Krzyże i szachownice nad Wielkopolską w pamiętnym 1919 roku

Podwieszanie bomb pod samolot Gotha G.IV. Zwraca uwagę wielkość bomb. Dobrze widoczne ułożenie plam kamuflażu – „Lozenge” na kadłubie oraz konstrukcja zaczepów bombowych umieszczonych pod skrzydłami i kadłubem. Źródło: domena publiczna.

Początki eskadr wielkopolskich sięgają przełomu 1918 i 1919 r. W ostatnich dniach grudnia 1918 r., na terenie Poznania i okolicznych miejscowości Polacy zaatakowali Niemców i zdołali odnieść szereg sukcesów o charakterze lokalnym, które pozwoliły na opanowanie „prowincji poznańskiej”. W pierwszym okresie walk, najpoważniejszy problem stanowiła kwestia niemieckiej stacji lotniczej na Ławicy. Stacja powstała w 1911 r., a w momencie wybuchu polskiego powstania, była obsadzona przez Fliegerersatz-Abteilung nr. 4. Zadaniem jednostki przez cały okres „Wielkiej Wojny” pozostawało szkolenie personelu, który następnie kierowano do oddziałów frontowych.

Wśród lotników wyszkolonych w FEA 4 Posen można wymienić min.: Hermanna Brettela, Hugo Ehricha, Egona Grunda, Franza Gühlke, Richarda Hartmanna, Emmericha Honinga, Franza (Franciszka) Jacha, Franza Klauke, Hansa Lichterfelda, Andreasa Lücke, Albrechta Ochsa, Karla Odebretta, Fritza Pabsta, Wernera Peckmanna, Oskara Roselle, Wilhelma Scheidta, Alfreda Schinziga, Willy’ego Schmidta (byłego oficera Eisenbahn-Regiment Nr. 2), Georga Schwarzbecka, Gustava Weißa oraz Hansa von Winterfelda. Niektórym lotnikom szkolonym w Poznaniu pisana była wielka frontowa kariera – Brettel był jednym z towarzyszy broni słynnego „Czerwonego Barona” Manfreda von Richthofena, na froncie nie spisywał się jednak najlepiej i po odniesieniu ran w walce powietrznej stoczonej 15 sierpnia 1917 r., został prawdopodobnie, przeniesiony do Kampfeinsitzerstaffel 4 b.

Jeden ze zdobytych przez powstańców samolotów Gotha G.IV. Maszyna na zdjęciu została oblatana przez Ludomiła Rayskiego – zdjęcie wykonano zapewne w 1920 r. Źródło: polona.pl, domena publiczna.
Jeden ze zdobytych przez powstańców samolotów Gotha G.IV. Maszyna na zdjęciu została oblatana przez Ludomiła Rayskiego – zdjęcie wykonano zapewne w 1920 r. Źródło: polona.pl, domena publiczna.

Pod koniec 1918 r., FEA 4 liczyła około 200 ludzi, w tym około 40 Polaków. Polacy wchodzący w skład jednostki pozostawali w kontakcie z władzami Polskiej Organizacji Wojskowej Zaboru Pruskiego. Kluczową rolę wśród Polaków na Ławicy odgrywali sierż. pil. Wiktor Pniewski oraz sierż. Józef Mańczak. Ponadto w organizacji udzielało się także 5 pilotów, 2 obserwatorów i 32 mechaników[1]. Głównym zadaniem konspiratorów było zabezpieczenie materiału lotniczego zgromadzonego na Ławicy przed wywiezieniem do Niemiec (Frankfurt nad Odrą), oraz przeprowadzenie jego inwentaryzacji.

Środowiska polskie w Poznaniu nie potrafiły zdecydować się na podjęcie walki przeciwko Niemcom. Potrzebny był impuls, którego dostarczył dopiero przyjazd Ignacego Paderewskiego. 27 grudnia podczas pochodu zorganizowanego przez polską ludność miasta, doszło do kontrmanifestacji podczas której Niemcy zamieszkujący Poznań zrywali flagi polskie oraz państw alianckich. Pod hotelem Bazar, w którym zatrzymał się Paderewski, doszło do starcia pomiędzy członkami polskich organizacji podziemnych, a Niemcami. W ciągu kilku kolejnych dni powstańcom udało się opanować miasto, oraz znaczną część prowincji. Wśród mieszkańców Poznania zaczęły pojawiać się pogłoski o planowanych przez personel FEA 4 nalotach na miasto. W tych warunkach dowództwo wojsk powstańczych zaczęło zastanawiać się nad opanowaniem lotniska. Zwolennikami stanowczego rozwiązania problemu byli sierż. Pniewski i ppor. Mieczysław Paluch z POW Zaboru Pruskiego[2]. Pozostali członkowie władz powstańczych reprezentowali bardziej pojednawcze stanowisko. Oficjalnym powodem dla którego politycy obawiali się ataku na Ławicę, była obawa przed ewentualnym atakiem odwetowym lotnictwa niemieckiego, choć w literaturze pojawiały się także głosy zgodnie z którymi niemiecki personel FEA 4 planował ewakuację do Frankfurtu nad Odrą[3].

Wiktor Pniewski, w mundurze podporucznika. Zdjęcie z 1920 r. Źródło: M. Romeyko, Ku czci poległych lotników.
Wiktor Pniewski, w mundurze podporucznika. Zdjęcie z 1920 r. Źródło: M. Romeyko, Ku czci poległych lotników.

Pierwsze straty w samolotach Niemcy ponieśli jeszcze przed opanowaniem Ławicy przez Polaków. Zapewne pierwszym utraconym przez nieprzyjaciela samolotem był jeden z niemieckich bombowców, które od kilku dni pojawiały się nad Poznaniem wywołując wśród poznaniaków zrozumiałe obawy. Tymczasem loty wykonywane przez Niemców miały charakter transportowy – potężne bombowce wykorzystywano do przewozu amunicji dla załogi Stacji Ławica.

W mroźną noc z 2 na 3 stycznia powstańcy dowodzeni przez Kazimierza Zenktelera i Edmunda Klemczaka opanowali pogrążone we śnie miasto. Nigdzie nie napotkano na opór nieprzyjaciela – tylko dworzec był pilnowany przez ośmiu strażników, którzy jednak nie zamierzali stawiać oporu. W mieście Polacy zdobyli trzy karabiny maszynowe, kilka sztuk broni ręcznej i zapas mundurów. Oprócz dworca, powstańcy zajęli także komendanturę, w której również brakowało chętnych do walki. Wzięci do niewoli żołnierze młodych roczników narzekali, że dowództwo nie dało im urlopu. Rankiem do miasta dotarł kolejny oddział, dowodzony przez hrabiego Stanisława Łąckiego[4]. W ciągu dnia nad miastem pojawił się bombowiec Gotha G.IV. Samolot przewoził broń i amunicję dla oddziałów niemieckich znajdujących się jeszcze na stacji lotniczej Ławica[5]. Załogę maszyny stanowiło czterech oficerów. Gotha lądowała awaryjnie w pobliżu Nowego Tomyśla, prawdopodobnie na skutek defektu silnika.

Niemiecki as myśliwski Max Näther, ur. 24 VIII 1899 w Tepliwoda (Ciepłowody), zm. 9 I 1919 w Chodzieży. Niemiecki as myśliwski, w trakcie całej wojny zestrzelił 26 samolotów nieprzyjaciela. Należał do grona „Baloon busters” – dosł. „pogromców balonów”, pilotów, którzy osiągali znaczące sukcesy w zwalczaniu nieprzyjacielskich balonów obserwacyjnych. Do wojska wstąpił jako 15 latek, i w sierpniu 1916 r. został przeniesiony do rezerwy, wcześniej dwukrotnie ranny. W 1917 r. wrócił do służby. Latał min., w Jasta 68 i Jasta 62. Jego samolot był pomalowany na czarno, a za kabiną znajdował się duży rysunek przedstawiający flagę Cesarstwa Niemieckiego. Przed zakończeniem I Wojny Światowej został przedstawiony do odznaczenia najwyższym odznaczeniem niemieckim – Orderem Pour le Mérite, ale koniec wojny uniemożliwił mu odebranie odznaczenia. Źródło: zbiory autora.
Niemiecki as myśliwski Max Näther, ur. 24 VIII 1899 w Tepliwoda (Ciepłowody), zm. 9 I 1919 w Chodzieży. Niemiecki as myśliwski, w trakcie całej wojny zestrzelił 26 samolotów nieprzyjaciela. Należał do grona „Baloon busters” – dosł. „pogromców balonów”, pilotów, którzy osiągali znaczące sukcesy w zwalczaniu nieprzyjacielskich balonów obserwacyjnych. Do wojska wstąpił jako 15 latek, i w sierpniu 1916 r. został przeniesiony do rezerwy, wcześniej dwukrotnie ranny. W 1917 r. wrócił do służby. Latał min., w Jasta 68 i Jasta 62. Jego samolot był pomalowany na czarno, a za kabiną znajdował się duży rysunek przedstawiający flagę Cesarstwa Niemieckiego. Przed zakończeniem I Wojny Światowej został przedstawiony do odznaczenia najwyższym odznaczeniem niemieckim – Orderem Pour le Mérite, ale koniec wojny uniemożliwił mu odebranie odznaczenia. Źródło: zbiory autora.

Po lądowaniu w przygodnym terenie, Niemcy wysadzili w powietrze amunicję i broń, by ta nie wpadła w ręce powstańców. Pechowi lotnicy oraz wrak samolotu wpadli w ręce powstańców. Stan samolotu nie musiał być taki zły, skoro uznano, że maszynę da się jeszcze naprawić[6]. Opiekę nad samolotem powierzono żołnierzowi Primkemu z Opalenicy, który podczas wojny służył w niemieckim lotnictwie[7].

Primke, zainspirowany przez miejscowego proboszcza, ks. Chudzińskiego wymontował silnik, który następnie ukrył. Samolot razem z silnikiem, który podobno był w dobrym stanie (skoro tak, to dlaczego samolot lądował awaryjnie?), pod koniec stycznia odesłano do Poznania.

Tymczasem wśród lotników przebywających na Ławicy panowały dobre nastroje. Jeden z lotników pisał w liście do przyjaciół we Frankfurcie:

Nie mogę już, jak sobie zapewne wyobrażacie, wydostać się z kotła i zresztą nawet nie chcę. Jesteśmy tutaj obecnie jedyną w całej prowincji formacją wojskową z dyscypliną i obecnie Bogu dzięki, zupełnie niemiecką, i taką też pozostaniemy. Nasza stacja jest zamieniona na fortecę, na naszej wieży powiewa dumnie chorągiew czarno-biało-czerwona[8], jako odpowiedź na ultimatum, które nam Polacy postawili. Nie ważą się oni nas zaatakować, ponieważ inaczej zrównałyby nasze eskadry lotnicze przy pomocy bomb miasto Poznań z powierzchnią ziemi. Każdy tutaj z nas broni miliona marek, bo 160 milionów martwego kapitału spoczywa tu, na stacji.

Naszego lotnika porucznika Fischera wybraliśmy komendantem placu, który też kieruje obroną stacji. Przy jego boku stoi nasza dobra Rada Żołnierska. Jestem kierownikiem oddziału do specjalnych poruczeń i mam pod sobą 6 chłopów. Nasze zadanie polega głównie na pracy nocnej, zakładaniu min wybuchowych i sprowadzaniu amunicji leżącej poza obrębem stacji. […] Nasza żywność przywożą nam samoloty dużego typu z Frankfurtu nad Odrą, tak samo pocztę. Poza tym jesteśmy zupełnie odcięci od świata. […] Obecnie składamy się z lotników, pionierów, grenadierów, artylerzystów, ale kierownictwo mamy my, lotnicy[9].

Samolot wielozadaniowy Airco DH.4 „M” z 202 Dywizjonu RAF. Zwraca uwagę ciekawe godło osobiste wymalowane na stateczniku pionowym. Samolot tego typu 29 października 1918 r. padł łupem Stanisława Rozmiarka. Źródło: zbiory autora.
Samolot wielozadaniowy Airco DH.4 „M” z 202 Dywizjonu RAF. Zwraca uwagę ciekawe godło osobiste wymalowane na stateczniku pionowym. Samolot tego typu 29 października 1918 r. padł łupem Stanisława Rozmiarka. Źródło: zbiory autora.

4 stycznia niemiecki dowódca stacji otrzymał ultimatum. Niemcy odrzucili propozycję poddania się. W odpowiedzi na zlekceważenie polskich żądań, 5 stycznia, Polacy odcięli dostawy prądu dla stacji, co jednak nie wywołało większego wrażenia na Niemcach. Rankiem 6 stycznia, Polacy wysłali parlamentariuszy, którzy nakazali załodze stacji poddać się w ciągu 10 minut. Powstańcy w sile około 400 żołnierzy przystąpili do ataku na Ławicę – główne siły od strony wioski Ławica, artyleria od strony stacji kolejowej Poznań – Ławica, a od strony miasta uderzenie pozorujące mieli przeprowadzić ochotnicy (piechota i kawaleria) pod dowództwem Jana Kalinowskiego. Atak został przeprowadzony bardzo sprawnie, Niemcy nie stawiali większego oporu, ponosząc podczas natarcia marginalne straty. Polacy zdobyli wówczas 26 sprawnych samolotów, i 20 karabinów maszynowych, jednakże najcenniejszym łupem była hala sterowcowa w Winiarach pod Poznaniem, gdzie przechowywano znaczną ilość samolotów oraz innego sprzętu lotniczego o łącznej wartości 160 mln marek niemieckich[10].

Ilość zdobytych płatowców budzi pewne wątpliwości wśród historyków. Autorzy różnych publikacji spierają się, czy na Winiarach zdobyto 215, czy 300 samolotów[11]. Tymczasem we Frankfurcie nikt nie wiedział, że Ławica wpadła w ręce Polaków. W południe wysłano Gothę z zapasem broni i amunicji dla niemieckiej załogi stacji. Samolot wystartował około południa – wówczas nie wiedziano jeszcze, że Ławica jest kontrolowana przez Polaków. W drodze powrotnej do Frankfurtu popsuł się silnik samolotu. Załoga zdecydowała się lądować awaryjnie w pobliżu Bledzewa, który nie był jeszcze wówczas kontrolowany przez żadną ze stron. Lotnikom udało się zapewne uciec, choć niektóre opracowania wskazują, że zostali pojmani i osadzeni w poznańskiej Cytadeli[12].

Mieczysław Garsztka, ur. 31 XII 1896 r., w Bydgoszczy, zm. 10 lub 12 VI 1919 r. we Lwowie. Garsztka pochodził z rodziny lekarskiej, podczas I Wojny Światowej został powołany do służby w armii niemieckiej, początkowo w 87 Passawskim Pułku Piechoty, 24 kwietnia 1917 r. otrzymał awans do stopnia podporucznika. W listopadzie tego samego roku został skierowany na kurs pilotażu, który odbył na Ławicy, a później w Nivelles, gdzie ukończył kurs wyższego pilotażu. Następnie otrzymał przydział do Jagdstaffel 31, w której szeregach zestrzelił 6 maszyn nieprzyjaciela. Źródło: M. Romeyko, Ku czci poległych lotników.
Mieczysław Garsztka, ur. 31 XII 1896 r., w Bydgoszczy, zm. 10 lub 12 VI 1919 r. we Lwowie. Garsztka pochodził z rodziny lekarskiej, podczas I Wojny Światowej został powołany do służby w armii niemieckiej, początkowo w 87 Passawskim Pułku Piechoty, 24 kwietnia 1917 r. otrzymał awans do stopnia podporucznika. W listopadzie tego samego roku został skierowany na kurs pilotażu, który odbył na Ławicy, a później w Nivelles, gdzie ukończył kurs wyższego pilotażu. Następnie otrzymał przydział do Jagdstaffel 31, w której szeregach zestrzelił 6 maszyn nieprzyjaciela. Źródło: M. Romeyko, Ku czci poległych lotników.

Po południu wystartował kolejny bombowiec z dostawami dla oblężonej niemieckiej załogi. Samolot wylądował awaryjnie pod Posadowem (jako miejsce lądowania podawane są również Lewice). Zapewne i tym razem powodem lądowania była awaria silnika. Na miejsce lądowania ruszyli powstańcy z oddziału Łąckiego, oraz niemiecki ziemianin hrabia Haza-Radlitz, który odebrał od załogi karabin maszynowy, granaty i duży zapas amunicji. Lotnicy razem z hrabią ukryli , jednakże w ślad za hrabią, na miejscu pojawił się jeszcze polski urzędnik, który prowizorycznie zabezpieczył samolot.

Powstańcy dotarli do posiadłości Radlitza, który pozostawał w stałym kontakcie z wojskami niemieckimi, którym na bieżąco przekazywał meldunki o ruchach Polaków. Niektóre relacje wspominają, że załoga Gothy stawiła opór powstańcom[13]. Miało wówczas dojść do potyczki zakończonej zwycięstwem Polaków, ale ostatecznego dowodu brak.

Józef Mańczak, ur. 19 III 1896 r., w Poznaniu. Został powołany do armii niemieckiej jeszcze przed wybuchem I Wojny Światowej. Początkowo służył w wojskach balonowych, a później został przeniesiony do szkoły lotniczej w Darmstadt, gdzie uzyskał dyplom pilota. Walczył na froncie wschodnim i zachodnim jako pilot myśliwski. Jego kolegą z jednostki był słynny niemiecki as myśliwski – Ernst Udet. Mańczak nie otrzymał promocji na stopień oficerski w armii niemieckiej. W okresie międzywojennym służył w 3 Pułku Lotniczym, kilkukrotnie obejmując stanowisko dowódcy dywizjonu. Zginął w Katyniu, wiosną 1940 r. Źródło: M. Romeyko, Ku czci poległych lotników.
Józef Mańczak, ur. 19 III 1896 r., w Poznaniu. Został powołany do armii niemieckiej jeszcze przed wybuchem I Wojny Światowej. Początkowo służył w wojskach balonowych, a później został przeniesiony do szkoły lotniczej w Darmstadt, gdzie uzyskał dyplom pilota. Walczył na froncie wschodnim i zachodnim jako pilot myśliwski. Jego kolegą z jednostki był słynny niemiecki as myśliwski – Ernst Udet. Mańczak nie otrzymał promocji na stopień oficerski w armii niemieckiej. W okresie międzywojennym służył w 3 Pułku Lotniczym, kilkukrotnie obejmując stanowisko dowódcy dywizjonu. Zginął w Katyniu, wiosną 1940 r. Źródło: M. Romeyko, Ku czci poległych lotników.

7 stycznia Niemcy w Frankfrucie byli już poważnie zaniepokojeni. Na lotnisko nie wróciły dwa bombowce wysłane do Poznania, a to wskazywało, że  utracono ostatnią szansę na utrzymanie kontaktu z oblężoną stacją lotniczą. Tego samego dnia Niemcy przeprowadzili pierwszy nalot na  lotnisko Ławica, który jednak nie spowodował wielkich zniszczeń. Atak wykonało kilka bombowców Gotha, których załogi zdołały jedynie wywołać niewielki pożar. Opis nalotu budzi wiele wątpliwości i różni się w zależności od źródła, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę, że relacje na temat bombardowania lotniska zamieściły wszystkie poznańskie gazety. Według niektórych tytułów pożar spowodował zniszczenie dwóch baraków (choć pojawiają się też doniesienia o jednym spalonym baraku) i niegroźne rany u kilku żołnierzy. Ówcześni dziennikarze pisali o 4 samolotach, które zrzuciły sześć bomb, ale pojawiła się także relacja mówiąca o osiemnastu bombach[14]. W odpowiedzi na nalot, personel lotniska przystąpił do przygotowywania stanowisk opl, których uzbrojenie składało się z karabinów maszynowych.

Albatros D.Va z Morskiego Dywizjonu Lotniczego. Zdjęcie wykonane w okresie powojennym. Źródło: Instytut Pamięci Narodowej, domena publiczna.
Albatros D.Va z Morskiego Dywizjonu Lotniczego. Zdjęcie wykonane w okresie powojennym. Źródło: Instytut Pamięci Narodowej, domena publiczna.

Załoga jednego z bombowców powracających z bombardowania zapewne zauważyła Gothę, która kilka dni wcześniej lądowała koło Posadowa i podjęła próbę zniszczenia maszyny. Oznacza to, że bombowiec był w niezłym stanie i zapewne wymagał tylko niewielkich napraw. Jeden ze świadków wspominał:

[…] na miejsce gdzie leżał aeroplan, przyjechał drugi aeroplan, w celu spalenia pierwszego. Nadmieniam przy tym, że pierwszy aeroplan był zupełnie nowy tak zwany „G-Flug-Maschine” z dwoma motorami o 250 koni siły fabryki Mercedesa. Dlatego prosiłem główne dowództwo o jak najszybsze zabranie takowego. Drugi aeroplan strzelał i rzucał granaty bez strat z naszej strony, tylko kolonista Minge, którego aresztowano, zastrzelił żołnierza Michalskiego z Zębowa, stojącego na posterunku[15].

W odpowiedzi na działania nieprzyjaciela Polacy mieli samorzutnie zorganizować nalot odwetowy na lotnisko w Frankfurcie. Wersja ta przez lata pokutowała w polskiej historiografii, ale obecnie jest odrzucana[16], głównie ze względu na brak potwierdzenia w źródłach niemieckich i polskich. Sam Pniewski, na którego wspomnieniach oparta jest „legenda” pierwszego nalotu był oszczędny w słowach:

W ciągu dnia 7 stycznia niemieccy lotnicy z Frankfurtu nad Odrą, dwukrotnie bombardowali Ławicę, powodując pożar. W tym samym dniu pierwsi lotnicy polscy wojsk powstańczych z polskimi znakami szybowali już nad Poznaniem. Między innymi piloci: Mańczak, Kordylewicz, Rosada, Biały i ja[17].

Jan Wullert (na zdjęciu pierwszy z lewej), podczas służby w lotnictwie niemieckim w okresie I Wojny Światowej. Zdjęcie wykonano w październiku 1918 r., w Liegnitz (Legnicy). Źródło: Wielkopolskie Muzeum Wojskowe, domena publiczna.
Jan Wullert (na zdjęciu pierwszy z lewej), podczas służby w lotnictwie niemieckim w okresie I Wojny Światowej. Zdjęcie wykonano w październiku 1918 r., w Liegnitz (Legnicy). Źródło: Wielkopolskie Muzeum Wojskowe, domena publiczna.

Obraz działań powietrznych nad Wielkopolską nie byłby pełny bez przytoczenia wypadków, które rozegrały się w miasteczku Budzyń. Miasto wpadło w polskie ręce 5 stycznia, za sprawą oddziału powstańczego z Rogoźna. Spokój nie trwał długo. 7 stycznia pod miastem pojawił się niemiecki samochód pancerny, który po krótkiej wymianie ognia wpadł w ręce powstańców dowodzonych przez Leona Napiecka. Niestety, radość z sukcesu nie trwała długo, gdyż wkrótce potem nad miastem pojawiły się dwa niemieckie samoloty, które ostrzelały z karabinów maszynowych zgromadzonych na rynku powstańców. Poza nastraszeniem powstańców pilotowi samotnej maszyny tym razem nie udało się zbyt wiele osiągnąć.

W przeciwieństwie do maszyn używanych nad Poznaniem, były to znacznie mniejsze, jedno miejscowe samoloty, zapewne Fokkery D.VII startujące z lotniska w Schneidemühl. W okresie powstania wielkopolskiego stacjonowała tam utworzona samorzutnie przez niemieckich lotników. Część z nich podczas walk na froncie zachodnim odniosła wspaniałe sukcesy w walce z Aliantami – np. pierwszy dowódca Staffel zur Befreiung der Ostmark (Eskadry dla Wyzwolenia Marchii Wschodniej), Max Näther zapisał na swoje konto 26 zwycięstw powietrznych. Pod koniec wojny Näther służył w Jagstaffel 62. W tej samej jednostce służył także Stanisław Rozmiarek, który podczas Powstania Wielkopolskiego wstąpił do polskich formacji lotniczych.

O ile zwycięstwa powietrzne odniesione przez Näthera nie budziły większych wątpliwości, o tyle sukcesy odniesione podczas „Wielkiej Wojny” przez Rozmiarka stanowią zagadkę. Polak wspominał, że zestrzelił co najmniej cztery nieprzyjacielskie maszyny, ale jako „pewne” zaliczono mu tylko jedno. Swój jedyny aliancki samolot, Rozmiarek miał zestrzelić 29 października 1918 r. Był to angielski bombowiec Airco DH.4, który rozbił się niedaleko Sivry, gdzie w 1916 r. „urzędował” słynny niemiecki as Oswald Boelcke[18].

Bez względu na ilość zwycięstw, Rozmiarek pozostawał w szeregach Jasta 62, aż do momentu gdy jednostka została odesłana do Schneidemühl, gdzie przeprowadzono jej formalną likwidację. Pomimo tego Näther i pozostali piloci pozostawali w mieście. W przeciwieństwie do swoich niemieckich towarzyszy broni Rozmiarek wyjechał do rodzinnej miejscowości, podczas gdy jego koledzy czekali na dalsze rozkazy. Wybuch powstania w Poznaniu stał się impulsem do działania dla Näthera, który w pierwszych dniach stycznia zaczął wykonywać bardziej intensywne loty – na wyposażeniu utworzonej pośpiesznie Staffel znajdowało się dziewięć Fokkerów D.VII – najnowszych niemieckich myśliwców, słusznie uważanych za najlepszy samolot myśliwski „Wielkiej Wojny”. Niemcy doskonale znali możliwości ówczesnych polskich pilotów, których oceniali dość krytycznie – niemieckie władze rzadko dopuszczały Polaków do służby w lotnictwie. Spośród kilku pilotów, którzy w 1918 r. zdecydowali się na zrzucenie niemieckiego munduru i rozpoczęcie służby w polskim lotnictwie tylko jeden – Mieczysław Garsztka był nie kwestionowanym asem przestworzy[19].

Näther wraz z towarzyszami przystąpili do lotów nad terenami przejmowanymi przez powstańców. Na „pierwszy ogień” poszły miejscowości położone najbliżej Schneidemühl. Część z nich, min. Budzyń zostały opanowane przez Polaków.

Fokker D.VII w locie. Zwraca uwagę ciekawe malowanie dolnych powierzchni płata. Źródło: San Diego Aerospace Museum (SADASM), domena publiczna.
Fokker D.VII w locie. Zwraca uwagę ciekawe malowanie dolnych powierzchni płata. Źródło: San Diego Aerospace Museum (SADASM), domena publiczna.

7 stycznia Näther razem ze skrzydłowym, polecieli nad Budzyń, gdzie na rynku zgromadziła się już dość liczna grupa powstańców. Polacy przygotowywali się do uderzenia na pobliską Chodzież, ale pojawienie się jednego lub dwóch Fokkerów skutecznie sparaliżowało działania powstańców. Näther poczynał sobie bardzo odważnie – korzystając z przewagi jaką dawał mu jego Fokker zaczął strzelać do praktycznie bezbronnych żołnierzy na rynku. Niestety, kule Niemca dosięgły Michała Rajewicza[20]. Planowane uderzenie na Chodzież nie doszło do skutku.

W ciągu nocy powstańcy opracowali plan ataku, którym dowodził ppor. Włodzimierz Kowalski. Jego siły podzielono na trzy grupy, które miały zaatakować miasto od strony wsi Podanin (oddział wągrowiecki ppor. Kowlaskiego), od majątku Rataje (oddział obornicki Seweryna Skrzetuskiego) i z zachodu (oddział Rogoziński i czarnkowski dowodzone przez Antoniego Biskupskiego i Zygmunta Łakińskiego). Zgodnie z pierwotnym planem natarcie miało rozpocząć się o 8 rano, ale na skutek braku łączności oddział czarnkowski zaatakował o godzinę za wcześniej. Co gorsza, dowodzący oddziałem czarnkowski Łakiński otrzymał niepotwierdzoną informację o uderzeniu wojsk niemieckich na Czarnków. Powstańcy z oddziału czarnkowskiego wycofali się i ruszyli w stronę własnego miasta[21].

Na polu walki pozostał oddział rogoziński i wągrowiecki, które napotkały na zdecydowany opór nieprzyjaciela. Niemcy skutecznie odpierali kolejne natarcia, ponosząc przy tym dotkliwe straty. Niestety po stronie atakujących doszło do znacznego upadku morale; część powstańców na skutek niepowodzeń rozeszła się do domów. Znacznie lepiej poszło oddziałowi z Obornik, który otrzymał wsparcie od 23 osobowego oddziału sierż. Franciszka Kryzy[22]. Powstańcy zdołali wedrzeć się do miasta od wschodniej strony, uzyskując dzięki temu dobrą okazję do zaatakowania niemieckich obrońców dworca od tyłu. Ani Polacy, ani Niemcy nie zamierzali ustąpić – wymiana ognia trwała dość długo, w końcu jednak Niemcy zaczęli cofać się w stronę dworca kolejowego, na którym czekał na nich pociąg, który 5 stycznia przywiózł posiłki dla obrońców miasta (ppor. Kowalski próbował wówczas bluffować i wmawiał obrońcom Chodzieży, że „lada chwila” pod miastem pojawi się kilkutysięczna polska armia – podstęp się nie udał i Kowalski musiał pośpiesznie opuścić Chodzież[23]). Trzy dni później ten sam skład kolejowy miał być dla niemieckich obrońców miasta ostatnią drogą do Schneidemühl.

Polacy wypierali nieprzyjaciela z kolejnych sektorów. Próby powstrzymania natarcia mniej licznych oddziałów polskich nic nie dawały. W tej sytuacji próbę zatrzymania Polaków podjął dowodzący niemieckimi obrońcami hauptmann Alfons Steikorb, który obsadził jeden z karabinów maszynowych blokujących drogę do dworca. Powstańcom udało się jednak unieszkodliwić stanowisko ckm-u obsadzone przez Steikorba. On sam zginął na ostrzeliwując się z kaemu.

Jednocześnie Niemcy tłoczyli się w wejściach na dworzec i przy wagonach kolejowych. Ściśnięci jak sardynki w puszce obrońcy stanowili doskonały cel, dla nacierających powstańców. W końcu, jeden z nich, podobno francuski jeniec nazwiskiem Rebstück[24]. Po chwili do próbujących przedostać się na dworzec obrońców miasta zaczęli strzelać także inni powstańcy. Powstańcy strzelali nie tylko do tłoczących się pod dworcem Niemców, ale także gdy większości z nich udało się ukryć w pociągu – wówczas celem polskiej kanonady stał się próbujący opuścić stację pociąg. W ostrzale wykorzystano także zdobyte karabiny maszynowe. Straty uciekających z Chodzieży Niemców szacowane są na kilkudziesięciu zabitych i wielu rannych.

Nie minęło wiele czasu od zakończenia strzelaniny w okolicy dworca, gdy nad miastem pojawiły się dwa niemieckie samoloty. Za sterami jednego z nich siedział Näther, który razem ze swoim skrzydłowym zaczął ostrzeliwać dostrzeżone w mieście grupy powstańców. Niestety, szczęście tym razem opuściło niemieckiego asa, który został powitany huraganowym ogniem broni maszynowej i karabinów piechoty. Jedna z kul dosięgła jego Fokkera, który runął na ziemię, grzebiąc w swoich szczątkach niespełna 20 letniego asa[25]. Niektóre opracowania sugerują błędnie, że ostatni swój ostatni lot, Näther wykonał w Albatrosie D.III[26]. Zapewne jest to błąd wynikający z faktu, że w pobliskim Schneidemühl znajdowały się zakłady lotnicze „Albatros” Gesellschaft für Flugzeugunternehmungen mbH Werk[27].

Fokker D.VII w lotnictwie polskim. Przed samolotem ppłk. Jerzy Kossowski. Według opisu zdjęcie wykonano około 1930 r. W tym czasie maszyn tego typu używano w eskadrach treningowych niektórych pułków lotniczych oraz Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Dęblinie. Źródło: NAC, domena publiczna.
Fokker D.VII w lotnictwie polskim. Przed samolotem ppłk. Jerzy Kossowski. Według opisu zdjęcie wykonano około 1930 r. W tym czasie maszyn tego typu używano w eskadrach treningowych niektórych pułków lotniczych oraz Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Dęblinie. Źródło: NAC, domena publiczna.

Wątpliwości nie budziły natomiast personalia Näthera[28], którego śmierć była poważnym ciosem dla personelu jednostki. Jeden z powstańców zapisał potem:

Powiada przysłowie polskie, że kto mieczem wojuje od miecza ginie. Istotnie tak jest, albowiem w toku owych walk zjawił się znowu poprzednio wzmiankowany lotnik i obsypał nas gradem kul. Wtedy powstańcy już jako zwycięzcy skierowali swoją broń i po kilku strzałach napastnika zestrzelili, który spadając na zmarzniętą ziemię poniósł śmierć na miejscu. O dziwne zrządzenie losu! Ten śmiały lotnik, który drwił sobie z powstańców i na wojnie światowej przez długie miesiące, a może i lata na próżno był ostrzeliwany przez baterie francuskie, ginie od lichej broni polskiej: karabinu ręcznego[29].

Śmierć dowódcy nie oznaczała jednak rozwiązania oddziału, który w kolejnych dniach da się jeszcze we znaki Polakom. Poza zestrzeleniem Näthera, Polacy rościli sobie prawo do zestrzelenia jeszcze jednego samolotu, który według „Dziennika Poznańskiego” miał zostać zestrzelony nad Budzyniem[30]. Informacji na temat zestrzelania kolejnego Fokkera przez Polaków nie potwierdzają inne źródła, co każe podchodzić do tych doniesień bardzo nieufnie. Tymczasem na Ławicy przystąpiono do tworzenia władz naczelnych wielkopolskiego lotnictwa. Na czele utworzonego 7 stycznia przy Dowództwie Głównym, referatu lotnictwa stanął ppor. obs. Franciszek Stempniewicz, jednocześnie na Ławicy utworzono Stację Lotniczą Ławica, której dowódcą mianowano sierż. pil. Wiktora Pniewskiego.

Pniewskiemu podporządkowano cztery kompanie. Pierwszą dowodził sierżant pil. Józef Mańczak, który w oparciu o swoją kompanię przystąpił do tworzenia szkoły pilotów i obserwatorów[31]. Kolejnymi kompaniami dowodzili – sierż. Franciszek Gruszkiewicz i sierż. obs. bal. Józef Szyfter. 4 kompania była jednostką rekrucką, do której kierowano ochotników do służby w lotnictwie.

22 Samolot wywiadowczy Halberstadt C.V. Źródło: zbiory autora.
22 Samolot wywiadowczy Halberstadt C.V. Źródło: zbiory autora.

Tymczasem stan posiadania powstańczego lotnictwa wciąż wzrastał. 13 stycznia do powstańców uciekł wraz z samolotem pilot, Antoni Bartkowiak, który lądował w pobliżu Gniezna nie uszkadzając swojego Albatrosa D.Va[32]. Bartkowiakowi udało się uprowadzić samolot z Bydgoszczy. Przybycie Bartkowiaka było tym istotniejsze, że w rękach Polaków znalazł się kolejny sprawny myśliwiec. Jeszcze cenniejszym łupem dla powstańców okazał się… sam Bartkowiak, o którym pisano:

Sierżant Bartkowiak jest jednym z najlepszych lotników polskich. Prowadzi po mistrzowsku płatowiec i odznacza się bezwzględną odwagą i rozwagą w najtrudniejszych sytuacjach. W styczniu zeszłego roku uciekł płatowcem ze swego oddziału niemieckiego do Poznania i dostarczył tym sposobem lotnictwu naszemu zdatną maszynę. Następnie wykonał około 30 nadzwyczaj trudnych i niebezpiecznych lotów na Górny Śląsk i Pomorze, aż do 200 kilometrów za front, do których się jako jedyny ochotnik zgłosił, mimo, że jako dezerterowi groziło mu ze strony Niemców rozstrzelanie[33].

W kolejnych dniach Niemcy ponownie zaczęli dawać o sobie znać. 14 stycznia w okolicach Szubina znajdował się oddział dowodzony przez Jana Wullerta. Oddział ten wchodził w skład większych sił dowodzonych przez Stanisława Śliwińskiego, któremu podporządkowano kilka grup obejmujących min. dwa oddziały z Wrześni oraz dwa pododdziały artylerii dysponujące 4 armatami. W dniach 11 – 12 stycznia żołnierze pod dowództwem Śliwińskiego wzięli udział w ofensywie, która pozwoliła powstańcom na opanowanie Szubina, którego broniło około 400 żołnierzy niemieckich. Po opanowaniu Szubina oddział Śliwińskiego został przesunięty do Łachowa, gdzie żołnierze „dobrali się” do zapasów spirytusu. 13 stycznia oddział nie był zdolny do podjęcia żadnych działań i pozostawał w Łachowie. Jednocześnie wśród żołnierzy wzrastała niechęć wobec dowódcy. 14 stycznia wybuchł nieomalże otwarty bunt. Porządek przywrócili oficerowie, min. ppor. Mieczysław Paluch oraz Śliwiński, który powrócił do swojego oddziału. W czasie gdy Polacy opanowywali własne oddziały nad Łachowem pojawił się niemiecki Fokker D.VII – kolejna maszyna z niemieckiej eskadry z Schneidemühl.

Polacy, którzy zdołali już uporządkować własne oddziały powitali go kanonadą z broni ręcznej i maszynowej – kilka strzałów okazało się celnych i zmusiło pilota do lądowania. Według świadków samolot nie został uszkodzony – jeśli nie liczyć niegroźnej przestrzeliny w zbiorniku paliwa. Pilota, niestety, żadna polska publikacja nie podaje jego personaliów, wzięto do niewoli, a samolot przekazano na Ławicę[34].

Niemcy zaczęli zdawać sobie sprawę z zagrożenia jakie dla działających w pojedynkę maszyn stanowiła polska obrona przeciwlotnicza – nawet jeśli powstała w wyniku improwizacji. W tych warunkach część Niemców zaczęła posuwać się do stosowania niewybrednych forteli. 17 stycznia 1919 r., gen. Józef Dowbór-Muśnicki, który kilka dni wcześniej objął dowodzenie nad wojskami powstańczymi, podjął decyzję o rozpoczęciu poboru do armii wielkopolskiej. Tego samego dnia nad Czempiniem pojawił się, startujący zapewne z okolic Lissy (niem. Leszno), dwupłatowiec przybrany biało-czerwonymi chorągiewkami. Maszyna nadleciała nad tor kolejowy i zrzuciła cztery bomby, które zniszczyły tor kolejowy. Kilka odłamków wpadło do położonego niedaleko linii kolejowej domu zajmowanego przez niemieckiego osadnika Nitschke’go, który zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. Więcej szczęścia miała, lekko ranna, żona Nitschke’go[35].

Wydarzenia z Czempinia stały się podstawą do oskarżenia miejscowych Niemców o współpracę z oddziałami niemieckimi stacjonującymi w rejonie Lissy. Część czempińskich Niemców, na krótko przed nalotem (który miał miejsce około 15) miała opuścić Czempiń i wskazywać kierunek pilotowi niemieckiej maszyny.

Tego samego dnia pierwszy lot rozpoznawczy nad terytorium kontrolowanym przez Niemców wykonuje załoga plut. pil. Bartkowiak i sierż. obs. Andrzej Płachta. Płachta miał za sobą długą służbę na froncie zachodnim, najpierw jako piechur, później jako obserwator w niemieckim lotnictwie. W styczniu, razem z Bartkowiakiem wykonał jeszcze kilka lotów w szczególnie trudnych warunkach atmosferycznych. Polaków najbardziej interesowały ruchy wojsk niemieckich w rejonie Zbąszynia, Leszna, Kcyni i Torunia[36].

Rozpoznanie lotnicze dostarczyło niezwykle cennych informacji na temat nieprzyjaciela, który 1 lutego rozpoczął kontrofensywę na froncie północnym. W powietrzu coraz częściej pojawiają się także polskie samoloty. Jeden z nich zostaje zmuszony do lądowania przez Franciszka Jacha w  pobliżu Szaradowa. Jach podobnie jak Bartkowiak wykonywał w tym czasie loty rozpoznawcze w rejonie Bydgoszczy i Zbąszynia. Podczas jednego z lotów rozpoznawczych samotny myśliwiec pilotowany przez Jacha został zaatakowany aż przez sześć niemieckich maszyn. Pomimo przewagi nieprzyjaciela Jach przyjął walkę. Mieszkańcy Kcyni, nad którą toczyło się to starcie[37], byli świadkami Jacha, któremu udało się zestrzelić jeden z niemieckich samolotów. Niestety, Jach został ranny w rękę i z trudem kontrolował samolot – ostatecznie udało mu się wylądować na zamarzniętym jeziorze pod Czeszewem[38]. Zapewne pilot jednego z Fokkerów uczestniczących w walce z Jachem stracił orientację w terenie i lądował niedaleko Szaradowa.

Samolot wywiadowczy DFW C.V. Maszynę tego typu w lutym 1919 r. w okolicach Czarnkowa miał zestrzelić Hans Brzenk. Źródło: zbiory autora.
Samolot wywiadowczy DFW C.V. Maszynę tego typu w lutym 1919 r. w okolicach Czarnkowa miał zestrzelić Hans Brzenk. Źródło: zbiory autora.

Podchodząc do lądowania niemiecki lotnik czuł się bardzo pewnie – w stronę samolotu biegło wielu żołnierzy w nienagannie wyglądających niemieckich mundurach. Również pierwsze chwile po lądowaniu utwierdziły Niemca w przekonaniu, że otaczają go rodacy. Niczego nie przeczuwając, dopiero po dłuższej chwili pilot zadał kluczowe w jego sytuacji pytanie: Gdzie jestem? Powstańcy z uśmiechem poinformowali Niemca, że wylądował na terenie kontrolowanym przez Polaków. Zaskoczony pilot pomaszerował do niewoli, podczas gdy Polacy zdemontowali skrzydła samolotu i po załadowaniu ich na wóz odholowali Fokkera do Kcyni, a później na Stację Lotniczą w Ławicy[39].

Ustalenie daty wypadków, które miały miejsce w pobliżu Kcyni jest dość problematyczne – z jednej strony dostęp do niemieckiej dokumentacji jest dość trudny, z drugiej strony w polskich źródłach brak dokładnej daty. Jach wspomina o stoczeniu walki pod koniec stycznia lub na początku lutego – nie podając przy tym dokładnych dat. Wątpliwości budzi również sam przebieg walki z sześcioma niemieckimi myśliwcami. Po pierwsze – Jach wspomina o zestrzeleniu jednej z niemieckich maszyn, jednakże nie potrafi dokładnie wskazać miejsca jej upadku – możliwe, że był to samolot który lądował pod Szaradowem. Maszyna nie nosiła jednak żadnych śladów walki – gdyby faktycznie był to Fokker „zestrzelony” przez Jacha to powstańcy, choćby podczas demontowania skrzydeł, musieliby natrafić na ślady przestrzelin lub trafień.

Pozostając przy powstańczych losach Jacha, warto wspomnieć o jeszcze jednym, nie do końca wyjaśnionym epizodzie z jego życia. Według niektórych opracowań pod koniec grudnia 1918 r., razem ze swoim przełożonym, Paulem Pholem, Jach miał przylecieć do Wapna. Po wylądowaniu i zatoczeniu maszyny na pole należących do rodziców Jacha, pilot miał zostać rozbrojony. Jach natomiast razem ze swoim bratem dołączył do powstańców, którym przekazał sprawny samolot – według niektórych opisów miał na nim nawet wykonać kilka lotów nad Wapnem[40]. Niestety, ta bardzo barwna historia jest tylko jednym z wielu mitów, które narosły wokół dziejów polskiego lotnictwa.

Tymczasem bazująca na Ławicy Grupa Bojowa zapuszczała się coraz dalej nad niemieckie terytorium. 3 lutego wykorzystując trudne warunki atmosferyczne sierż. pil. Józef Jakubowski wykorzystując doraźnie przygotowane pole wzlotów niedaleko Ostrowa Wielkopolskiego poleciał nad kontrolowany przez Niemców Kreuzburg (Kluczbork), Rosenbergiem (Olesnem), Lublinitz (Lublińcem) i Beuthen (Bytomiem). Podczas przelotu pilot rozrzucił polskie gazety i ulotki[41]. Wkrótce nad Śląskiem pojawiły się inne polskie maszyny, które z ulotkami docierały min. nad Breslau (Wrocław) i Oppeln (Opole). W trakcie kolejnych lotów, znacznie większe znaczenie przyłożono do rozpoznania – meldunki lotnicze na bieżąco przekazywano do dowództwa wojsk wielkopolskich.

4 lutego w ręce Polaków wpadł kolejny niemiecki samolot. Tym razem była to maszyna wywiadowcza, która lądowała pod Słupią Kapitulną. Niewiele wiadomo na temat przejęcia samolotu – niektóre relacje wspominają o ostrzelaniu niemieckiej maszyny przez kompanię piechoty. Razem z samolotem do niewoli dostało się dwóch niemieckich lotników. Samolot, według niektórych badaczy Halberstadt C.V, został przekazany do Stacji Lotniczej Ławica, gdzie w październiku 1919 r. oddano go do remontu.

Utrata kolejnego samolotu była dla Niemców bolesna, ale nie spowodowała zaprzestania działań nad Wielkopolską. W ciągu kilku następnych dni Niemcy powrócili do stosowania polskich znaków na swoich maszynach. 14 lutego w rejonie Czekanowa pod Ostrowem Wielkopolskim pojawiło się pięć niemieckich samolotów wywiadowczych. Załogi próbowały zbombardować powstańców, ale śmiercionośny ładunek spadł z dala od celu[42]. Jakby w odpowiedzi na działania nieprzyjaciela, tego samego dnia w ręce powstańców wpadł kolejny niemiecki samolot – tym razem wywiadowczy Rumpler C.I, który lądował awaryjnie w rejonie Inowrocławia. Maszynę dość szybko doprowadzono do stanu używalności – w marcu 1919 r. samolot został naprawiony i był wykorzystywany przez polskich lotników na Ławicy[43].

Stosowanie przez niemieckich lotników polskich szachownic było zagraniem nieetycznym, które szybko zemściło się na samych Niemcach. Jednym z pilotów którzy po śmierci Näthera zaczęli odgrywać większe znaczenie wśród pilotów w Schneidemühl, był Hans Brzenk. Brzenkowi przypisuje się zestrzelenie pięciu alianckich samolotów podczas Wielkiej Wojny, a on sam twierdził, że jego łupem padł jeszcze jeden – tym razem polski samolot. Ostatnie zwycięstwo powietrzne odniesione przez Brzenka miało mieć miejsce w lutym 1919 r., w okolicach Czarnkowa. Pilotujący Fokkera D.VII Brzenk miał dostrzec polski samolot DFW C.V, który zaatakował i zestrzelił. Niestety, w czasie gdy Brzenk zgłosił zestrzelenie polskiego DFW… na wyposażeniu polskich jednostek działających w rejonie Wielkopolski nie odnotowano straty żadnego samolotu tego typu, a polscy piloci nie meldowali o napotkaniu jakiegokolwiek samolotu niemieckiego z którym stoczyliby walkę[44].

16 lutego 1919 r., w Trewirze zawarto rozejm, który zakończył działania wojenne w Wielkopolsce. Na niebie wciąż pojawiały się samoloty z czarnymi krzyżami i polskimi szachownicami, zdarzały się także przypadki wymiany ognia. Wielkopolscy lotnicy zyskali jednak sporo czasu na stworzenie regularnych eskadr i zjednoczenie z resztą polskiego lotnictwa. Dużą rolę w tym długim i trudnym procesie odegrał Gustaw Macewicz, postać pod wieloma względami – nietuzinkowa.

Zdjęcie tytułowe: podwieszanie bomb pod samolot Gotha G.IV. Zwraca uwagę wielkość bomb. Dobrze widoczne ułożenie plam kamuflażu – „Lozenge” na kadłubie oraz konstrukcja zaczepów bombowych umieszczonych pod skrzydłami i kadłubem. Źródło: domena publiczna.

Piotr Rapiński – historyk lotnictwa, doktorant na UŁ, nauczyciel historii i wiedzy o społeczeństwie. Autor książek poświęconych polskiemu lotnictwu, w tym „1 Pułk Lotnictwa Myśliwskiego Warszawa w latach 1943-1945” oraz „Skrzydlate gronostaje. Lwowskie eskadry myśliwskie w czasie pokoju i wojny”. 

[1] M. Niestrawski, Polskie wojska lotnicze w okresie walk o granice państwa polskiego (1918-1921). Tom I. Początki, organizacja, personel i sprzęt, Oświęcim 2017, s. 67.

[2] T. Cybulski, Zdobycie Ławicy, „Przegląd Lotniczy”, nr. 2/1929, s. 129 – 130.

[3] K. Sławiński, Ławica poznańskie lotnisko, Warszawa 1975, s. 22 – 23.

[4] K. Bross, Przyczynki do historji powstania wielkopolskiego. Nowy Tomyśl – Zbąszyń. 2/3.1.1919 – 7/8.1.1919, Poznań 1935, s. 17 – 18.

[5] Zajęcie stacji lotniczej w Ławicy, „Kurier Poznański”, nr. 5 (8 I 1919), s. 1.

[6] Wojskowe Biuro Historyczne, Centralne Archiwum Wojskowe (dalej: WBH, CAW), Inspektorat Wojsk Lotniczych byłego zaboru pruskiego, t. 16, Adiutant IWL do probostwa miasta Opalenicy (10 IV 1919); K. Rzepecki, Powstanie grudniowe w Wielkopolsce 27.12.1918, Poznań 1919, s. 112.

[7] WBH, CAW, Inspektorat Wojsk Lotniczych byłego zaboru pruskiego, t. 16, Ks. M. Chudziński do Dowództwa Wojsk Lotniczych w Poznaniu (17 IV 1919).

[8] Barwy cesarstwa niemieckiego.

[9] Zajęcie stacji lotniczej w Ławicy, „Kurier Poznański”, nr. 5 (8 I 1919), s. 1.

[10] Ibidem, s. 32.

[11] M. Niestrawski, op. cit., s. 71; H. Mordawski, Polskie lotnictwo wojskowe 1918 – 1920. Narodziny i walka, Wrocław 2009, s. 39.

[12] Z. Bulzacki, Lotnictwo w Powstaniu Wielkopolskim, „Kronika Miasta Poznań”, nr. 1/1969, s. 38.

[13] K. Rzepecki, op. cit., s. 113.

[14] Bomby lotników niemieckich na Ławicę, „Kurier Poznański”, nr. 5, 8 I 1919 r., s. 1; K. Sławiński, op. cit., s. 36 – 37; A. Zarzycki, Na podniebnych szlakach. Port lotniczy Poznań – Ławica. Tradycja i współczesność 1913 – 2001, Poznań – Ławica 2001, s. 75.

[15] K. Rzepecki, op. cit., s. 114.

[16] M. Rezler, Zwycięskie, lecz zafałszowane. Blefy, kłamstwa i mity o powstaniu wielkopolskim, (rozm. przepr. Piotr Bojarski), [dostęp 9 XI 2021] https://wyborcza.pl/alehistoria/7,121681,24311074,zwycieskie-lecz-zafalszowane-blefy-klamstwa-i-mity-o.html; M. Niestrawski, Bombardowanie Frankfurtu nad Odrą. Nalot, którego nie było?, (rozm. przepr. S. Błażejewska), [dostęp 9 XI 2021] https://www.polskieradio24.pl/39/156/Artykul/2243186,Bombardowanie-Frankfurtu-nad-Odra-Nalot-ktorego-nie-bylo.

[17] W. Pniewski, Powstanie Lotnictwa Wielkopolskiego. Zajęcie Ławicy, [w:] Księga pamiątkowa 3-go Pułku Lotniczego 1918 – 1928, Poznań 1928, s. 36.

[18] R. Kulczyński, Stanisław Rozmiarek – myśliwiec z Wielkopolski, „Aeroplan”, nr. 4/2013, s. 35; J. Gutman, Nieuport 11/16 Bébé vs Fokker Endecker. Front zachodni 1916, Oświęcim 2017, s. 39.

[19] P. Sikora, Asy polskiego lotnictwa, Warszawa 2014, s. 117 – 118; T.J. Kopański, Mieczysław Garsztka – polski as Kajzera, „Militaria vol. 4”, nr. 1/1999, s. 47 -53.

[20] P. Grzeczka, Moje wspomnienia z walk o niepodległość Polski, Budzyń 1937, s. 10 – 11; A. Kucner, Powstanie Wielkopolskie w powiecie obornickim i walki nad Notecią w r. 1918/1919, Oborniki 1939, s. 53.

[21] A. Czubiński, Z. Grot, B. Miśkiewicz, Powstanie wielkopolskie 1918 – 1919, Warszawa 1978, s. 218 – 224.

[22] L. Tokarski, J. Ziołek, Wspomnienia powstańców wielkopolskich, Poznań 1978, s. 166.

[23] S. Chmielewski, Dzieje Chodzieży, Chodzież 1998, s. 256 – 262; D. Marciniak, Gloria victoribus – Powstańcy wielkopolscy powiązani z ziemią chodzieską, Chodzież 2017, s. 452 – 457; T. Fenrych, Powstanie wielkopolskie. Front północny, Poznań 1920, s. 10 – 11.

[24] D. Marciniak, op. cit., s. 452 – 457.

[25] Max Näther urodził się 24 sierpnia 1899 r.

[26] D. Marciniak, op. cit., s. 467 – 481.

[27] M. Kabatek, R. Kulczyński, Samoloty OAW w lotnictwie polskim, Warszawa 2021, s. 7,18.

[28] A. Kucner, op. cit., s. 62; N. Franks, G. Van Wyngarden, Fokker D.VII Aces of World War I. Part 2, Oxford 2004, s. 73; M. Niestrawski, Polskie wojska lotnicze w okresie walk o granice państwa polskiego (1918-1921). Tom II Walka i demobilizacja, Oświęcim 2017, s. 63; M. Kabatek, R. Kulczyński, Lotnicza historia ziemi polskiej 1910 – 1945, Sandomierz 2011, s. 50 – 53.

[29] P. Grzeczka, op. cit., s. 12.

[30] Położenie. Przebieg akcji zbrojnej w pow. wągrowieckim, „Dziennik Poznański”, nr. 14 (18.01.1919), s. 2.

[31] WBH, CAW, Kolekcja Orderu Wojennego Virtutti Militari, t. 85-8148 Józef Mańczak, Życiorys.

[32] M. Niestrawski, Bartkowiak Antoni, [dostęp 9 I 2022] https://www.infolotnicze.pl/2013/09/26/antoni-bartkowiak/.

[33] WBH, CAW, Kolekcja Akt Personalnych, t. B.2682, Opinia o sierżancie pilocie Bartkowiaku.

[34] W. Lewandowski, Bój o Szubin dnia 11 stycznia 1919 r., Poznań 1936, s. 185; J. Karwat, Wspomnienia z Powstania Wielkopolskiego, Poznań 2007, s. 105.

[35] Bomby lotników niemieckich, „Postęp”, nr. 15 (19 I 1919), s. 1; M. Niestrawski, Polskie wojska lotnicze…, T. II, s. 63.

[36] WBH, CAW, Kolekcja Orderu Wojennego Virtutti Militari, t. 18-1160 Andrzej Płachta, Szczegółowy opis czynu.

[37] Według innych relacji nad Bydgoszczą.

[38] WBH, CAW, Kolekcja Akt Personalnych i Odznaczeniowych, t. MN 09.11.1932, P; WBH, CAW, Dowództwo Lotnictwa, t. 44, Wniosek na odznaczenie Orderem Virtutti Militari, Szczegółowy opis czynu; Z. Grabowski, Franciszek Jach – Ikar rodem z Wapna, Wapno 2014, s. 44.

[39] M. Rezler, Nasze powstanie, Szamotuły 2018, s. 113; S. Strauchmann, O wolność Szubina, Szubin 1934, s. 19.

[40] T. Chwalczyk, Franciszek Jach, „Lotnictwo z Szachownicą. Ilustrowany magazyn miłośników historii lotnictwa polskiego”, nr. 6, s. 19 – 20.

[41] A. Morgała, Operacje lotnicze nad Górnym Śląskiem 1919 – 1921, „Lotnictwo z Szachownicą. Ilustrowany magazyn miłośników historii lotnictwa polskiego”, nr. 27, s. 20.

[42] Komunikat Głównego Dowództwa w Poznaniu z dnia 18 lutego 1919 roku, „Kurier Poznański”, nr. 41 (19 II 1919), s. 2.

[43] WBH, CAW, Inspektorat Wojsk Lotniczych byłego zaboru pruskiego, t. 16, Dziennik Korespondencji Inspektoratu Wojsk Lotniczych, 29 marca 1919 r.

[44] M. Niestrawski, Polskie wojska…, T.II, s. 63 – 64; M. Kabatek, R. Kulczyński, Lotnicza historia…, s. 53 – 54.