„Drzazga” – recenzja książki

Rok wydania – 2020

Autor – Mirosław Tryczyk

Wydawnictwo – Znak

Liczba stron – 351

Tematyka – kolejna książka Mirosława Tryczyka, w której w reporterskim stylu próbuje udowodnić, iż Polacy byli powszechnie zaangażowani w prześladowania ludności żydowskiej.

O Mirosławie Tryczyku zrobiło się głośno na polskim rynku książkowym, gdy w 2015 roku napisał kontrowersyjne „Miasta śmierci”. Mniej lub bardziej (raczej mniej) zawoalowana próba przypisania Polakom współodpowiedzialności za Holocaust wywołała – co zaskakiwać nie powinno – lawinę komentarzy. Gdy dostałem do rąk „Drzazgę”, wiedziałem, że będzie ona wymagała ode mnie dużego wysiłku intelektualnego, by skonfrontować się z tą samą tezą. Tryczyk wyruszył bowiem w podróż po Polsce, by zebrać relacje osób, które – podobnie jak on – odkryły, iż ich przodkowie, Polacy, byli zamieszani w zbrodnie przeciwko Żydom.

Temat trudny, choć pod wieloma względami niewątpliwie fascynujący, bo dotykający dwóch wymiarów postrzegania historii – wymiaru osobistego i wymiaru społecznego (może nawet bardziej narodowego). O ile ten pierwszy jest kwestią absolutnie subiektywną, o tyle ten drugi ma ogromną moc oddziaływania na szerokie masy. Oskarżenie Polaków o współudział w prześladowaniach ludności żydowskiej (celowo nie piszę „w Holocauście”, by nie powielać całkowicie nietrafionej i manipulującej semantyką narracji) to poważny zarzut, który musi być bardzo dobrze udokumentowany. I już w tym miejscu pierwszy zarzut pod adresem Tryczyka. „Drzazga” to reportaż, który wymyka się kryteriom stosowanym do prac naukowych. Wyciąganie z książki daleko idących wniosków jest zatem nieuprawnione, niezależnie od przekonań historycznych czy motywacji politycznej. Tryczyk, owszem, dociera do rozmówców, którzy potwierdzają autorskie tezy, a że pisze ze swadą, świetnie wplata pojedyncze historie w swoje wyobrażenie wielowymiarowego polskiego antysemityzmu, który w czasie wojny znajdował jego zdaniem ujście w regularnych pogromach. Niemal całkowicie pomija przy tym chociażby okupacyjny reżim, sprawiając wrażenie, iż pisze pod z góry założoną tezę.

Tryczyk jest nie tylko pisarzem, ale i wyrafinowanym psychologiem. Doskonale orientuje się w mechanizmach, które poruszą czytelników, szczególnie tych szukających potwierdzenia dla własnego, niekoniecznie trafionego, wyobrażenia rzeczywistości. W konsekwencji jego publikacja dostarcza paliwa przeświadczeniu, iż Polacy powszechnie angażowali się w eksterminację ludności żydowskiej. Tryczyk tak dobiera argumenty i tworzy taki nastrój, że można odnieść wrażenie, iż antysemityzm był w Polsce wyssany z mlekiem matki (nie trzeba chyba mówić, jakie poruszenie wywołało posłużenie się tym sformułowaniem przez pewnego polityka).

Tezy stawiane przez Tryczyka były szczegółowo analizowane przez historyków Instytutu Pamięci Narodowej, którzy podważyli przynajmniej część ustaleń, zwracając uwagę na nieuprawnione manipulacje. Nie wiem, jakie będą dalsze losy polemiki, nie chcę także w niej brać udziału, gdyż nie dysponuję ani wiedzą, ani możliwościami weryfikacji informacji zawartych przez Tryczyka w „Drzazdze”. Już na pierwszy rzut oka widać jednak, iż nie jest on obiektywny.

Tym, co doceniam, nawet jeśli forma jest nieadekwatna do powagi tematu, jest próba zwrócenia uwagi na pewne procesy, w które mogli być zaangażowani Polacy. Pisarze tacy jak Tryczyk próbują otworzyć społeczeństwo na gotowość do skonfrontowania się z niektórymi wypieranymi dotąd ze społecznej świadomości aspektami polskiej historii. Uważam, że otwarte mówienie o przewinach – przy czym trzeba to robić w sposób obiektywny, biorąc pod uwagę ogół czynników – prowadzi do rozliczenia się z własną przeszłością, a przez to uwypuklenia bohaterstwa tych, którzy nie poddali się okrutnemu reżimowi niemieckiej okupacji. Tak, wyparcie, to indywidualne i to zbiorowe (szczególnie w małych społecznościach), jest problemem, który jednak nie dotyczy wyłącznie spraw związanych z antysemityzmem. W ludzkiej naturze jest tłumić to, co było złe. Podejście Tryczyka nie pozwala jednak na mądrą ewolucję społeczną. To próba narzucenia nowego myślenia o historii poprzez walenie czytelników w głowę obuchem. Jeśli Tryczyk protestuje przeciwko ukazywaniu świata wyłącznie w kategoriach czerni i bieli, to, niestety, ale „Drzazgą” doprowadzi do dalszej polaryzacji, a nie zbliżenia stanowisk. A w tym wszystkim dziwi się, że ludzie nie chcą rozmawiać.

Recenzja „Drzazgi” powstała we współpracy z II wojna światowa TaniaKsiazka.pl.

Ocena: