Nic się nie działo – Tomasz S. Markiewka – recenzja książki

Tytuł – Nic się nie działo. Historia życia mojej babki.

Rok wydania – 2022

Autor – Tomasz S. Markiewka

Wydawnictwo – Czarne

Liczba stron – 212

Tematyka – mikrohistoria napisana na bazie wspomnień babki autora, Anny Markiewka, ukazująca historię społeczności przez pryzmat dziejów jednostki.

Ocena – 7/10

Ilekroć czytam wspomnienia spisane przez członka rodziny, młodszego o pokolenie lub dwa, zawsze zastanawiam się, ile podobnych historii wciąż czeka na odkrycie w zakamarkach rodzinnych archiwów. Ile podobnych historii umknęło nam bezpowrotnie, gdyż nikt – jak Tomasz S. Markiewka – nie wpadł na pomysł ich zanotowania. Ile z nich nie zostanie już nigdy opowiedzianych. Ile przez lata czekało na opowiedzenie, ale wcześniej przyszła śmierć świadków zdarzeń.

Tomasz S. Markiewka miał i dużo zapału, i dużo szczęścia. Dużo zapału, bo przekucie czyjejś opowieści w piękny historyczny reportaż o świecie, którego już nie ma, nigdy nie jest łatwą sztuką. Dużo szczęścia, bo miał okazję tej opowieści wysłuchać. Sporo w tym wszystkim melancholii, mam świadomość, iż przebrzmiewa ona nawet z tekstu recenzji. Muszę się przyznać, iż Ujsoły są mi w pewien sposób szczególnie bliskie jako rodowitemu góralowi i wielkiemu miłośnikowi Milówki. W największym uproszczeniu „Nic się nie działo” jest rozbudowanym wspomnieniem, swego rodzaju oryginalną biografią babki autora. Choć może lepiej nazwać ją „opowieścią o życiu”. Markiewka zabiera nas bowiem w rejs do przeszłości. Rejs, który sam musiał wielokrotnie odbywać, słuchając opowieści babki, ale i obserwując z bliska miejsca, które zmieniły czas i historia. Zdarzają mu się wtręty odnoszące się do współczesności, co pokazuje tylko, iż nie wszystko, o czym pisze, zniknęło. Ujsoły się zmieniły, ale przecież nie całkowicie.

Zmieniło się też społeczeństwo. Markiewka stara się nam pokazać tę ewolucję w perspektywie zmian zachodzących w skali mikro i makro. Dobitnie pokazuje, iż wielkie wydarzenia kształtują życie jednostek. Stara się ukazać codzienność przez pryzmat większej całości. Codzienność fascynującą prostotą, często wiejskim pragmatyzmem, w którym na wielką politykę patrzyło się przez pryzmat własnego podwórka. Nie mam wątpliwości, iż mechanizmy te nie zniknęły i wciąż są silnie zakorzenione – nie należy tego w żaden sposób potępiać ani stygmatyzować, należy zrozumieć, a przynajmniej wyjść naprzeciw mentalności dziedziczonej w kolejnych pokoleniach.

Jestem przekonany, że wielu czytelników znajdzie w opowieści Markiewków coś dla siebie. Coś, z czym będą mogli się utożsamiać. Miejsca, do których powrócą z tęsknotą za minionym. Mimo iż sam jestem z pokolenia urodzonego na przełomie systemowej transformacji, cały czas mam w pamięci dawno utracony dziecięcy raj podhalańskiej wsi. Gdy czytam wspomnienia takie jak „Nic się nie działo” – nawet biorąc pod uwagę ich nierzadko tragiczny wymiar – powracam myślami do tamtych dni.

Historia odgrywa w naszym życiu niebagatelną rolę. Nasze wybory są często wypadkową tego, co pozornie nas nie dotyczy, a w praktyce kształtuje rzeczywistość dokoła. Tomasz S. Markiewka bardzo umiejętnie ukazał przenikanie się trzech perspektyw – narodowej, zbiorowej i indywidualnej (rodzinnej). Jego książka to nie tylko wspomnienia babki – anonimowej z punktu widzenia historii narodu. Owa historia składa się bowiem właśnie z milionów podobnych opowieści. Opowieść snuta na kartach „Nic się nie działo” jest tylko pozornie banalna, oczywista. Markiewka jest sprawnym obserwatorem, dokumentalistą, ale i dobrym pisarzem. Atutem autora jest umiejętność prezentowania czytelnikowi dyskretnych analiz, schowanych gdzieś pomiędzy anegdotą, stylizowanym dialogiem a plastycznym opisem.

Czego mi zabrakło? Może nieco więcej reminiscencji z okresu wojny (główna bohaterka była dzieckiem, ale w pamięci zbiorowej wojna przecież mocno przebrzmiewała), rozszerzenia tematu koegzystencji z ludnością żydowską i problematyki Holocaustu w życiu lokalnej społeczności, szerszego uwzględnienia kwestii tradycji wywodzącej się z wiary katolickiej i roli Kościoła w kształtowaniu stosunków wiejskich (pojawia się natomiast interesujący wątek przynależności do Świadków Jehowy). To trudne tematy, często pomijane w rodzinnych opowieściach, niektóre z nich są przedmiotem zbiorowego wyparcia. Pamiętajmy także, iż autor bazował na wspomnieniach swojej babki, z którą łączyły go oczywiste więzi emocjonalne. Nie wiem, na ile był w stanie weryfikować jej opowieść i wizję świata, na ile opowieść była też próbą autokreacji. Z drugiej strony, to właśnie ta unikatowa wizja świata jest taka pociągająca – ukazuje bowiem perspektywę jednostki, czasem wyrażającą więcej niż dogłębne analizy historyków. „Nic się nie działo” przeczytałem zatem z zainteresowaniem, szacunkiem. Podszedłem do książki bez większych oczekiwań, a po lekturze mam poczucie, iż moje horyzonty nieco się poszerzyły. Przede wszystkim dlatego, że chciałem wysłuchać, co ma mi do powiedzenia przedstawiciel minionego pokolenia i minionego (choć nie całkiem!) świata.

Ocena – 7/10