„Prawdziwa Odessa” – recenzja książki

Rok wydania – 2016

Autor – Uki Goñi

Wydawnictwo – Replika

Liczba stron – 452

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – kulisy emigracji niemieckich zbrodniarzy do Argentyny.

Okres powojennego rozliczenia zbrodni nie wszystkim przyniósł sprawiedliwość. Wielu niemieckich zbrodniarzy, choć często w odmienny sposób, zdołało umknąć karze i wydostać się z Europy. Na zgliszczach kontynentu prowadzono w tym czasie pospieszną, często niedokładną i nieprzemyślaną denazyfikację. Naziści, jeszcze niedawno dumni i obnoszący się ze swoimi mundurami, teraz cichaczem wymykali się z rąk sprawiedliwości, szukając schronienia poza Europą. Setki z nich przedostały się do Argentyny, gdzie w latach czterdziestych i pięćdziesiątych znaleźli bezpieczny azyl gwarantowany autorytetem prezydenta Juana Perona. Argentyńczycy mają się czego wstydzić. Nie dziwi zatem fakt, iż w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku starali się zatrzeć ślady po operacji przerzutu i pomocy dla nazistów, paląc znaczną część powojennych archiwów. Na ich nieszczęście prawda została zapisana gdzie indziej. W pamięci tych, którzy byli świadkami zdarzeń oraz w dokumentach, do których zdążył dotrzeć argentyński dziennikarz śledczy. Uki Goñi wykazał się nie tylko ogromnym zapałem w kompletowaniu dowodów oczywistej zbrodni, ale i dużą odwagą – wbrew państwu, wbrew autorytetom odtworzył bulwersującą historię, którą do niedawna znaliśmy głównie z książek sensacyjnych. Organizacja Odessa istniała naprawdę. I miała się świetnie.

Czym w gruncie rzeczy była Odessa? Do niedawna można było przypuszczać, iż jedynie mitycznym wymysłem szukających taniej sensacji historyków, którzy błądzili nieco po omacku i często nie posługiwali się rzetelnymi źródłami. Tymczasem Odessa, jako projekt wywożenia niemieckich nazistów i zapewniania im azylu poza granicami Europy, objęła ponad 10 tys. osób, które bezpiecznie dotarły do Ameryki Południowej, w tym Argentyny. Goñi wszystko to konsekwentnie, metodycznie przenosi na karty książki. Bogato dokumentowanej, prezentującej całą historię w sposób chronologiczny, z uwzględnieniem ówczesnych realiów, przyczyn i konsekwencji operacji. Zazwyczaj za podróżującymi do Argentyny nazistami stały pieniądze, nierzadko pochodzące z grabieży dokonywanych na ludności żydowskiej w czasie wojny. Starczało na łapówki i wygodne życie w nowej ojczyźnie, gdzie ponoć mieli wspomóc administrację rozwijającego się kraju. Rzadko dosięgała ich tam sprawiedliwość. Jeśli już, to wskutek skomplikowanych operacji wywiadowczych izraelskich służb, które wyłapywały największych zbrodniarzy, polując na nich na całym świecie. Wspomina o tym także Goñi, odwołując się chociażby do sprawy Adolfa Eichmanna. Zróżnicowanie i szerokość spojrzenia to z pewnością atuty książki, a autor skrupulatnie wyszukuje kolejne dowody i zasypuje czytelników szczegółami.

W efekcie momentami problemem wyda się narracja, która nie zawsze jest tak przejrzysta, jak moglibyśmy tego oczekiwać od doświadczonego pisarza. Goñi, za to oczywiście duże uznanie, porusza się po trudnym świecie nazw własnych i nie zawsze łatwo jest je wszystkie spamiętać, co tworzy wrażenie chaosu. Dodatkowo nie wszystkie problemy zostały omówione metodycznie i dokładnie, a to z kolei wpływa na rozumienie całości historii. Książka może także wzbudzać kontrowersje i prowadzić do dalszych dyskusji, szczególnie w kontekście odpowiedzialności poszczególnych osób i organizacji za proceder ewakuowania nazistowskich zbrodniarzy z rozliczającej się z przeszłością Europy. W tym kontekście szczególne miejsce zajmuje Kościół Katolicki, którego rzekomy udział w ochronie niemieckich dygnitarzy kładzie się cieniem na przeszłości Watykanu. Goñi nie zapędza się w swoich komentarzach, jest raczej oszczędny w ewidentnym szafowaniu wyrokami. Trzeba natomiast z pełną mocą podkreślić, iż jego książka na pewno przyczyni się do wzrostu ilości negatywnych opinii na temat zaangażowania poszczególnych postaci zarówno w bagatelizowanie prawdy o Holocauście, jak i późniejsze pomaganie tym, którzy zasłużyli w pierwszej kolejności na stryczek. Kościół Katolicki, poprzez swoich reprezentantów (nie mylmy ich z całą organizacją religijną!) ma sporo na sumieniu. Goñi mówi o tym wprost, stwierdzając, że bez wykorzystania rozbudowanej sieci powiązań kościelnych przeprowadzenie całej operacji nie byłoby możliwe. Kontrowersyjnie? Tylko w pewnym stopniu. Zważywszy bowiem na zgromadzone materiały wina wybranych postaci, w tym kościelnych hierarchów, jest niezaprzeczalna. Dużo trudniej mówić o motywach, tych możemy się bowiem jedynie domyślać.

Największym przegranym publikacji jest Argentyna oraz grupa przywódców tego państwa. Tutaj, już bez żadnych wątpliwości, możemy wskazać winnych udzielania azylu niemieckich zbrodniarzom, ze szczególnym uwzględnieniem osobistego zaangażowania Juana Perona. Goñi jest niezwykle konsekwentny w dokumentowaniu skandalicznego procederu. Co więcej, swoje badania popiera sporą ilością dowodów, dzięki czemu trudno zarzucić mu kłamstwo bądź manipulację. Dotarł do licznych świadków wydarzeń oraz dokumentów, które metodycznie wyciągał z narodowych archiwów państw zaangażowanych w II wojnę światową. Można się jedynie zastanawiać, co umknęło mu wraz ze spaleniem archiwów argentyńskich, w których Goñi znalazłby pewnie niejeden smaczek. To, co zaprezentował na kartach swojej książki jest jednak wystarczające do określenia rozmiaru działalności Odessy oraz wskazania winnych niesienia pomocy nazistom. Argentyno, masz się czego wstydzić.

W konsekwencji „Prawdziwa Odessa” to przede wszystkim niezwykle wartościowy dokument, który rzuca wiele nowego światła na bulwersującą migrację niemieckich nazistów do Argentyny w okresie po II wojnie światowej. Uki Goñi wykonał świetną robotę i, choć sam twierdzi, że jeszcze wiele zostało do zrobienia, już dzisiaj warto docenić jego zasługi na polu odkrywania mrocznych zakamarków rodzimej historii. Nie bał się zmierzyć z trudnym i kontrowersyjnym tematem. Wszedł w środek historyczno-politycznego piekła. I wyszedł stamtąd jako zwycięzca, dając czytelnikom dokument, na jaki czekali. Odessa jeszcze nigdy nie była tak realna i odarta z otoczki tajemniczości. Bardzo cenny materiał, który wyszedł spod ręki utalentowanego, a przy tym niezwykle zdeterminowanego dziennikarza śledczego.

Ocena: