„Biez wodki” – recenzja książki

Rok wydania – 2011

Autor – Aleksander Topolski

Wydawnictwo – Rebis

Liczba stron – 455

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – wojenne przeżycia z pobytu w Związku Radzieckim – wspomnienia, anegdoty, żywa historia.

Rosja, a w zasadzie Związek Radziecki, okresu II wojny światowej to dla badaczy historii nie tylko miejsce najważniejszych bitew, które decydowały o przebiegu konfliktu, ale i studnia bez dna, gdy idzie o kolejne opowieści świadków tamtych wydarzeń. Wojenne przeżycia mają do siebie to, iż za ich pośrednictwem patrzymy na konflikt z perspektywy osoby, która doświadczyła tragizmu wojny, była wewnątrz. Aleksander Topolski zabiera nas w podróż do przeszłości, podczas której wędrować będziemy przez bezkresne przestrzenie Związku Radzieckiego. A czy zrobimy to „biez wodki” – to już zależy od nastawienia do lektury.

Tytuł, do którego odwołałem się nie bez przyczyny, to majstersztyk z dwóch powodów. Raz, nie czarujmy się, każde odniesienie do alkoholu wzbudza emocje. Różnego typu, ale jednak emocje. Dwa, zbitka słów z języka rosyjskiego nakierowuje nas z miejsca na tematykę publikacji, wysyłając w stronę „nieludzkiej ziemi” Związku Radzieckiego. Pod względem wydawniczym docenić trzeba bardzo dobre tłumaczenie oraz przygotowanie graficzne, co czyni publikację estetyczną w formie i treści. Jeszcze raz plusik dla Domu Wydawniczego Rebis za pracę na najwyższym poziomie.

Podstawowym plusem wspomnień Aleksandra Topolskiego jest oczywiście przekaz historyczny. Mamy okazję przyjrzeć się bliżej Związkowi Radzieckiemu okresu II wojny światowej, praktykom stosowanym w totalitarnym państwie, szarej codzienności i smutnej rzeczywistości obozów pracy. Mówiąc trochę kolokwialnie, Topolski nie miał farta – trafił do łagru, gdzie spędził kilkadziesiąt miesięcy i dopiero w drugiej połowie 1941 roku odzyskał wolność za sprawą układu Sikorski-Majski. Docenić trzeba, co z pewnością rozpatrywać trzeba w kategorii plusów wydawniczych, krótki biogram autora, dzięki któremu zapoznajemy się z jego losami nieopisanymi w publikacji. Warto podkreślić, iż w momencie rozpoczęcia swojej tułaczki, Topolski był dzieciakiem, który nie tylko niewiele wiedział o życiu, ale i nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Spisane po latach wspomnienia cechuje niezła pamięć autora i trzeźwość oceny konkretnych sytuacji. Pojawiają się także spóźnione refleksje pisane z perspektywy człowieka doświadczonego. Topolski miał sporo czasu na przemyślenia. Talent literacki musiał posiadać już wcześniej, bo pióro ma lekkie i bardzo dobrze poczyna sobie jako pisarz. Zaskakuje poczucie humoru, które jest dopełnieniem więcej niż poprawnego stylu.

Prócz walorów historycznych wyłapać możemy szereg aspektów, które najłatwiej zakwalifikować do kwestii natury psychologicznej – z pogranicza analizy ludzkich zachowań i relacji łączących towarzyszy niedoli. Topolski jest całkiem niezłym obserwatorem, a jego spostrzeżenia nie sprowadzają się wyłącznie do wizji bezlitosnego świata. Szeroko rozpisuje się na temat ludzi, których miał okazję spotkać podczas tułaczki. Poznajemy ich przymioty, obserwujemy reakcje człowieka na wyrządzoną mu krzywdę, wchodzimy w świat zdrajców, donosicieli i kolaborantów, jednocześnie stykając się z ludźmi, którzy potrafili wyciągnąć do Aleksandra pomocną dłoń. A ten, choć przeszedł przez piekło, nie stroni od poczucia humoru i błyskotliwych opisów obozowej rzeczywistości. Jego styl literacki jest zdecydowanie mniej ponury od tego, co znać możemy ze wspomnień Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Mimo iż wielokrotnie uśmiech wykwitający na twarzy czytelnika będzie typowym „uśmiechem przez łzy”, dla takich momentów warto przebrnąć przez falę współczucia i współcierpienia, by razem z autorem po raz kolejny przeżywać iskierki nadziei, momenty szczęścia, które pozwalały przetrwać najtrudniejsze chwile. Myślę, iż zdolność wzbudzenia w czytelniku empatii to zasługa samego Topolskiego, który tak umiejętnie prowadzi narrację. W momencie, gdy dowiedział się on o zwolnieniu na mocy amnestii, jaka objęła polskich więźniów w połowie 1941 roku, razem z nim przeżywałem tryumf i ekstatyczną radość końca udręki. Z reguły w przypadku tego typu wspomnień szybko dopada mnie nuda, nuży monotonia. Tym razem było inaczej. Mimo iż emocje nie towarzyszyły mi przez cały okres czytania, nie mogłem narzekać na brak wrażeń, a umiejętna narracja pozwoliła autorowi na wykreowanie różnorodnej opowieści omawiającej wiele aspektów tułaczki przez „krainę Czerwonej Nędzy”.

Oceniając książkę zupełnie „na trzeźwo”, innymi słowy „biez wodki”, stwierdzić mogę, iż dostałem do rąk jedne z lepszych wspomnień z okresu niewoli na terenie Związku Radzieckiego spisanych przez autora polskiego pochodzenia. Dokładność deskrypcji, jednak w przystępnej formie, i lekkie pióro sprawiły, że publikacja nie tylko nie nużyła, ale i umiejętnie wciągała w świat opisywany przez Topolskiego. Przyznać trzeba uczciwie, iż „Biez wodki” to książka, która nie jest dziełem przełomowym, nie ma nawet zadatków na hit sezonu – jest jednak prawdziwą i opowiedzianą z pasją historią tragedii jednego człowieka, który nie tylko nie poddał się, ale i odważnie stawił czoła przeciwieństwom losu, mierząc się z kolejnymi trudnościami, by wreszcie zatryumfować.

Ocena: