Las zbliża się powoli – Rafał Hetman – recenzja książki

Tytuł – Las zbliża się powoli

Rok wydania – 2022

Autor – Rafał Hetman

Wydawnictwo – Czarne

Liczba stron – 288

Tematyka – fascynujące śledztwo reporterskie poświęcone historii zbrodni w Dębrzynie, gdzie po II wojnie światowej grupa bandytów okradała i mordowała Polaków wracających z robót w III Rzeszy.

Ocena – 7,0/10

Dębrzyna koło Przeworska. Miejsce niemal anonimowe na mapie Polski, środek lasu na Podkarpaciu. Do podręczników historii raczej nie trafi. A jednak istotne. I nie takie znowu zapomniane. Wszystko za sprawą „przeklętego lasu”, w którym kilkadziesiąt lat temu dochodziło do brutalnych morderstw. Kilka lat temu historia Dębrzyny zainteresowała Magdalenę Lubańską i Pawlinę Carlucci Sforza, które wspólnie stworzyły film dokumentalny zatytułowany symbolicznie „Wielki strach”. Zrelacjonowały wydarzenia z lat 1945-1946, gdy „nieznani” sprawcy zamordowali kilkadziesiąt, a według bardziej odważnych szacunków nawet kilkaset osób powracających z przymusowych robót w III Rzeszy. Wszystko to nieomal na oczach mieszkańców okolicznych wsi, którzy przez kilkadziesiąt lat bali się mówić o tragicznych wydarzeniach.

Czy można się im dziwić? Rafał Hetman w swojej drugiej reporterskiej książce zatytułowanej „Las zbliża się powoli” rusza na Podkarpacie, by szukać widocznych i niewidocznych śladów zbrodni. Te widoczne znaczą liczne krzyże w okolicznych lasach. Te niewidoczne są na trwałe zapisane w psychice, która nierzadko nie pozwala przekroczyć bariery dzielącej wyparcie i zapomnienie od konfrontacji z przeszłością. Nie ma co szafować oskarżeniami, pamiętajmy, w jakich warunkach tuż po wojnie przyszło żyć mieszkańcom Dębrzyny. Jeśli mielibyśmy coś im zarzucić, to brak cywilnej odwagi, by w późniejszym czasie zmierzyć się z przeszłością i złożyć zeznania obciążające winnych. O tym, że ludzie z okolicznych miejscowości wiedzieli, kto stoi za makabrycznymi zbrodniami jestem absolutnie przekonany. Mam jednak świadomość, jak ogromną rolę odgrywał w tej społeczności zbiorowy lęk, który i siedemdziesiąt lat później wiązał języki i zamykał drzwi przed drążącymi sprawę autorami.

Niestety, Dębrzyna jest przykładem ciemnych kart zapisanych przez naszych rodaków po zakończeniu II wojny światowej. Nie wystarczą rzetelne badania historyczne, które pokażą, kto był winnym morderstw, kogo zabito, jakie były motywacje sprawców. To niejako wątki wtórne, choć oczywiście również mające znaczenie i przebrzmiewające w reportażu Hetmana. W moim odczuciu najważniejsze jest skonfrontowanie się z własną historią. Mieszkańcy tamtych okolic przez lata mieli z tym problem, ale też trudno się im dziwić – rozdrapywanie ran, grzebanie w historii, wyciąganie na światło dzienne niewygodnych faktów – nie są to rzeczy, z którymi musimy mierzyć się na co dzień, których akceptacja przychodzi z łatwością, zwłaszcza gdy wspomnienia zakopano głęboko i wyciągano je co najwyżej ukradkiem, w tajemnicy.

Owe skonfrontowanie się ma szerszy wymiar, nawet nie tyle społeczny, co być może narodowy. Prawdziwą dojrzałość poznaje się bowiem po tym, w jaki sposób prowadzi się narrację na temat niechlubnych elementów przeszłości. Dębrzyna może tutaj posłużyć jako przykład. Przez lata towarzyszyła jej zmowa milczenia. Hetman niejednokrotnie pukał do drzwi zamkniętych szczelnie od kilkudziesięciu lat, w wielu wypadkach nie przebił się przez niewidzialny mur, którym mieszkańcy chcieli się odciąć od przeszłości. Zadanie Hetmana było piekielnie trudne, ale konsekwentnie lepił swoją historię ze skrawków, szukał nowych źródeł i nie zrażał się niepowodzeniami.

Jego reportaż to wciągająca opowieść. O ludziach, o wykreowanym przez nich świecie. O zbiorowej amnezji i strachu. Do tekstu można jednak mieć pewne zastrzeżenia – te dotyczą głównie wypełniania narracji informacjami niezwiązanymi z głównymi wątkami i zbagatelizowanie problematyki (trudnej, zgadza się) tego, co naprawdę wydarzyło się w lesie i kto za tym stał. Hetman słusznie dekoduje mechanizm, który może wskazywać na najprostszą, prozaiczną motywację sprawców. Chciwość. Szkoda, że przy tej okazji nie idzie dalej, nie drąży, nie doprowadza reporterskiego śledztwa do końca. Co gorsza, czasem traci z oczu główny wątek, by odwoływać się do innych „społecznych przymiotów”, którym zdaje się wypowiedział wojnę. Odwołuje się do lokalnego antysemityzmu, sięgając po historie Żydów prześladowanych przez sąsiadów. Nie to jest jednak zasadniczym przedmiotem jego reportażu i nie do końca jestem pewny, czy takimi odwołaniami chciał nakreślić atmosferę skrytobójstwa i hipokryzji panującą w okolicy (co miałoby jakiś sens), czy też przy okazji wesprzeć inną narrację. A i z Kościołem autorowi nie po drodze, wobec czego wrzuca sobie między wierszami fragmenty kontrowersyjnego kazania. I znowu, jest to element miejscowej kultury, ale znaczenie dla mordów w dębrzyńskich lasach ma średnie. Stara się także ukazać pracę reportera od strony warsztatu. Ciekawie, ale nie gra to pierwszoplanowej roli, ponownie sprawiając, że zasadnicze wątki gubią się w narracji.

Wszystko to składa się na obraz książki mocnej, ciekawej, ale jednocześnie nierównej. Nie chcę mówić, że niedopracowanej, gdyż autor miał określoną koncepcję i najwyraźniej mocno się jej trzymał. Ukazał kulisy ważnego zjawiska, jakim jest zbiorowa niepamięć i za to słowa uznania. Odgrzebał zapomnianą sprawę, ale nie doprowadził swojego śledztwa do końca. W jego historycznym reportażu to reportaż zdecydowanie dominował nad historią. Tego nieco szkoda, choć na pewno nie można mówić o zmarnowanym potencjale, bo ten w tekście Hetmana dostrzeżemy na pierwszy rzut oka.

Ocena 7,0/10