Hiroszima 1945 – Chris Wallace, Mitch Weiss – recenzja książki

Tytuł – Hiroszima 1945

Rok wydania – 2022

Autor – Chris Wallace, Mitch Weiss

Wydawnictwo – Znak

Liczba stron – 398

Tematyka – zbiór historii opisujących jeden z najważniejszych momentów w dziejach ludzkości – kompleksowa opowieść o amerykańskim ataku na Hiroszimę.

Ocena – 7/10

Do książki Wallace’a i Weissa zasiadłem w lutym 2022 r., gdy rosyjska inwazja na Ukrainę rozgorzała już w pełni, a W. Putin nakazał postawienie sił nuklearnych w stan gotowości bojowej. Przez dziesięciolecia ludzkość nauczyła się żyć z zagrożeniem wojną nuklearną. Społeczność międzynarodowa tworzyła liczne systemy, które miały uchronić nas wszystkich przed rozpętaniem piekła, a może i końcem świata (na pewno końcem tego świata, jaki znamy). Co jakiś czas była konfrontowana z rzeczywistością, gdy kolejne państwa ogłaszały albo uzyskanie dostępu do technologii umożliwiających budowę bomby atomowej, albo chęć ich rozwoju. Wskazówki symbolicznego zegara pokazującego bliskość nadchodzącej zagłady konsekwentnie zbliżały się do 12:00. Zawsze wydawało mi się, że wyciągnęliśmy wnioski z przeszłości. Historia pokazuje jednak, iż ludzkość często nie uczy się na swoich błędach.

„Błędach” to może nie najbardziej adekwatne słowo. Nieświadomie chyba tak zakwalifikowałem zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki, gdy tymczasem sprawa była zdecydowanie bardziej skomplikowana i nie tak jednoznaczna, jak chcieliby to widzieć absolutni przeciwnicy energii nuklearnej. Sprowadzanie jej do wyboru moralnego jest nadmiernym uproszczeniem, choć uczestnicy amerykańskiego programu nuklearnego sprzed lat właśnie z takimi problemami musieli się zmierzyć. Ich rozterki były w pełni uzasadnione, choć niewielu zdawało sobie sprawę z ostatecznych konsekwencji stworzenia bomby atomowej.

Chris Wallace i Mitch Weiss odsłaniają część kulisów procesu decyzyjnego i prac nad amerykańskim programem atomowym, które w sierpniu 1945 roku doprowadziły do zniszczenia japońskiej Hiroszimy. Nie odczułem, by przesadnie moralizowali. Bardziej starali się ukazać codzienność głównych aktorów procesu przygotowań, zwracając uwagę na część ich motywacji i przekonań, na podstawie których świadomy odbiorca może samodzielnie zdecydować, jak należy ocenić projekt „Manhattan”. Ostrzegam jednak, iż nie są to oczywiście wystarczające materiały, by na ich podstawie wyciągać daleko idące wnioski natury strategicznej. To delikatny mankament. Stopień skomplikowania wojny na Pacyfiku i jej długofalowych konsekwencji jest zbyt duży, by można go było zamknąć w kilku akapitach. Dlatego „Hiroszima 1945” absolutnie nie powinna być kluczowym źródłem, na którym czytelnik powinien opierać wiedzę na temat ataku na Hiroszimę. Jest książką znakomitą, ale źródłem jedynie subsydiarnym.

Na to nakłada się jeszcze amerykanocentryzm autorów. Właściwie nie poznajemy perspektywy japońskiej. Oczywiście, ma to uzasadnienie w kontekście prezentacji programu budowy bomby atomowej (trudno, by uwzględniać tu Japończyków), ale już specyfika mentalności japońskiego społeczeństwa i armii, a na późniejszym etapie także reakcji społecznych i cierpienia ofiar, dobrze wpisałyby się w zakres tematyczny opracowania. Dlatego żałuję, iż ostatnie rozdziały nie zostały wydłużone. Rozumiem zamysł autorów, ale do pełnego obrazu brakowało mi solidnego podsumowania rozbitego na kilka większych części.

Docenić należy niewątpliwie popularnonaukowy styl publikacji. Czyta się ją fantastycznie. Plastyczne opisy, wartkie dialogi, masa ciekawostek, często natury psychologicznej i społecznej. Oczywiście, wiele wątków zostało przez to spłyconych, ale książka nie miała prezentować szczegółowych, skomplikowanych wzorów matematycznych, lecz ukazać unikatową perspektywę tego, co działo się za kulisami amerykańskiego programu „Manhattan”. Wyszło to fantastycznie i nawet laicy nie muszą się obawiać, iż przepadną w rozprawach naukowych. Ba, przyjęty przez Wallace’a i Weissa system opisu zdarzeń opierający się na odliczaniu do momentu eksplozji, połączony ze stojącą na wysokim poziomie narracją, sprawiają, iż książka po prostu trzyma w napięciu. Można jej zatem wybaczyć drobne niedociągnięcia. Przyjemność lektury rekompensuje drobne braki. Tych, którzy chcieliby szczegółowo zapoznać się z wszechstronnym, wielowątkowym, a przy tym dość technicznym opisem programu budowy bomby atomowej odsyłam do „Jak powstała bomba atomowa” Richarda Rhodesa, która na polskim rynku ukazała się w 2021 roku.

Ocena: 7/10