Oskar Dirlewanger – Soraya Kuklińska – recenzja książki

Tytuł – Oskar Dirlewanger

Rok wydania – 2021

Autor – Soraya Kuklińska

Wydawnictwo – IPN

Liczba stron – 543

Tematyka – biografia Oskara Dirlewangera, dowódcy owianej złą sławą jednostki uczestniczącej w tłumieniu Powstania Warszawskiego.

Ocena – 7,5/10

Niemieccy dowódcy zaangażowani w tłumienie Powstania Warszawskiego zapisali wyjątkowo ciemne karty historii. W polskiej historiografii słusznie wymienia się ich w gronie morderców, bandytów i zbrodniarzy wojennych. Rzeź na Woli to jeden z największych dramatów ludności cywilnej okresu II wojny światowej. Oskar Dirlewanger i jego jednostka uczestniczyli wówczas w walkach o Warszawę, ale – wbrew obiegowej opinii – na Woli to nie oni grali pierwsze skrzypce. Nie zmienia to faktu, że mieli na sumieniu wiele niewinnych ludzkich istnień, a ich szlak bojowy – mimo deklarowanych szczytnych ideałów – naznaczony był brutalnymi pacyfikacjami i brakiem litości dla bezbronnego przeciwnika. Jeśli ktoś miałby wątpliwości, powinien przeczytać biografię Dirlewangera wydaną przez Instytut Pamięci Narodowej.

Soraya Kuklińska zmierzyła się z trudnym zadaniem scharakteryzowania Dirlewangera i jego żołnierzy. Oto mamy do czynienia z odrażającą postacią, która jednak cieszyła się ogromną estymą u podwładnych. W skład jednostki Dirlewangera wchodzili zwykli bandyci, rekrutowani na zasadzie odstępstwa od kary. Nic dziwnego, iż darzyli swojego dowódcę nabożnym wręcz szacunkiem, a jego naturalne przymioty mogły im imponować. Opisywali go jako „człowieka czynu”, gotowego do poświęceń i zawsze idącego do walki. Ich relacje, w tym cytaty z późniejszych wypowiedzi, znajdziemy na kartach książki Kuklińskiej w wielu miejscach i dają one dość jednostronny obraz Dirlewangera. Można by pomyśleć, że był to gość o żelaznych zasadach, kierujący się nieomal rycerskim kodeksem honorowym. Nic bardziej mylnego.

Kuklińska sama wyprowadza nas z błędu, choć nie zawsze w sposób w stu procentach przekonujący. Odniosłem wrażenie, że opinie otoczenia nieco przysłoniły prawdziwy obraz głównego bohatera opracowania. Jednocześnie jednak Kuklińska stara się ukazać Dirlewangera – jak sama zresztą pisze – takim, jakim był, przez co zwraca uwagę na wieloaspektowość jego natury i nie koncentruje się wyłącznie na zbrodniczej części jego wojennej działalności. To dodaje narracji wiarygodności i obiektywizmu, nawet jeśli czasem można odnieść wrażenie, że autorka chciałaby oczyścić Dirlewangera z części zarzutów, które niesłusznie stawiano mu po wojnie, przerzucając odpowiedzialność z innych dowódców lub po prostu kierując się niepotwierdzonymi plotkami.

Doceniam zatem próbę ukazania Dirlewangera w sposób zróżnicowany. Autorka podpiera się licznymi wspomnieniami, które mają ukazać funkcjonowanie jego jednostki i sposób zarządzania podwładnymi. Kuklińska nie stroni od opisów otoczenia, w którym służył Dirlewanger. To po prostu przerażający, potworny obraz zezwierzęcenia – orgie, libacje, gwałty, grabieże, a przy tym kłótnie i nawet nieskrywana wzajemna nienawiść i obrzydzenie pośród nazistowskiej wierchuszki. Ohydne postaci, wśród których Dirlewanger był tylko jednym z wielu. Nie oznacza to, że jego zbrodnie można relatywizować. Wprost przeciwnie, nie odróżniał się od swoich kolegów-zbrodniarzy z SS i należy jednym tchem wymieniać go obok takich ludzi jak Reinefahrt (nawet jeśli się nienawidzili) czy Himmler.

Odnotować trzeba rozdziały poświęcone bezpośrednio Powstaniu Warszawskiemu. Tutaj autorka szczegółowo opisuje szlak bojowy Dirlewangera i jego żołnierzy, ale i dynamikę relacji między kluczowymi niemieckimi dowódcami. Jest to o tyle ciekawe, że ukazuje kulisy procesów decyzyjnych po stronie niemieckiej, co w polskiej historiografii nie pojawia się często. Warto także zwrócić uwagę na pewien rozdźwięk w tym, co deklarował i co robił Dirlewanger. Autorka niewątpliwie docenia, iż Dirlewanger jako dowódca surowo karał przejawy zbrodniczych zapędów. Jednocześnie nie stronił od bestialskiego mordowania ludności cywilnej, także w Warszawie, co przecież absolutnie nie licowało z rzekomym kodeksem. Warszawiaków zakwalifikował, idąc tropem jego mocodawcy Heinricha Himmlera, jako tych, którym prawo do życia nie przysługuje. A to dało mu „licencję na zabijanie”.

Biografia Oskara Dirlewangera silnie osadzona w realiach funkcjonowania kierowanej przez niego jednostki była dobrym pomysłem. Kuklińska wykazała się dużymi zdolnościami badawczymi i analitycznymi (świadczą o tym liczne materiały, które wzięła na tapet, nie pozostawiając ich bez komentarza i krytycznej ewaluacji) i demitologizowała część plotek narosłych wokół biografii Dirlewangera. To niewątpliwie solidna pozycja, dobrze usystematyzowana i bogato dokumentowana, choć momentami napisana dość suchym językiem i bazująca na metodycznych wyliczeniach faktów (szczególnie w ramach opisów działań na froncie). Całości dopełniają liczne aneksy obejmujące krótkie rysy biograficzne żołnierzy oddziału, ale i meldunki i rozkazy dające wgląd w jego funkcjonowanie. Nie mam zatem wątpliwości, iż pozycja ta ma duży potencjał merytoryczny i dla osób szukających pogłębienia wiedzy będzie cennym źródłem informacji.

Ocena – 7,5/10