„Oświęcim. Czarna zima ” – recenzja książki

Rok wydania – 2020

Autor – Marcin Kącki

Wydawnictwo – Znak Literanova

Liczba stron – 400

Tematyka – reportaż na temat współczesnego Oświęcimia i problemów tragicznego dziedzictwa, z którymi boryka się miasto – historia walki o tożsamość.

Niedawno w mediach ukazała się informacja o izraelskim hokeiście, który przeszedł do Unii Oświęcim (czołowego zespołu w Polsce, z aspiracjami do walki o mistrzostwo), czym wywołał ostre reakcje niektórych środowisk żydowskich. Eliezer Szerbatow zapewne nie spodziewał się, że jego transfer może wywołać burzę i liczył na rozwój dobrze zapowiadającej się kariery. Bo w gruncie rzeczy, dlaczego miałby się spodziewać? A może właśnie powinien? Może to, o czym pisze Marcin Kącki w „Czarnej zimie” to właśnie kwintesencja przekleństwa Oświęcimia, miasta na zawsze naznaczonego jedną z największych tragedii w dziejach ludzkości?

Po lekturze reportażu Kąckiego nie mam wątpliwości, że tak właśnie jest, choć oczywiście nie zamierzam rozgrzeszać mieszania sportu z historią i polityką. Musimy sobie jednak uświadomić, że od pewnych połączeń zwyczajnie nie da się uciec. Nawet tyle lat po zakończeniu wojny. Auschwitz – ta złowroga nazwa na zawsze związała się z tragedią Holocaustu i trudno jest mi sobie wyobrazić, że kiedyś Oświęcim rozpocznie na nowo, z czystym bilansem i sumieniem. Choć to nie Oświęcimia, a już na pewno nie oświęcimian, wina, że to właśnie tutaj Niemcy postanowili stworzyć ośrodek eksterminacji na masową skalę. Tyle tylko, że trzeba z tym żyć. Piętno Auschwitz zostało na zawsze odciśnięte na Oświęcimiu, a miasto – nawet jeśli to tylko legenda – chyba faktycznie zostało wieki temu przeklęte przez ostatniego zakonnika z likwidowanego tu klasztoru.

Nigdy nie byłem specjalnym fanem reportaży. Kwalifikowałem ja jako przerysowanie rzeczywistości i przeintelektualizowane generalizacje. Być może ich nie rozumiałem i dopiero wraz z doświadczeniem lub dojrzałością mogłem dorosnąć do lektury. Cieszę się, że mam ten okres już za sobą, bo teraz do książek takich jak ta Kąckiego mogę zasiąść z czystym sumieniem i nieskrywaną przyjemnością. Kącki pisze świetnie. Mozaika historii, jakie prezentuje, buduje obraz miasta, jakich wiele – targanego zwykłymi emocjami, kształtowanego przez życiowe sukcesy i porażki, ludzie dramaty i chwile zbiorowej radości. Ale jednak innego, bo pogrążonego w odmętach historii. Miasta, które nie może zapomnieć, bo cały świat o nim pamięta. To jeden z największych paradoksów współczesnej turystyki – mało jest miejsc tak dobrze rozpoznawalnych jak Auschwitz. A mimo tego trudno mi się sobie wyobrazić miasto, które chciałoby się kojarzyć z taką „marką”.

Kącki mierzy się z trudnym wyzwaniem. Jak pisać o Oświęcimiu obiektywnie i nie dać się zwieść krzywdzącym stereotypom? Na ogół udaje się mu wyjść obronną ręką, choć momentami zdaje się nieco dramatyzować. Nie jestem aż takim pesymistą jak autor, choć zgadzam się z główną tezą o pewnym „przekleństwie”. Nie podzielam też niektórych katastroficznych wręcz poglądów, że w Polsce odżywa antysemityzm, że pogromy mogą stać się elementem współczesnej rzeczywistości. Wiem jednak, że poczucie strachu, odarcia z godności to sprawa tak poważna, że jako świadomi odbiorcy powinniśmy wsłuchać się w każdy z tego typu głosów – żydowskich, romskich, polskich. Kącki daje nam ku temu możliwość. Warto z niej skorzystać i wyciągnąć własne wnioski.

Ocena: