Drezno 1945. Ogień i mrok – Sinclair McKay – recenzja książki

Tytuł – Drezno 1945. Ogień i mrok.

Rok wydania – 2021

Autor – Sinclair McKay

Wydawnictwo – Znak Horyzont

Liczba stron – 445

Tematyka – próba uchwycenia konsekwencji – głównie społecznych – bombardowania Drezna przez alianckie lotnictwo w lutym 1945 roku.

Ocena – 7/10

Bombardowanie Drezna u schyłku II wojny światowej jest jednym z kluczowych punktów zapalnych w toczącej się od wielu lat debacie na temat zasadności przeprowadzenia zmasowanych alianckich nalotów na niemieckie miasta. Współcześni rewizjoniści, próbując rozgrywać kartę politycznej poprawności, sugerują, iż alianci mieli na sumieniu tysiące ludzkich istnień, a problem uporczywego oporu III Rzeszy można było rozwiązać bez uciekania się do równania z ziemią całych miast. Jak? Trudno powiedzieć, nie spotkałem się dotychczas z propozycją, która nie opierałaby się na myśleniu życzeniowym. Nie powinniśmy jednak bagatelizować problemu, choć należy pamiętać, że stuprocentowa moralność, a przez to i ocena strategii bombardowań stosowanej przez Bomber Command, nie przystaje do specyficznych warunków wojny. Szczególnie, gdy jedna ze stron nadaje jej charakter totalny.

Sinclair McKay w bardzo dobrze napisanej, choć mającej szereg narracyjnych braków, książce „Drezno 1945. Ogień i mrok” doskonale rozgrywa emocjonalne aspekty nalotu na Drezno. Nie bez przyczyny miasto stało się symbolem i do dzisiaj korzysta z tego statusu. Powiedzmy jasno – cierpienie ludności cywilnej zawsze jest tragedią, najczęściej niezależnie od okoliczności. Takie postrzeganie konfliktów zbrojnych powinno być fundamentem zrozumienia, dlaczego wojny jako takie są dramatycznym, traumatycznym przeżyciem. Czasem zdarza się i tak, że owa trauma dziedziczona jest z pokolenia na pokolenie. Drezno, w pewnej mierze, jest tego przykładem. McKay stara się odtworzyć historię miasta, ukazując kulisy życia w perle Saksonii w XX wieku. W jego opisie przeplatają się liczne wspomnienia, w tym relacje świadków zdarzeń, ale i melancholijne próby ukazania drezdeńskiej codzienności. McKay pisze nostalgicznie, plastycznie, jakby chciał odbudować Drezno siłą zbiorowej wyobraźni. Czy jest ona oparta na realnych podstawach? Czy na pewno ów sentyment za utraconym Dreznem nie przysłania tego, co powinno towarzyszyć historykowi, a więc obiektywizmu? Tutaj można mieć pewne zastrzeżenia.

Zwróćmy uwagę na blurby, które towarzyszą promocji książki. Mowa w nich o „ludzkich tragediach”, o oddaniu głosu ofiarom, „druzgocącej relacji” czy „wściekłości”, którą rzekomo widać w pisaniu autora. Nie ma odniesień do rzeczywistości wojennej i – nawet jeśli specyficznej i moralnie wątpliwej – strategii alianckiego dowództwa. Tak też odebrałem książkę – dość jednostronnie, choć bez nadmiernego moralizowania i konkretnego potępienia. Autor umiejętnie gra na emocjach, pozostawiając ocenę czytelnikowi. Tyle że ta w przypadku mniej doświadczonych odbiorców jest jasna. Dla McKay naloty – szczególnie te, które nakręciły spiralę rajdów bedekerowych – należy ostrzegać głównie w kategoriach odwetowych. Uważam, że narracja powinna być w tym względzie bardziej zniuansowana, oparta na rzetelniejszej analizie strategicznego znaczenia bombardowań oraz wyboru konkretnych celów. Stąd też napiętnowanie Arthura Harrisa, którego można uznać za architekta koncepcji nalotów, nie powinno mieć miejsca. I tutaj McKay pozornie wykazuje się obiektywizmem, ale spłycenie aspektów strategicznych i koncentracja na tragicznych relacjach tworzą niezatarte wrażenie, które musi rzutować na wnioski.

Dodajmy jednak, że publikacja nie jest nacechowana subiektywizmem i bezrefleksyjnością. Mimo iż McKay pisze w sposób wyraźnie sugerujący identyfikowanie się z miastem, jego zniszczeniem, cierpieniem i ofiarami, nie zatraca kontaktu z rzeczywistością. Przykładem jest chociażby jednoznaczne zakwestionowanie liczby zabitych – 200 tys., o których mówiła nazistowska propaganda, McKay wrzuca do kosza. Podobnych przykładów jest więcej, choć zostają utopione w ogromie cierpienia i melancholii. Stąd też mieszane uczucia po lekturze. Refleksyjność – tak, ale byłoby lepiej, gdyby została podparta głębszą analizą i konkretniejszymi argumentami.

A jeśli interesuje Was, jak pisze McKay i co znajdziecie w rozdziałach otwierającym i zamykającym książkę, zajrzyjcie do przedruków, które opublikowaliśmy dla Was z Wydawnictwem Znak Horyzont:

Ocena: 7/10