„Kryptonim Verity” – recenzja książki

Rok wydania – 2014

Autor – Elizabeth Wein

Wydawnictwo – PWN/Imprint

Liczba stron – 368

Seria wydawnicza – Brak

Tematyka – szpiegowska opowieść osadzona w realiach II wojny światowej.

Historie szpiegów działających na frontach II wojny światowej wydają się szczególnie interesujące. Odrobina adrenaliny, tajemnice i wielkie akcje, które mogły zmienić oblicze konfliktu. Tylko w teorii. Rzeczywistość często wyglądała zgoła odmiennie – szara, nieciekawa praca i nieustanne oglądanie się za siebie. Najnowsza książka Wydawnictwa Imprint – „Kryptonim Verity” Elizabeth Wein – łączy ze sobą obie wizje pracy dla wywiadu, przenosząc nas w skomplikowany, ale przez to niezwykle intrygujący świat drugowojennego konfliktu rozgrywającego się na cichym froncie.

Elizabeth Wein opowiada historię tajnej agentki, która wpada w ręce Gestapo. Całość została napisana w klimacie dobrej powieści sensacyjnej. Autorka zwraca uwagę na szczegóły narracyjne, umiejętnie budując napięcie poprzez ekstrawagancki rozwój fabuły. Być może zepsuję niektórym czytelnikom lekturę, ale dla dobra recenzji napisać trzeba, że cała historia to wytwór wyobraźni autorki i nie ma w niej za wiele odniesień do prawdziwych wydarzeń. Ot, zwyczajna powieść osadzona w klimacie II wojny światowej. Nie można jej jednak dyskwalifikować z tego powodu, gdyż na jej korzyść przemawiają inne aspekty, przede wszystkim warsztat pisarski Wein.

Ocena samej fabuły obejmować musi co najmniej dwie kwestie. Z jednej strony, rozwój wydarzeń – pojmanie, przesłuchanie, niewola – i dynamika akcji składają się na dość ciekawą i oryginalną lekturę, która momentami naprawdę wciąga. Z drugiej, szereg elementów, w tym kilka rozwiązań zastosowanych przez autorkę, może drażnić. Nieustannie irytuje mnie pisanie w pierwszej osobie liczby pojedynczej, które odbiera połowę przyjemności z lektury książki o tematyce sensacyjnej. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że ten schemat jest dość popularny na Zachodzie, ale zawsze skutecznie pozbawia mnie dużej części emocji. Konstrukcja książki, na wskroś oryginalna (forma raportu), nie wszystkim przypadnie do gustu. Myślę, że część czytelników również odbierze ją jako sztuczną i mocno naciąganą. Gdy weźmiemy pod uwagę, że prawdopodobieństwo wydarzenia się tego typu historii jest bliskie zeru (zostawiam sobie minimalny margines błędu), odczucie absurdu będzie nam towarzyszyć niemal przez całą lekturę. Nie dajmy się mu jednak zwieść, gdyż fabuła ma swoje uroki i, co najważniejsze, potrafi zaskakiwać! I w tym wypadku nie chcę Państwu ujawniać szczegółów, gdyż zepsułbym niewątpliwą przyjemność samodzielnych prób kalkulowania i szukania rozwiązań. Proszę mi wierzyć, momentami jest naprawdę ciekawie.

Problemem może być natomiast nieustanne uczucie absurdu opisywanej sytuacji. Gdybym potrafił przymknąć na to oko, pewnie byłoby mi łatwiej zaakceptować formę „Kryptonimu Verity”. Co gorsza, pierwsza część składająca się z raportu Verity jest często zwyczajnie nudna. Wiele fragmentów można by zwyczajnie wyrzucić i, oczywiście, to dziwaczne rozwiązanie. Tak, wracam do tego nieustannie, ale nie da się uciec od oceny niby oryginalnej, ale jednak nietrafionej formuły.

Sama idea przyjaźni kobiety-szpiega i kobiety-pilota wydaje się natomiast dość interesująca, zwłaszcza, gdy nałoży się na to sporo informacji dotyczących służby w brytyjskich siłach różnego typu. Potraktujmy to jako drobną wkładkę historyczną. Ba, po lekturze chętnie przeczytałbym coś poważnego w temacie kobiecych formacji z czasów II wojny światowej. To chyba dobitnie pokazuje moje podejście do książki. Mimo iż momentami dawałem się porwać koncepcji autorki (a przynajmniej próbowałem!), moje myśli błądziły po zupełnie innych miejscach. W gruncie rzeczy, przeszedłem obok książki obojętnie. Jak to z lekturami bywa (zwłaszcza tymi, których nie sposób oceniać pod względem merytorycznym), kwestia gustu.

Ocena: