Ostatni świadek – Joanna Lamparska – recenzja książki

Tytuł – Ostatni świadek

Rok wydania – 2022

Autor – Joanna Lamparska

Wydawnictwo – Znak Koncept

Liczba stron – 395

Tematyka – Dolny Śląsk w okresie końca II wojny światowej ukazany z perspektywy „poszukiwaczy skarbów”, którzy, by zdobyć łup, nie cofali się przed niczym.

Ocena – 7/10

O powojennych poszukiwaczach skarbów, szczególnie tych w formie pozostałości po łupieżczej polityce okupacyjnej III Rzeszy, napisano wiele mniej lub bardziej solidnych publikacji. Jak to z poszukiwaczami skarbów, sensacja często goniła sensację, co nie zawsze szło w parze z jakością dokumentacji. Znam i takich czytelników, którzy szerokim łukiem omijają próby dokopywania się do tajemnic bazujące na domysłach i niedopowiedzeniach. Za mało w nich konkretów, za dużo miejsca na popuszczenie wodzów fantazji. Tyle że właśnie te publikacje często cieszą się ogromną popularnością szerokiego grona odbiorców, nierzadko wręcz napędzając zainteresowanie historią. Zainteresowanie i emocje – to nie tylko fascynujący temat opierający się na zagadkach i niewyjaśnionych przez dziesięciolecia tajemnicach (choć rozwiązanie niektórych z nich jest pewnie bardziej prozaiczne, niż przypuszczamy), ale i doskonały materiał na studium ludzkich przypadków. Chciwość, bezwzględność, szaleńcza determinacja – od biedy są to cechy, które przypisalibyśmy łowcom przygód. Tyle że w tym wypadku owe „przygody” były często zbudowane na ludzkiej krzywdzie i cierpieniu.

Dla Joanny Lamparskiej poruszanie się w świecie niedopowiedzeń i poszlak to nie pierwszyzna. Eksplorowała już tajemnice II wojny światowej i Dolnego Śląska. „Ostatni świadek”, choć narracja została zbudowana wokół bazowej historii Leonarda von Schrecka (fejkowej, czy nie – dającej do myślenia w szerszych kategoriach), to zbiorowy obraz środowiska poszukiwaczy skarbów, często hermetycznego, wypełnionego po brzegi nieufnością i teoriami spiskowymi. Aż dziw bierze, że Lamparskiej ten klimat nie udziela się w większym stopniu, bo przy takiej intensywności kontaktów mogłaby śmiało odlecieć.

Tymczasem prowadzi bardzo zgrabne, wielowątkowe dziennikarskie śledztwo. Von Schreck stanowi punkt wyjścia, ale Lamparska odbiega od głównego wątku. Co do zasady interesują ją losy zagrabionych przez Niemców dóbr, które po wojnie albo szmuglowano, albo gromadzono „na lepsze czasy”, gdy namaszczeni przez grupki pospolitych, choć owianych aurą tajemniczości, złodziei mianowali swoich „strażników”. Głęboko wnika w środowisko poszukiwaczy skarbów, nie wystawiając mu najlepszej oceny. Sprawnie opisuje najważniejsze przypadki rabunku polskich dzieł sztuki, wskazując z imienia i nazwiska winnych tego procederu. Stawia oskarżenia pod adresem władz Polski Ludowej, ale i prywatnych kolekcjonerów. Wszystko to ze swadą, wciągając odbiorcę w przedziwny świat, w którym nie sposób odsiać plotki od prawdy.

W czasie lektury miałem zresztą pewien problem z oddzieleniem zdarzeń prawdziwych od pewnych wyobrażeń na temat tego, jak mogła wyglądać historia. Beletryzowana forma narracji niektórych fragmentów sprzyja dynamice opowieści, dodaje jej aury tajemniczości, ale jednocześnie odbiera książce naukowy charakter. To zawsze powoduje pewien zgrzyt, zwłaszcza gdy nie możemy jednoznacznie stwierdzić, czy autor lub jego rozmówcy nie popuścili nadmiernie wodzy fantazji. Myślę, że Lamparska starała się uatrakcyjnić lekturę, zrobiła to solidnie pod względem warsztatowym, ale „Ostatniemu świadkowi” ostatecznie do dokumentu daleko. Na marginesie, pod względem narracyjnym momentami nieco przypominała mi Magdalenę Ogórek, tyle że trzymała w ryzach poetyckie zacięcie (zazwyczaj). 

Autorce absolutnie nie można odmówić pasji do poznawania tajemnic Dolnego Śląska. Z ogromnym zacięciem identyfikuje kolejne tematy i prowadzi śledztwo, w którym dziennikarska dociekliwość miesza się z ciekawością podróżnika-historyka. Jej portrety miejsc i ludzi są wyjątkowo ciekawe, często wielowątkowe, a sposób włączania czytelnika w przeżywanie wydarzeń z jej udziałem sprawia, że książkę czyta się jednym tchem. Na koniec jednak przychodzi smutna refleksja, że znaczna część z tego, co opisała Lamparska, może być wymysłem ludowej fantazji, dziesięcioleci tworzenia legend i czekania na cud. W przypadku von Schrecka nie pomaga także brak konkretnego epilogu i pozostawienie czytelnika w sferze domysłów, na domiar złego z nadanym jednemu z bohaterów pseudonimem. Czy zatem wierzę w skarby? A pewnie, że wierzę, choć zachowuję zdrowy sceptycyzm. Lamparska na pewno dołożyła do tego swoją cegiełkę, umiejętnie rozgrywając kartę von Schrecka, by przypomnieć mi, że jeszcze wiele tajemnic czeka na odkrycie, ale nie warto ufać na słowo ich „poszukiwaczom”. 

Ocena: 7/10