„Cicha noc” – pancernik „Scharnhorst” idzie na dno!

Zatopienie „Scharnhorsta” to jeden z najbardziej dramatycznych epizodów walk o konwoje arktyczne zmierzające do Rosji w czasie drugiej wojny światowej. Najnowsza książka Wojciecha Włódarczaka to zbeletryzowana opowieść o bitwie za Przylądkiem Północnym. „Cicha Noc” pokazuje nam nie tylko wierny prawdzie historycznej przebieg zdarzeń, ale i całą paletę przeżyć uczestników obu stron bitwy, zarówno tych fikcyjnych jak i historycznych postaci, których losy splatają się ze sobą. Autor pokazuje nam świat pełen sprzecznych emocji swoich bohaterów, gdzie nienawiść splata się z miłością, a przyjaźnie są wystawione na ciężką próbę w obliczu ekstremalnych warunków, gdzie życie i śmierć dzieli tak cienka linia. Dla wielu z nich, tytułowa „Cicha noc” zapada na zawsze… Z około 2000 członków załogi „Scharnhorsta” uratowało się bowiem jedynie 36 ludzi.


Fragmenty książki „Cicha noc” dzięki uprzejmości Autora.


Tonący Scharnhorst

– Wstrzymać ogień! – rozkaz admirała Burnetta zagrzmiał jakby z zaświatów.

Od razu zrozumiałem. Gdybyśmy nadal oddawali huraganowe salwy, to nasze zabłąkane pociski miały sporą szansę trafić w pędzące przez sztorm niszczyciele komandora Fishera. Gdy ciemność znów rozświetliły opadające po nieboskłonie flary, słyszałem grzmot, a przy burcie Scharnhorsta pojawiła się fontanna wody. Zadrżałem. Tylu ludzi… Myśl o zamkniętych we wnętrzu pancernika marynarzach nie dawała mi spokoju. Gdzież był tego sens? Dlaczego to upiorne przedstawienie nadal trwało?

Po trafieniu jedną z torped, niemiecki kolos zatrząsł się, stając w miejscu. Wkrótce przechył na sterburtę zaczął się zwiększać. „Przecież masz właśnie to, co chciałeś…” – zagrzmiało w mym umyśle po raz drugi. Byliśmy oddaleni od Niemców aż o 3000 jardów, jednak wyraźnie JĄ czułem. O ile wcześniej unosiła się nad nami w czasie tego rejsu gdzieś daleko, kryjąc się za arktyczną ciemnością, wałem ogromnych fal oraz wyjącym wiatrem, tak teraz była już całkiem blisko – czułem jej powiew. Czułem śmierć…

Alianccy marynarze w walce z arktycznym mrozem. Zdjęcie za: Wikipedia, domena publiczna.

Oplotła ona już Scharnhorsta swymi obślizgłymi mackami. Widziałem oczami wyobraźni zastygającą na gretingach krew, rozrywane pociskami ciała marynarzy i ich resztki walające się po zniszczonych pomieszczeniach; słyszałem rozdzierające serca krzyki cierpiących ludzi, wołających imiona swoich żon, dzieci, matek, ojców; czułem duszący dym we wnętrzu nadbudówek, zmieszany z odorem płonących ciał. Widziałem, słyszałem, czułem. Śmierć była między nami, szyderczo się śmiejąc. Nastała chwila ciszy. Nagle rozległy się dwa ogłuszające huki. Krążownik lekko zadrżał. Usłyszawszy przeraźliwy świst, instynktownie schyliłem się. Załoga Scharnhorsta, a właściwie to, co z niej zostało, próbowała raz jeszcze odpowiedzieć ogniem!

Ogień na pancerniku zaczął po pewnym czasie powoli przygasać. Raz jeszcze spojrzałem na kadłub potężnego okrętu. Powoli tonął. Nieustanne skwierczały na okręcie pożary, a z jego śródokręcia unosił się gęsty, ciemny dym, niknący w okowach arktycznej nocy. A nad tym wszystkim unosiło się widmo śmierci. Serce zaczęło mi gwałtowniej bić. Moje myśli powędrowały nagle do rodzinnych świąt. Wszyscy byliśmy wtedy tak szczęśliwi! Także Thomas i Edward. Czym staliśmy się przez tę wojnę?! I kim będziemy po niej? 26 grudnia 1943 roku, o godzinie 19:45, nad mroźną połacią Oceanu Arktycznego zapadła w końcu Cicha Noc.


„Cicha noc”

Ciemne burty, unoszące nad rufową nadbudówką dogasające płomienie, oraz działa wycelowane w targany przez fale niszczyciel, oddalone o niewiele ponad 7000 jardów, stanowiły dla Terrence’a najbardziej przerażający widok w życiu. Zresztą nie tylko dla niego.

Wszyscy torpedyści, przytrzymując się rozpiętych lin sztormowych w milczeniu przypatrywali się ogromnej sylwetce Scharnhorsta.

Świadomość tego, że od uzbrojonego w dziesiątki dział nieprzyjacielskiego okrętu, mogącego z łatwością zatopić każdy z idących do ataku czterech niszczycieli, dzieliła ich tak niewielka odległość, napawała grozą. Najgorsze jednak było to, że Niemcy dostrzegli szykując się do ataku jednostki, oświetlając je flarą. O’Neal, zapomniawszy w jednej chwili o palącym bólu ręki, czuł wyraźny łomot serca. 7000 jardów, a odległość nadal się zmniejszała! Niespodziewanie burty Scharnhorsta rozbłysnęły paletą żółtopomarańczowych barw. Dla Terrance’a ta chwila zdawała się trwać wieczność. Potem nagle obraz, który postrzegał jawił mu się jak w zwolnionym filmie. jęk lecących nieprzyjacielskich ładunków, był głośniejszy, niż hałas Arktyki.

O’Neal, zahipnotyzowany ciemnymi konturami kolosa, nawet się nie schylił. Przy takim dystansie i tak nie miało to absolutnie żadnego sensu. Wystarczyłby przecież jeden niemiecki pocisk, aby nastąpił koniec. Terrance czuł się, jakby leżał przywiązany na torach kolejowych, a wprost na niego kierował się rozpędzony do granic możliwości parowóz. Dookoła wszystko pojaśniało, jak gdyby nastąpił świt długo wyczekiwanego arktycznego dnia. O’Neal spostrzegł kątem oka coś przelatującego ponad pokładem. Przypominało to nieco ślad pozostawiany przez komety, o których często opowiadał mu ojciec. Wtem za bakburtą Saumareza nastąpiła eksplozja. Odwracając się gwałtownie przez ramię, marynarz zobaczył wyrastające spomiędzy fal wysokie fontanny wody, znaczące miejsca upadku niemieckich pocisków. Nagle świat postrzegany przez niego powrócił do normalnego tempa!

– Wszyscy w pogotowiu! Podaję koordynaty! – krzyczał Evans, przerażony tak jak wszyscy.

Wnet przez kadłub Saumareza przeszło silne tąpnięcie. W pierwszym odruchu Terrance zląkł się, że to jeden z zabłąkanych niemieckich pocisków. Gdy jednak zauważył błyski dochodzące od strony dziobu, zrozumiał. Komandor Walmsley rozkazał otworzyć ogień! Cztery 4,7-calowe działa zaczęły grzmieć jednostajnym ogniem, zalewając Scharnhorsta ładunkami świetlnymi, a następnie gradem ołowiu. Naraz torpedyści wznieśli do góry dłonie w geście radości, wskazując na oświetlone flarami mocarne kontury kolosa. Dla O’Neala oraz pozostałych marynarzy huk własnych dział stanowił najpiękniejszą na świecie muzykę, której nigdy przedtem nawet sobie nie wyobrażali. Tych wspaniałych dźwięków nie mogły przerwać kolejne przeszywające lodowate powietrze wielkie, niemieckie pociski, bryzgi zamarzającej wody, świst huraganu ani nawet odgłosy dzwoniących want.

– Wyrzutnia gotowa! – zameldował jeden z dwóch marynarzy zajmujący miejsce przy urządzeniach hydraulicznych.

Niespodziewanie wrogi okręt wykonał gwałtowny zwrot na sterburtę. Spieniona woda z rozbijanych fal omiatająca jego kadłub sprawiała wrażenie, jakby cały pancernik pokrył się czapą wiecznego lodu. Prawie w tej samej chwili Saumarez skorygował kurs, reagując na manewr nieprzyjaciela, rozbijając jednocześnie dziobem jedną z fal. Śródokręcie okrętu zatrzeszczało, a O’Neala i pozostałych rzuciło na bakburtę. Schowana w kieszeni płaszcza poraniona ręka znów zaczęła niemiłosiernie piec. Tysiące rozżarzonych igieł zdawało się rozdzierać skórę dłoni Terrance’a aż do kości. Gryząc owijający usta szalik, na chwilę zapomniał o szaleńczym pojedynku, sycząc z bólu, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczył. Niespodziewanie nad oceanem przetoczył się potężny, porażający grzmot. Scharnhorst był teraz oddalony od burt Saumareza o niewiele ponad 3000 jardów.

H.M.S. Belfast w czasie sztormu. Zdjęcie za: Wikipedia, domena publiczna.

O ile już wcześniej przytłaczał swą wielkością, tak teraz wydawał się zajmować swym długim kadłubem cały horyzont, wypluwając w stronę niszczyciela śmiercionośne pociski. Niemieckie pociski detonowały niebezpiecznie blisko. Terrance, obryzgany przez wysokie gejzery spienionej wody, na chwilę przymknął oczy.

– Torpedy pal! – rozkazał Evans.

Gdy jeden z torpedystów zwolnił dźwignię blokującą, szykując się do pociągnięcia za dźwignię hydrauliczną, doszło do tragedii. O’Neal zdążył jeszcze dostrzec kątem oka żółtopomarańczowe błyski z rufy Scharnhorsta. Rumor zwiastował nadlatujące pociski największego kalibru. Pokonanie dystansu, który wynosił w tej chwili już poniżej 3000 jardów, zajęło im niewiarygodnie mało czasu. Wydawało się że pisk pocisków rozsadzi mu uszy. To, co nastąpiło później było dla niego tylko zbiorem przewijających się, pojedynczych obrazów. Oślepiający rozbłysk. Nieludzki skowyt. Drżący kadłub. Okrzyki przerażenia. Rozsypujący się po pokładzie deszcz odłamków.


Książkę „Cicha noc” autorstwa Wojciecha Włódarczaka można kupić m.in. na stronach księgarni internetowych PWN lub BONITO:

https://ksiegarnia.pwn.pl/Cicha-noc,952639022,p.html

https://bonito.pl/produkt/cicha-noc-4

Zdjęcie tytułowe: Brytyjski okręt pokryty arktycznym lodem. Zdjęcie za: Wikipedia, domena publiczna.