Fałszywy tyfus – oryginalny sposób na odparcie Niemców

Niemiecka okupacja ziem polskich odznaczała się wyjątkową brutalnością najeźdźcy. Pacyfikowane wsie, grabieże, prześladowania ludności – wszystko to stało się wojenną codziennością dla milionów Polaków, którym przyszło żyć w tych trudnych i tragicznych czasach. Polskie Podziemie próbowało przeciwdziałać terrorowi, ale wobec ograniczonych środków i zasobów ludzkich nie było w stanie odpłacać Niemcom za popełniane zbrodnie. Gdy zawodziły konwencjonalne sposoby prowadzenia walki lub zapewniania bezpieczeństwa, można było spróbować nieco bardziej oryginalnych.

Jedną z ciekawszych koncepcji przeciwdziałania niemieckiemu terrorowi zaproponowali dwaj polscy lekarze Eugeniusz Łazowski i Stanisław Matulewicz. Ten drugi odkrył, iż zarażenie pacjenta niegroźną dla zdrowia bakterią Proteus pozwala uzyskać wyniki podobne do pozytywnego wyniku badań krwi na tyfus plamisty metodą Weila-Feliksa. Od 1942 roku w okolicach Stalowej Woli dokonywali masowego zarażania Proteusem miejscowej ludności, wmawiając Niemcom, iż tereny te powinny zostać objęte kwarantanną ze względu na epidemię tyfusu plamistego. Łazowski miał stwierdzić: „Możemy wywołać sztuczną epidemię tyfusu, nastraszyć Niemców – będą bali się szwendać w naszych stronach, wywozić ludzi do Rzeszy, może ustaną aresztowania i rewizje?” (cytat za artykułem „Prywatna wojna doktora Łazowskiego” autorstwa Andrzeja Plęsa). Miał rację, Niemcy faktycznie się bali.

Po półtora roku trwania fałszywej epidemii do jednej z objętych kwarantanną wsi w rejonie Rozwadowa przybyła specjalna komisja, która miała orzec o prawdziwości badań polskich lekarzy. I tutaj wykazali się oni sporym sprytem, zakładając, iż fachowcy mogą się zorientować w oszustwie. Zorganizowali (szczęśliwie – udaną!) mistyfikacją, pokazując członkom komisji faktycznie zarażonych tyfusem chorych. Już wcześniej podsyłali innym lekarzom prawdziwie zakażonych pacjentów, by uwiarygodnić wyniki swoich testów. W konsekwencji mieszkańcy „zarażonych” wsi żyli w czasie wojny względnie spokojnie. Niemcy bali się plagi tyfusu, wobec czego nie interweniowali w miejscach objętych kwarantanną. To w dużej mierze uchroniło miejscową ludność przed okupacyjnym terrorem, w tym wywózkami czy przymusowymi robotami. Według szacunków mogli w ten sposób uratować nawet 8 tys. ludzi!

Łazowski i Matulewicz okazali się prawdziwymi bohaterami, a ich wojenne losy – nie tylko w kontekście wywołania sztucznej epidemii – to materiał na świetny film sensacyjny. Łazowski był zresztą mocno zaangażowany w działalność Armii Krajowej, z kolei w 1939 roku udało się mu nawet dwukrotnie zbiec z niewoli – najpierw sowieckiej, później niemieckiej. Obydwaj szczęśliwie uniknęli aresztowania, choć jeszcze przed końcem wojny musieli uciekać z Rozwadowa. Łazowski po wojnie wybrał emigrację – mieszkał w USA, gdzie kontynuował karierę lekarską. Zmarł w 2006 roku. Matulewicz z kolei pracował w Afryce, głównie jako radiolog. Zmarł w 2002 roku.

Fotografia: łapanka w Bydgoszczy, wrzesień 1939 roku. Fortel polskich lekarzy ratował Polaków przed tego typu represjami ze strony Niemców (Wikipedia/CAW, domena publiczna).