Strzelcy wyborowi w Powstaniu Warszawskim

Powstaniec obserwuje ul. Krakowskie Przedmieścia z ul. Kopernika. Eugeniusz Haneman, Wikimedia, domena publiczna.

W niektórych momentach walki Powstania Warszawskiego przybierały formę typowej wojny pozycyjnej – było tak zazwyczaj wtedy, gdy naprzeciw siebie znajdowały się silne stanowiska: powstańcze i niemieckie. Wówczas duże pole manewru mieli polscy strzelcy wyborowi. Zajmowali się oni m.in. niszczeniem niemieckich min samobieżnych Goliat, pojedynkami ze strzelcami wyborowymi strony przeciwnej oraz eliminacją nieostrożnych oficerów SS.

Co warte podkreślenia, w tym przypadku strzelcem wyborowym nie musiał być żołnierz posiadający dokładnie taką specjalizację – każdy, kto potrafił dobrze strzelać z dystansu stawał się z automatu snajperem. Wynikało to także z oszczędzania amunicji – Powstańcy nie mogli pozwolić sobie na chaotyczne strzelanie „na oślep” w kierunku przeciwnika. Oddawanie pojedynczych, celnych strzałów było niejako koniecznością. Tak pisał o tym weteran Powstania, Kazimierz Leski (za: „Życie niewłaściwie urozmaicone Tom 2”):

‘W walkach pozycyjnych, bo takiego charakteru po zdobyciu przez nas również i strony parzystej ul. Frascati nabrały starcia z Niemcami zajmującymi Izbę Przemysłowo-Handlową i przyległe terenu Sejmu, sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Najczęściej powtarzał się motyw natarć niemieckich wyprowadzanych z Izby oraz tyłów ul. Senackiej. Od czasu do czasu wędrowały ku naszym pozycjom „goliaty” [miny samobieżne], na które polowali z zapałem nasi strzelcy wyborowi.

Bywały okresy nawały ogniowej lub normalnego, nie bardzo nasilonego ostrzału, bywały też chwile „sielanki”, kiedy obustronnie panował względny spokój. Te, nieliczne zresztą, „przerywniki” niektórzy nasi żołnierze wykorzystywali do zdobycia informacji o aktualnych niemieckich stanowiskach ogniowych. Celował w tym Władysław Sieczyński „Władek”. Na niedługiej wędce wystawiał „przynętę” – cokolwiek, co mogło przyciągnąć uwagę niemieckich strzelców wyborowych – a sam ustawiał się na dobrze dobranym stanowisku strzeleckim i czatował na ewentualnego „myśliwego”.

Bywało też, że z braku możliwości bezpośredniego ostrzału, stosowana była metoda bilardowa – rażenia z odbicia, rykoszetem. Wystarczał tu skutek pośredni: stanowisko niemieckie, nie orientując się, skąd idzie ogień i dlaczego sypią się odłamki muru, i czując się zagrożone, zaczynało chaotyczny, bezmyślny ogień (po którym można było dokładnie ustalić jego położenie) albo było zwijane.

Kilkakrotnie były też sytuacje zupełnie inne: oficer SS, pełen pogardy dla „bandytów”, stawał w oknie i obserwował przedpole. Po dwóch czy trzech takich demonstracjach odwagi czy też lekceważenia przeciwnika, które z reguły kończyły się celnym strzałem z naszej strony, sceny takie więcej się nie powtarzały.’

Fotografia: powstaniec obserwuje ul. Krakowskie Przedmieścia z ul. Kopernika. Eugeniusz Haneman, Wikimedia, domena publiczna.

Marek Korczyk