„Neapol ’44” – recenzja książki

Rok wydania – 2014

Autor – Norman Lewis

Wydawnictwo – Czarne

Liczba stron – 212

Seria wydawnicza – Reportaż

Tematyka – wspomnienia brytyjskiego agenta służby wywiadowczej z okresu pobytu na froncie włoskim.

O kampanii włoskiej napisano już naprawdę wiele książek, które na polskim rynku sprowadzić można jednak do szlaku bojowego II Korpusu Polskiego dowodzonego przez gen. Władysława Andersa. Polacy oczywiście nie byli we Włoszech sami, a szturm na niemieckie rubieże obronne przypuściła wielotysięczna i wielonarodowa armia, która przeszła trudny szlak wzdłuż apenińskiego buta. Jednym z tych, którzy znaleźli się blisko metaforycznej podeszwy był Norman Lewis, który w 1944 roku pełnił służbę jako oficer amerykańskiego wywiadu. W spisanej po wojnie relacja zabiera nas w magiczną podróż do świata, którego zrozumieć nie sposób.

Polska wersja książki ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne, które w ostatnich miesiącach brylowało w reportażach wojennych. I w tym wypadku mamy do czynienia z opracowaniem bardziej dziennikarskim niż rzetelną pracą historyka pogrążoną w archiwach. Lewis dzieli się bowiem wrażeniami z pobytu we Włoszech, a tytułowy Neapol traktuje jak bazę wypadową dla pouczającej wędrówki po ludzkiej naturze. Odmalowane przez niego obrazy mogą szokować (mieszkańcy zajadający rybki służące jako eksponaty dla miejscowego akwarium!), ale trudno odmówić im prawdziwości. Wojenny świat ciężko dzisiaj zrozumieć. Ciężko również zrozumieć pracę Lewisa, który jako oficer wywiadu spotykał się wyrzutkami społecznymi, mętami, prostytutkami i prostytuującymi się intelektualnie adwokatami, szukając cennych informacji, które mogliby wykorzystać nowi władcy tego dziwnego świata. Miał być rajem, a stał się piekłem. Zaglądamy zatem w miejsca, o których istnieniu pewnie byśmy nawet nie pomyśleli. A gdy zobaczymy, co się tam wyprawia, groza zniszczeń wojennych będzie bardziej rzeczywista niż kiedykolwiek.

Na uwagę zasługuje niezły styl autora, który w umiejętny sposób wciąga czytelnika w odmalowany przez siebie świat. Nie stroni od czarnego humoru i ironii, przyglądając się kolejnym postaciom z przymrużeniem oka i odmalowując ich sylwetki z dziennikarskim zacięciem. Godny uwagi jest autentyzm relacji pisanej z perspektywy człowieka, który widział i odnotował charakterystyczne cechy okupowanego kraju. Nie brakuje absurdów, ale i ludzkich dramatów, które dzisiaj mogą szokować. Wtedy były codziennością. Życie neapolitańczyków naznaczone było grozą wojny, która odcisnęła na charakterze miasta silne piętno. Wyrażało się to nie tylko w łatwych do uchwycenia zniszczeniach, braku jedzenia i rosnącej przestępczości – kształtowało także postawy, wypaczając psychikę i zabijając ludzką wrażliwość. Te trudne do zobrazowania zmiany wyłapuje bez trudu Lewis, który przygląda się Włochom przez soczewkę i stara się ich zrozumieć. Gdy wybrał się do walącej chałupy Antonio Priorego, zobaczył, że wojna to nie tylko wielkie militarne kampanie – to cierpienie tych niewinnych i nieodwracalne zmiany, które wyniszczyły całe pokolenie Włochów. Znieczulica udzieliła się chyba także alianckim żołnierzom. Wśród nich prym wiedli nieprzejednani żandarmi. Ich postawa przypomina bardziej niemieckie okupacyjne „ordnung muss sein” niż wyrozumiałość wyzwolicieli i obrońców. Gdy czytałem „Zawodowca” Johna Grishama, zakochałem się w Italii. Lewis skutecznie wyleczył mnie z miłości, by na koniec zaszczepić ją na nowo. To potrafią tylko najlepsi.

Trudno jednoznacznie ocenić charakter „Neapolu ’44”. Z jednej strony, za sprawą świetnego stylu pisarskiego i umiejętnie prowadzonego dialogu z czytelnikiem, mamy do czynienia z doskonałą lekturą, którą czyta się łatwo, szybko i przyjemnie. Z drugiej strony, za sprawą trudnych, często bardzo ciężkich tematów, podejmowanych przez Lewisa nie można się oprzeć wrażeniu, iż nad publikacją wisi coś mrocznego. Groza wojny, choć w zupełnie innym wydaniu, jest to widoczna jak na dłoni. I choć życie mieszkańców Neapolu w czasie II wojny światowej nie było tak tragiczne, jak wielu Polaków, a niejednokrotnie zdarzały się im przejawy spontanicznej radości i zbiorowego entuzjazmu, Włochy nie jawią się już jako magiczna kraina położona wśród oliwnych gajów i drzew cytrusowych. Na światło dzienne wychodzi mroczna ludzka natura, która jest identyczna, niezależnie od szerokości geograficznej. Świetny styl, świetny reportaż, świetna książka – nie zostaje nic innego, jak tylko polecić.

Ocena: