Błoto – jeden z największych wrogów Wehrmachtu

Żołnierz niemiecki z objuczonym mułem przedziera się przez błotnistą drogę na froncie wschodnim w grudniu 1942 roku. Źródło: NAC.

Tekst stanowi fragment książki „Niewidzialna flaga”.


Droga przez niemieckie szlaki zaopatrzeniowe na froncie wschodnim II wojny światowej była drogą przez błoto. Wymownie pisał o tym Peter Bamm – chirurg z Wehrmachtu – w książce „Niewidzialna flaga”:

‘Kiedy widzi się jedną z tych dróg, którymi posiłki posuwają się w stronę linii frontu, naznaczona czasem fraza „armia toruje sobie drogę” tutaj idealnie odzwierciedla rzeczywistość.  Każdy żołnierz, każdy koń, każdy pojazd jest liczony dwa razy, za pierwszym razem w sztabie armii, za drugim tutaj, w błocie. W sztabie wszystko jest ładne i piękne, tu zaś panuje kompletny chaos. Pododdziały dzielą całe kilometry. Nikt nie jest w stanie nic zrobić, by przeszkodzić nowym jednostkom we wślizgnięciu się z lewej czy prawej strony w niewielkie przerwy w maszerujących kolumnach.

„Droga” to niewiele więcej niż dukt, po którym mogą jako tako podróżować rosyjskie chłopskie wozy – pośpiesznie wzmocniona żwirem i nielicznymi potłuczonymi kamieniami. Na stepie kamień jest bardzo cennym surowcem. W przeciągu paru godzin odwody przemielą chłopską drogę tak, że niemalże przestanie istnieć. Ten konkretny szlak ma jeszcze i tę niedogodność, iż z obu stron posiada rowy, co praktycznie uniemożliwia ominięcie przeszkód poprzez objazd polami.

I nieodłącznie dzieje się coś takiego: w długiej na kilometr kolumnie tylne koło jakiegoś zaprzęgniętego w konie wozu ześlizguje się do leja po pocisku, ukrytego pod wodą. Koło się łamie. Dyszel się unosi. Konie, szarpnięte w górę, płoszą się i wierzgają w postronkach. Któreś z wodzy puszczają. Furgon z tyłu usiłuje ominąć przeszkodę z lewej strony, lecz nie jest w stanie wyrwać się z głębokich kolein. Jego tylne prawe koło zaczepia o lewe koło pierwszego wozu. Konie stają dęba i zaczynają kopać na wszystkie strony. Ani do przodu, ani do tyłu. Pusta ciężarówka amunicyjna, wracająca z frontu, próbuje wyminąć beznadziejną plątaninę wąskim pasem ziemi, który jeszcze pozostaje z boku. Słychać okrzyki „Musimy przejechać!” Pojazd powoli zapada się w rów i grzęźnie na dobre. To cywilna ciężarówka zarekwirowana na potrzeby wojska, więc nie jest w stanie sama się wydostać.

I teraz na drodze mamy przeszkodę nie do ominięcia – na drodze, która jest szlakiem zaopatrzeniowym armii! Każdego ogarnia niepowstrzymana furia. Wszyscy wrzeszczą na wszystkich. Oblewając się potem, klnąc, ubłoceni ludzie zaczynają batożyć spocone, trzęsące się konie, którym już cieknie piana z pysków. I raptem wściekłość się kończy. Ktoś zapala cygaro. Ktoś przejmuje inicjatywę. Konie zostają wyprzęgnięte. Ciężarówkę wywleka się do tyłu przy pomocy liny, zaczepionej do ciągniętego przez konie orczyka. Wóz z połamanym kołem opróżnia się z ładunku. Jest kupa śmiechu, jeśli przy okazji znajdzie się tam błękitna puchowa narzuta albo para żywych gęsi. Ludzie łażą po głębokich kałużach, woda wlewa im się za cholewy butów. Chwytają za ubłocone koło i z okrzykami „Razem! Razem!” ręcznie spychają pusty wóz na bok. Konie ponownie zaprzęga się do drugiego wozu, który rusza z miejsca. Ciężarówka, strzelając gaźnikiem, mija go i podąża do magazynów amunicji na tyłach.

Ta scena powtarza się codziennie setki razy z monotonną regularnością. Przez cały dzień udawało się pokonać dwanaście, sześć, a czasami tylko trzy kilometry.”

Bibliografia: Peter Bamm, „Niewidzialna flaga”.

Fotografia: żołnierz niemiecki z objuczonym mułem przedziera się przez błotnistą drogę na froncie wschodnim w grudniu 1942 roku. Źródło: NAC.