Człowiek, którego nie było – Ewen Montagu – recenzja książki

Tytuł – Człowiek, którego nie było

Rok wydania – 2022

Autor – Ewen Montagu

Wydawnictwo – Replika

Liczba stron – 218

Tematyka – kulisy jednej z najdziwniejszych, ale i niezwykle skutecznych operacji alianckiego wywiadu opartych na dezinformacji.

Ocena – 7,5/10

Kojarzycie operację „Mincemeat”? Jeśli nie, warto pogrzebać w Internecie, by złapać historyczny kontekst. W najprostszym ujęciu – alianci podrzucili na hiszpański brzeg zwłoki wyciągnięte z brytyjskiej kostnicy, do których dorzucili „ściśle tajne” dokumenty. Brytyjczycy zdawali sobie sprawę, że wcześniej czy później trafią one w ręce niemieckiego wywiadu. Dlatego spreparowali plany desantu na Bałkanach, odwracając tym samym uwagę od rzeczywistego celu inwazji, jakim w 1943 roku była Sycylia. Z powodzeniem. Niemcy nie tylko nie spodziewali się ataku, ale i w kilka dni po jego rozpoczęciu wciąż sądzili, iż jest to tylko uderzenie wstępne, które ma przygotować grunt pod faktyczną inwazję na Bałkanach. Dali się wykiwać koncertowo. Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie Ewen Montagu.

Jego „Człowiek, którego nie było” to popularnonaukowa klasyka. Montagu był w 1943 roku oficerem wywiadu i wraz z kolegami wpadł na pomysł dezinformacji na ogromną skalę, która przyniosła – wbrew wstępnym oczekiwaniom – nadspodziewanie dobre efekty. Swoje wspomnienia spisał w latach pięćdziesiątych i do dzisiaj są one jednym z podstawowych źródeł dotyczących operacji „Mincemeat”. Źródeł nieco wybiórczych, bo przecież bazujących głównie na tym, co działo się po stronie aliantów. Pokazujących jednak kulisy operacji, proces planistyczny i decyzyjny, jak również ujawniających szczegóły realizacji chytrego planu. W sprawę zaangażowano kilku fachowców wysokiej klasy, a kluczową rolę odegrali nie tylko oficerowie wywiadu, ale i patomorfolog, który musiał spreparować ciało tak, by przeciwnik nie odkrył podstępu.

Z perspektywy XXI wieku i współczesnych osiągnięć techniki przedsięwzięcie może się wydawać rutynową akcją. Pamiętajmy, że mówimy o 1943 roku, gdy możliwości techniczne były mocno ograniczone. Ta część operacji była po prostu majstersztykiem. Zresztą stworzenie całej historii majora Martina wymagało przemyślenia ogromnej liczby szczegółów i zbudowania wiarygodnego przebiegu ostatnich tygodni jego życia i charakterystyki dość lekkomyślnego oficera, który miał problemy i z przestrzeganiem regulaminów, i z surowym teściem. Nic dziwnego, że woził tajne listy w kieszeni. Niesamowite, jak wielką pracę wykonała wówczas grupa zgromadzona wokół Montagu. On sam metodycznie, krok po kroku, spisał kulisy akcji, zestawiając ją podstawami tego, co działo się na froncie śródziemnomorskim. Wskazał, na jakie pytania musiał odpowiedzieć sobie zespół wywiadu, by wyprzedzająco zareagować na wątpliwości, jakie musiała mieć Abwehra, węsząc podpuchę. Niemcy nie byli przecież głupi. Martin z kolei nie był pierwszym pomysłem tego typu – już wcześniej sondowano możliwości podrzucenia dokumentów na wybrzeże Francji. Zabawne, iż jako „największe osiągnięcie operacji” Montagu opisuje zmagania ze swoimi przełożonymi i proces ich przekonywania do realizacji planu, który początkowo napotkał wiele problemów administracyjnych. A gdy wszystko było już dopracowane na tip-top, a ciało wylądowało bezpiecznie w Hiszpanii, Niemcy popełnili kilka błędów interpretacyjnych, które o mały włos nie zaprzepaściły szansy aliantów.

Wszystko to zostało opisane ze swadą i w bardzo dobrym stylu. Montagu wczuwa się w rolę przewodnika, który prowadzi czytelników za rękę, konsekwentnie opisując, co działo się po stronie aliantów, jakich skutków oczekiwano i jakie uzyskano. Oczywiście, są to jedynie wspomnienia, a nie całościowa analiza zjawisk w basenie Morza Śródziemnego, potencjału bojowego obu stron, czy procesów decyzyjnych po stronie niemieckiej. Narracja z oczywistych względów jest uproszczona i sprowadzona do informacji, do których dostęp miał wówczas Montagu, a więc przedstawia całość z perspektywy niemal wyłącznie Brytyjczyków. Montagu nie był w stanie przeanalizować wszystkich czynników, ale też nie takie było w latach pięćdziesiątych jego zadanie. Stąd też moja ocena książki jest wysoka, choć nie mam wątpliwości, że o „Mincemeat” mógłbym jeszcze doczytać. Relacja Montagu ma jednak szereg atutów, które trudno byłoby mi znaleźć w klasycznym opracowaniu historyka. To przede wszystkim wspaniała analiza rozumowania i unikatowe spojrzenie na pracę wywiadu. Coś, do czego normalnie po prostu nie mamy dostępu.

Ocena – 7,5/10