„D-Day. Lądowanie w Normandii” – recenzja książki

Rok wydania – 2011

Autor – Roderick Bailey

Wydawnictwo – RM

Liczba stron – 370

Seria wydawnicza – Świadkowie. Zapomniane głosy

Tematyka – zbiór relacji, wspomnień, wypowiedzi uczestników bitwy o Normandię.

Współpracę z Wydawnictwem RM rozpocząłem od przyjrzenia się dwóm książkom, których założenia były niemal bliźniacze. Zarówno „Bitwa o Anglię” autorstwa Joshua Levine’a jak i „D-Day” Rodericka Baileya miały przybliżyć historię wielkich starć okresu II wojny światowej opowiedzianych z perspektywy świadków tamtych zdarzeń. W efekcie dostaliśmy do rąk zbiór wspomnień, a czasem luźnych wypowiedzi, odwołujących się do batalii. Dzięki nim w sposób bezpośredni, a przez to prawdziwy możemy zetknąć się z historią. Przeszłość mówi do nas głosem świadków, często zapomnianych i zepchnięty na dalszy plan.

Obie książki zostały wydane w serii „Świadkowi. Zapomniane głosy” i nie można się dziwić temu, iż utrzymano je w zbliżonej konwencji. Na początek kilka informacji dotyczących przygotowania redakcyjnego i graficznego. W obu przypadkach nieźle prezentuje się tłumaczenie, które oddaje emocjonalność wypowiedzi cytowanych bohaterów wydarzeń historycznych. Udało się uniknąć wpadek językowych, dzięki czemu całość jest spójna i pozbawiona błędów. Do tekstów dołożone zostały zdjęcia archiwalne (choć w niewielkiej ilości) uzupełnione dodatkowo mapkami sytuacyjnymi ilustrującymi przebieg działań wojennych. Jest to tylko i wyłącznie dodatek, który traktować można jako ciekawostkę, bowiem do całości wnoszą niewiele. Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę konwencję książki przygotowanej na polskim rynku przez Wydawnictwo RM.

I od konwencji trzeba zacząć, bowiem jest ona najważniejszym elementem recenzji. Obie książki są w zasadzie zbiorem wspomnień/wypowiedzi tytułowych świadków historii. W efekcie ciężko oceniać autorski wkład pracy, bowiem ich rola sprowadzała się do odnalezienia bohaterów z przeszłości oraz zebrania ich opowieści, nierzadko bardzo krótkich, w logiczną całość (w praktyce znacznie uprościli sprawę, ale o tym za chwilę). Wiązało się to oczywiście z poszukiwaniami materiałów, ale nie da się ukryć, iż to świadkowie są autorami poszczególnych tekstów. Autorzy mieli na pewno wkład w stylistykę wypowiedzi, potrafili wydobyć z nich to, co najcenniejsze i najbardziej ciekawe z perspektywy czytelników. Dlatego też bagatelizowanie wpływu Joshua Levine’a i Rodericka Baileya nie byłoby dobrym zabiegiem – zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę potencjał zebranych przez nich materiałów, które dla historyków stają się bezcennym źródłem wiedzy o dwóch kluczowych dla historii II wojny światowej bitwach.

Na pierwszy plan wysuwa się prawdziwość tekstów. Oczywiście, pamięć ludzka bywa zawodna, a niejednokrotnie mamy też tendencję do przekłamywania wspomnień. Mimo tego uznać można, iż w obu przypadkach wypowiedzi uczestników zdarzeń umożliwiają zapoznanie się z historią konfliktu od drugiej strony. Nie jest to wyłącznie obiektywna perspektywa historyka (choć i to często jest dyskusyjne), ale w pełni subiektywne, niepozbawione emocji relacje żołnierzy, cywilów, często tylko połowicznie zaangażowanych w toczące się walki. Autorzy korzystali przede wszystkim z zapisów Archiwum Dźwiękowego Imperial War Museum, co sprawiło, iż mieli do dyspozycji wypowiedzi aliantów. Może być to pewien mankament, bowiem historię poznajemy w tym wypadku tylko z jednej perspektywy. Druga strona barykady nie jest reprezentowana, a przecież ten sam atak na normandzką plażę, ten sam nalot na brytyjskie miasto mogły wyglądać zupełnie inaczej w zależności od pozycji zajmowanej w kluczowym momencie. Trzeba jednak przyznać, iż zakres badań prowadzonych przez obu autorów jest dość szeroki. Nie koncentrują się wyłącznie na walkach, rozciągając relacje o kwestie przygotowania i aprowizacji, transport, mobilizację, a nawet aspekty na pierwszy rzut oka marginalne, sięgając po wspomnienia kobiet z Women’a Timber Corps czy członkiń Pomocniczych Służb Kobiecych Sił Powietrznych. Zauważalna jest różnorodność wypowiedzi – niektóre są wyjątkowo szczegółowe, a autorzy poświęcają im więcej miejsca. Inne są lakonicznymi stwierdzeniami, wpisującymi się w ogólny kontekst. Brak komentarza historycznego daje się we znaki w przypadku spraw nieoczywistych lub mniej znanych. Ciężko jest się bowiem połapać w zawiłościach brytyjskiego systemu lotniczego, trudno czasem odnaleźć się na przepastnych polach Normandii. W efekcie nie zawsze wiadomo, o co dokładnie chodzi, a brak podsumowania uniemożliwia pełne przyswojenie wszystkich informacji. Mimo tego dla historyków śledzących relacje z mapą i porządnym opracowaniem koncentrującym się na aspektach merytorycznych wypowiedzi będą nie lada gratką. Dla mniej obeznanych z tematem czytelników staną się przede wszystkim przepustką do zrozumienia istoty konfliktu, na którego obraz nie składają się już miliony bezimiennych żołnierzy, ale i bohaterowie znajdujący się nieomal na wyciągnięcie ręki.

Obie recenzowane książki są przede wszystkim cennymi lekcjami historii. Ilość wypowiedzi, ich jakość i szeroki zakres tematyczny umożliwiają inne, oryginalne spojrzenie na bitwę o Anglię i lądowanie w Normandii. Czytelnicy dostają do rąk opracowanie, które przenosi ich w świat ciężkich przygotowań, brutalnej wojny i krwawych walk. Zamiast dziesiątek map i statystyk II wojna światowa jawi się jako przeżycie czysto ludzkie, nasączone emocjami. „D-Day” staje się doskonałym uzupełnieniem „Szeregowca Ryana”. Wszyscy widzowie, którzy z wypiekami na twarzy śledzili losy grupy wysłanej do Normandii na ratunek tytułowemu żołnierzowi, mają teraz okazję zapoznać się z tym, co czuli prawdziwi bohaterzy tamtych zmagań. Zagłębiamy się w niezwykły świat, którego poznanie bez tego typu publikacji nie byłoby możliwe. Seria „Świadkowie. Zapomniane głosy” nie jest wyłącznie chwytem marketingowym i prostym do stworzenia produktem – jest również wspaniałym źródłem wiedzy odsłaniającym kulisy wielkich batalii.

Ocena: