodą do pojenia koni. Bez namysłu skręciłem w bok w winnicę, a za mną reszta, nie zważająca na okrzyki ‘halt Leute’ i prędko wysokie krzewy winnej latorośli skryły nas przed oczyma tych ‘niewinnych’ wodonosów kawaleryjskich.
Drugim razem było mniej dramatycznie, ale dużo nieprzyjemniej. Pamiętam, że nocy tej stosunkowo długo przedłużałem marsz terenem, po prostu nie mogłem znaleźć odpowiedniego miejsca na rozłożenie się na dzienny odpoczynek. Wreszcie dopadliśmy do wysokopiennego lasu, gęsto podszytego krzakami i nie zagłębiając się zbytnio, rozbiliśmy nasz obóz cygański. Zaledwie zapadliśmy w sen, zerwała nas na nogi (nie wiem dlaczego mówi się w takim wypadku ‘żywe’ nogi) dźwięczna pobudka kawaleryjska, trąbiona nam niemal do ucha.
Co się okazało? Ten wysokopienny las był tylko tak częstym grzebieniem leśnym, szerokości kilkunastu metrów, za którym ciągnie się łąka, a za nią wieś burgundzka, nęcąca dobrobytem domostw i dymiących kominów, ale niestety nie dla nas, lecz dla jakiegoś konnego szwadronu niemieckiego. Przez cały dzień, skurczeni pod krzakami, asystowaliśmy w dziennym rozkładzie zajęć szwadronu, słyszeliśmy i widzieliśmy wyjeżdżające i wracające plutony konne, dochodziły nas krzyki, śmiechy, rozkazy, śpiewy.
Mając herbatę w tobołkach, nie ośmieliliśmy się rozniecić ognia, a przegryzając na sucho chleb z jakimś sadłem, przetrwaliśmy w ukryciu ten niefortunny dzień.”
Kawaleria gorszą przeszkodą od sił pancernych?
Warto dodać, że gen. Maczek ocenił kawalerię Wehrmachtu jako przeszkodę gorszą od sił pancernych. W jego opinii trudniej było przemknąć się polskim żołnierzom między niemieckimi kawalerzystami, niż pomiędzy jednostkami pancernymi wyposażonymi w czołgi i samochody pancerne. Był to wniosek niewątpliwie słuszny, ponieważ wojska pancerne Wehrmachtu musiały trzymać się dróg oraz były stosunkowo łatwe do zauważenia i usłyszenia. W związku z tym niewielkie grupy żołnierzy polskich mogły dość sprawnie wymijać niemieckie czołgi. W przypadku kawalerii sytuacja nie była już taka łatwa a Polacy mogli zostać zaskoczeni nagłym pojawieniem się oddziałów konnych przeciwnika. Szczęśliwie jednak pomysłowość Polaków (a może i odrobina żołnierskiego szczęścia?) pozwoliły im wyjść cało także z tej przeszkody.
Bibliografia: Stanisław Maczek, „Od podwody do czołga”.
Fotografia tytułowa: kawalerzyści Wehrmachtu na zdjęciu z 1938 roku podczas spotkania z kawalerzystami węgierskimi w Sopronie (NAC).
Marek Korczyk