Wołyniacy. Jedno życie – Jan Kuriata – recenzja książki

Tytuł – Wołyniacy. Jedno życie

Rok wydania – 2022

Autor – Jan Kuriata

Wydawnictwo – Prószyński i S-ka

Liczba stron – 355

Tematyka – historia rodziny pochodzącej z Wołynia spisana na podstawie wspomnień autora. Jan Kuriata nadał jej literacką formę, zachowując jednak oryginalny wydźwięk relacji.

Ocena – 7/10

Jakiś czas temu wraz z krakowskim augustianinem o. Piotrem Lamprechtem miałem przyjemność pracować nad książką „Światło przy granicy”. Lamprecht, dzisiaj wrocławianin, cofnął się do czasów dwudziestolecia międzywojennego, by podążyć szlakiem rodziny wywodzącej się z Kresów. Sentymentalna podróż do przeszłości była dla niego ogromnym wyzwaniem emocjonalnym. Gdy przeczytałem „Wołyniaków” Jana Kuriaty – napisanych wprawdzie w nieco innym stylu (choć też dość malowniczym literacko) i na podstawie innego źródła – odniosłem wrażenie, iż także w tym wypadku mówić można było o pewnej misji, której wyznacznikiem powinny być słowa „ocalić od zapomnienia”.

Książka powstała jako efekt wieloletnich rozmów Kuriaty z jego ojcem, oryginalnie pochodzącym z Wołynia, a po wojnie przesiedlonym na Ziemie Odzyskane. Autor, słusznie i zapobiegawczo, nagrywał wypowiedzi ojca, by zapisać je najpierw cyfrowo, a na ich podstawie spisać rodzinną sagę. Było to doskonałe rozwiązanie. Kuriata, owszem, nadał wypowiedziom ojca literacką formę, ale utrzymał specyficzny styl opowieści, czego odzwierciedleniem jest przede wszystkim język. Bez uprzedniego zapisu byłoby to bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe. Zaprezentowane na łamach książki dialogi nie brzmią sztucznie i trudno odnieść wrażenie, iż autor na Wołyniu nie mieszkał i urodził się w 1958 roku. Na każdym kroku czuć, z jak wielkim zapałem i nostalgią cofa się w czasie, by oddać klimat tamtych dni – wiejskiej sielanki mąconej sąsiedzkimi waśniami, wielokulturowej mozaiki, która nie zawsze opierała się na pokojowej koegzystencji, wreszcie wojennej i powojennej zawieruchy, eksterminacji ze strony Niemców, Sowietów i Ukraińców, która oznaczała ostateczny upadek świata poprzednich pokoleń. Kuriata pisze, że dzisiaj jego rodzinnej Rudni już nie ma. Nie ma jej fizycznie, to fakt. Dzięki „Wołyniakom” – tu nie mam żadnych wątpliwości – pozostanie w pamięci czytelników jeszcze na długi czas.

Trudno mi powiedzieć, czy „Wołyniacy” to reportaż, czy raczej powieść. Coś pomiędzy. Nie oznacza to, że książka Kuriaty jest chaotyczna czy też stanowi misz-masz gatunkowy. Autorowi udało się stworzyć opowieść o życiu – nierzadko bolesną, ale prawdziwą. Nie koloryzuje, nie stara się relatywizować. Próbuje zachować maksymalny obiektywizm, by zdać relację z wydarzeń, które okrutnie doświadczyły jego bliskich. Oczywiście, opowiada je z perspektywy swojego ojca i trudno powiedzieć, w jakim stopniu bierze poprawkę na subiektywizm wspomnień. Nie epatuje emocjonalnością, ale w jego słowach czuć odziedziczony w rodzinnym spadku żal za utraconą ziemią ojczystą. Sentymentalizm trzyma w ryzach, choć przecież cała książka to wielki manifest sentymentalizmu – udaje się mu to osiągnąć przy użyciu prostych, nieprzesadzonych środków, dzięki czemu nie męczy czytelnika. Teoretycznie było to proste zadanie – ot, spisać rodzinną historię. Któż z nas nie słyszał od przedstawicieli minionych pokoleń podobnych relacji? Kuriata zrobił to jednak z ogromnym wyczuciem i umiejętnie literacko, oddając do rąk czytelników lekturę zdecydowanie lepszą, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. 

Ocena: 7/10