„Walczyliśmy w piekle” – recenzja książki

Rok wydania – 2014

Autor – red. Peter Tsouras

Wydawnictwo – RM

Liczba stron – 370

Seria wydawnicza – Zapomniane Głosy

Tematyka – zbiór czterech relacji niemieckich generałów poruszających kwestie walki na froncie wschodnim.

W serii „Zapomniane głosy” ukazywały się już bardzo oryginalne opracowania, które przywracały pamięci czytelników dawno zapomnianych żołnierzy. Opracowanie „Walczyliśmy w piekle” przygotowane przez Petera G. Tsourasa jest niejako kontynuacją starań Wydawnictwa RM, które w ostatnich latach zabiera czytelników na kolejne fronty, by ukazać je z perspektywy uczestników wydarzeń. Tym razem wybieramy się na wschód, by przyjrzeć się najbrutalniejszemu rodzajowi walki w miejscu, gdzie nie było mowy o honorze – liczyło się jedynie, kto przeżyje piekło.

Książka zbudowana jest ze zbicia czterech relacji niemieckich generałów, którzy w okresie II wojny światowej walczyli na froncie wschodnim. Poszczególne rozdziały dokumentują wybrane aspekty walk. Opatrzone zostały krótkim historycznym komentarzem w postaci wstępu Tsourasa. To zdecydowanie za mało, by zaspokoić ciekawość czytelników. Ogromna ilość danych podawanych jest w oderwaniu od rzeczywistości wojennej, przez co trudno będzie się połapać w niektórych szczegółach. Nie ma dat, brakuje informacji, które pozwoliłyby umiejscowić rozważania w czasie i przestrzeni. Niemieccy generałowie mieli przy tym tendencję do trzymania się jasno nakreślonego schematu (ach, ta pruska dokładność!) i generalizowania, przez co rozważania odnieść musimy do całości frontu/żołnierzy radzieckich/strategii/uzbrojenia. Nie mogę się zgodzić z tego typu ujęciem, bowiem wewnątrz Armii Czerwonej zdarzały się wyraźne różnice programowe czy strategiczne i nie wszystkich żołnierzy radzieckich można zakwalifikować jako „dzikusów bijących się do ostatniej kropli krwi”. A wyraźnie taki obraz chce odmalować gen. E. Raus i jego koledzy. Uogólnienia biją po oczach. Zresztą, niemieccy generałowie zwyczajnie nie mieli odpowiedniej ilości informacji pochodzących z wnętrza Armii Czerwonej, by całkowicie zrozumieć jej specyfikę. Raporty generałów są zatem pochodną obiegowych opinii i tego, co mówiło się na temat czerwonoarmistów.

Jednocześnie jednak generalizacja stosowana przez Niemców ukazuje ciekawy wizerunek Armii Czerwonej widzianej oczami nieprzyjaciela. Generałowie chyba nie do końca orientowali się w tym, jak wyglądało życie na froncie, wobec czego przedstawiony przez nich obraz wroga musiał być oderwany od rzeczywistości. Żałuję, iż nie wykorzystano relacji zwykłych żołnierzy, prostych ludzi, którzy stawali z Sowietami twarzą w twarz. Niemieccy generałowie mogli wyłącznie skoncentrować się na tym, jak wyglądała kampania radziecka z ich perspektywy, a nie pisać bzdury na temat czerwonoarmistów. Wyszłoby to zdecydowanie lepiej, bowiem uwagi na temat wojsk niemieckich mają solidną wartość poznawczą. Dowiadujemy się chociażby, jak radzono sobie z zimnem, chorobami, trudnymi warunkami terenowymi czy nieodpowiednimi racjami żywieniowymi. Z kart książki aż bije rosyjskim chłodem, a nazwanie frontu „piekłem” jest jak najbardziej adekwatne. Może właśnie z tego względu Niemcom mieszały się fakty i zwyczajnie nie pojęli, z kim przyszło im walczyć. Relacje zostały spisane na zlecenie US Army i miały przysłużyć się zrozumieniu założeń walki w armii radzieckiej. Jeśli Amerykanie mieli taki wywiad i takie rozeznanie na temat ideologicznego i politycznego przeciwnika – współczuję.

Książka zawiera krzywdzące opinie na temat Armii Czerwonej oparte na powtarzanych przez lata plotkach. Sile stereotypów ulegli niemieccy generałowie. Jeśli jednak spojrzymy na książkę jako na studium sił Związku Sowieckiego z perspektywy nieprzyjaciela, zyskamy ciekawą lekturę. Niestety, pozbawioną komentarza historycznego i szerszego spojrzenia. Tsouras nie wysilił się na prostowanie nieścisłości, choć miał ku temu liczne okazje. Jeśli to miał być szczegółowy opis walk na froncie wschodnim, to doszło do jakiejś pomyłki. Książka ma bowiem niewielką wartość poznawczą. „Zapomniane głosy” w tym wypadku faktycznie powinny być zapomniane.

Ocena: