Jeepy i zasłona dymna pod Monte Cassino

Podczas bitwy o Monte Cassino, w maju 1944 roku, 2 Korpus Polski w transporcie zaopatrzenia korzystał z dużej liczby jeepów Willys MB. Samochody te – przez Polaków nazywane łazikami – potrafiły dojechać tam, gdzie nie były w stanie klasyczne wojskowe ciężarówki. Licznie używano ich także na tzw. Drodze Saperów Polskich. Ta trasa była bardziej przejezdna ale niebezpieczna, ponieważ znajdowała się pod niemieckim ostrzałem. Polacy zatem zastosowali starą i sprawdzoną metodę osłony – a mianowicie rozpuścili na Drodze Saperów Polskich zasłonę dymną. Wymownie pisał o tym Melchior Wańkowicz w książce „Monte Cassino”:

„Z wąwozu Inferno szoferzy naszych transportówek (owe właśnie ‘diabły’) mkną przez ostrzeliwaną dolinę Rapido, aby ujechawszy 5 km skręcić ku pozycjom w góry, po drodze będącej ongiś ścieżką mułową. Nasi poprzednicy jako tako poszerzyli ją w jednokierunkową drogę górską i nazwali Cavendish Road; nasi saperzy wspólnym wysiłkiem jeszcze ją ulepszyli. Rozszerzenie jej o kilka centymetrów kosztowało tygodnie pracy. Pracując w nieustannym ogniu nękającym, saperzy Korpusu i obu dywizji ponieśli tak wielkie ofiary, że droga ta otrzymała nazwę Drogi Saperów Polskich.

[3 Dywizja] Karpacka ma jeszcze inną drogę. Po drogach tych nie dało się puszczać nawet lekkich ciężarówek. Tylko łazik (bantham vel jeep), lekki, o silnym motorze, o biegu terenowym i napędzie na wszystkie cztery koła drapał się po tej drodze. Mówi się, że obecną wojnę wygrają cztery wynalazki: most Baileya, transfuzja krwi, radiolokacja i… łazik. Żołnierz jest przywiązany do tego poczciwego wozu jak do żywej istoty. Kwatermistrzostwo więc użyło łazików z przyczepkami. Łazik z przyczepką ma nośność 700 kg. Można sobie wyobrazić jak astronomiczna cyfra ‘łazikoobrotów’ musiała być zrobiona. Nie wszędzie jednak doszedł i łazik. I tam go zastępował – wierny towarzysz żołnierza muł, który jest względem konia tym, czym łazik wobec normalnego wozu. […]

Na dolinie Rapido ustalono ruch jednokierunkowy. Przy tym natłoczeniu lada co mogło go zakorkować. Stworzono specjalny sztab regulacji ruchu (RR) pod dowództwem mjr. Lewińskiego. Wypracowano centralne tabele przemarszów, ramowe tabele kolumn. Każdy odcinek, na jakie podzielono drogę, ma swego oficera. Żandarmi na skrzyżowaniach są raczej zawiadowcami węzłowych stacji. Muszą tkwić na punkcie stale; w czasie nawał chowają się do schronów, w których mają telefony i przejeżdżając widzimy tylko ich głowy. Francuzi jeździli tylko nocą, ale nam nocy, zwłaszcza kiedy poczęło się pierwsze natarcie nie starczało!

Łaziki puszczano w odstępach 150-metrowych, aby nie dawać łatwej pokusy obserwatorom nieprzyjacielskiej artylerii, obserwującym ten cyrk gołym okiem z loży na Cifalco. Bantamy mknęły jak oszalałe, spuściwszy przednie szyby, aby błyskiem ‘nie zdradzać swej obecności’. Niemiec walił zwłaszcza w krzyżówki. Przechyliwszy hełm od strony spodziewanego rozprysku, leciały ‘diabły’ ze swoim ładunkiem. Gdy wóz zepsuł się na drodze jednokierunkowej strącają go po prostu. Płytki rów pod Villa zapchany jest kilkunastu wozami poprzedników. Polskie poszanowanie sprzętu wzdryga się przed tym. Ratujemy się, gęsto rozstawiając dyżurne dźwigi. Ale zrozumiałe, że w tym wyzyskaniu drogi do maksimum kierowca nie ma prawa wstrzymać się na skutek ognia.

Całe to rządzenie się i kręcenie się, i dzwonienie kluczami gospodarnej cioci-kwatermistrzostwa na przyczółku desantowym pod nosem artylerii niemieckiej należy jakoś maskować. Więc przede wszystkim od rana po szerokiej dolinie Rapido poczynają dymić świece. Puszczaliśmy naszych ‘diabłów’, gdy było trzeba, i w dzień, opatrzywszy ich błogosławieństwem i… dymem. Porozstawiane obficie świece – grube na jakie 15 cm pakiety z substancją wydzielającą gęsty dym buchają kłębami idącymi pionowo w górę. 8 oficerów i 175 szeregowych obsługuje 70 punktów w dolinie Rapido, na podnóżach Drogi Polskich Saperów, przy stanowiskach baterii, a przede wszystkim przy obu mostach, które należy za wszelką cenę ukryć przed zniszczeniem.

Przy początku zadymiania dolina, cała czerwona od maków, które pokrywają masywne pola niemieckich min, wygląda jak ziemia przeznaczona na krwawe dopełnienia, jak oratorium wznoszące się do Boga ofiarnymi stosami. Potem dymy stają się coraz gęstsze, dolina wygląda jak micha nalana mlekiem, w którym nie widać nic. Żandarm u wylotu daje znak – w mleko lecą ‘diabły’ ze swoimi przyczepkami, Niemcy słyszą tylko jednostajny huk motorów, strzelają po omacku, a kiedy zbyt dokładnie zbombardują przystrzelaną krzyżówkę, z oratorium słychać soczyste ‘k…mać!’

Przypisek po akcji: Przez cały czas zużyto 18 000 świec 25-kilowych. Razem – 400 ton. Przewiezienie tej ilości świec wymagałoby 540 łazików. A przecie świeca dymna – to jeden z licznych detali. Daje to obraz pracy naszego transportu.”

Fotografia: jeep Willys MB z żołnierzami 2 Korpusu Polskiego na Drodze Saperów Polskich pod Monte Cassino w maju 1944 roku. Źródło: NAC.

Marek Korczyk