Czas trwania – 190 minut
Reżyseria – Steven Spielberg
Scenariusz – Steven Zaillian
Zdjęcia – Janusz Kamiński
Muzyka – John Williams
Tematyka – Oscar Schindler, czyli niemiecki przedsiębiorca ratujący Żydów w okupowanej Polsce.
Wśród porywających historii z okresu II wojny światowej, emocjonujących badaczy na całym świecie, są wątki bezpośrednio związane z naszym krajem. Okupacja niemiecka w Polsce to temat rzeka – nakręcono o niej setki filmów, choć większość z nich to produkcje rodzime, które nie miały możliwości zaistnienia na szerszym rynku kinematograficznym. A szkoda, bo przynajmniej część godna była pokazania widzom z innych krajów spragnionych kina wojennego stojącego na wysokim poziomie. Od czego mamy jednak Stevena Spielberga? Ten znakomity amerykański reżyser, który w dorobku ma niezliczoną ilość wielokrotnie nagradzanych obrazów i współpracę z najwybitniejszymi aktorami ostatnich kilkudziesięciu lat, zainteresował się niezwykłą historią, która w dużej mierze miała miejsce w polskim Krakowie. Opowieść o niemieckim przedsiębiorcy ratującym ludność żydowską szybko stała się produkcją legendarną i na trwałe zapisała ważną kartę w historii kinematografii.
O tym, że Spielberg ma rękę do perełek filmowych nie trzeba nikogo przekonywać, gdyż swoimi produkcjami udowadniał to wielokrotnie. Ma też niewątpliwe szczęście do ludzi, z którymi pracuje, choć to także można zaliczyć do kategorii „doświadczenie reżysera”. Opowieść o ludziach tworzących „Listę Schindlera” rozpocząć należy od aktorów, a więc ludzi, bez których tego typu film nie mógłby powstać. Biorąc pod uwagę, iż jest on z reguły kwalifikowany do gatunku dramatu wojennego, twórcy produkcji musieli postawić na sporą dawkę emocji. O wyciskaczu łez nie ma mowy, ale uczuć na ekran przelano niemało. Dzięki znakomitym kreacjom aktorskim to właśnie wartość emocjonalna filmu stanowi o sile opowieści. Liam Neeson i Ben Kingsley stworzyli niezapomniany duet, przy czym Kingsley odgrywający rolę Izaaka Sterna, przynajmniej w mojej opinii, przyćmił odtwórcę tytułowej roli. W filmie, co było oczywistym następstwem obrazu filmowanego głównie w Polsce, pojawiają się postacie znane nad Wisłą, ale ich udział w produkcji jest raczej zmarginalizowany. Podkreślić warto znakomite role kobiece, z naciskiem na kreacje Embeth Davidtz oraz Caroline Goodall. „Lista Schindlera” była także przełomowym momentem w karierze Ralpha Fiennesa (w roli Amona Goetha), który w późniejszym okresie zrobił furorę szeregiem znakomitych ról filmowych i teatralnych. Rok 1993 i współpraca ze Spielbergiem ukazały drzemiący w nim potencjał i stały się przepustką do dalszej kariery.
Obraz Spielberga okazał się filmowym majstersztykiem nie tylko pod względem reżyserii. Co oczywiste, na wyróżnienie zasługuje fabuła filmu, dzięki czemu prosta opowieść ubrana została w ramy epickiego dzieła. Znakomite wrażenie sprawia muzyka – ścieżka dźwiękowa, głównie autorstwa Johna Williamsa to kawał dobrej roboty, o czym można się przekonać, przesłuchując kolejne fragmenty podkładu. Całość elementów dźwiękowych zmontowano w profesjonalny sposób, z dbałością o szczegóły. Podobnie rzecz się ma ze znakomitymi zdjęciami, za które wyróżnienie w postaci Oscara otrzymał Polak Janusz Kamiński. Był to ledwie wierzchołek góry lodowej wyróżnień – aż siedem Oscarów, w tym najbardziej prestiżowe dla najlepszego filmu i reżysera są idealną rekomendacją, której nie trzeba potwierdzać pusto brzmiącymi sloganami o geniuszu i artyzmie.
Ważnym problemem związanym z seansem „Listy Schindlera” jest poprawność historyczna. Spielberg miał stworzyć dzieło, które przyciągnie widzów, wobec czego dbałość o szczegóły zeszła na dalszy plan. Dla historyków część wątków przedstawionych w filmie jest w oczywisty sposób przejaskrawiona albo zaprezentowana w nieodpowiedni sposób. Już sama postać Schindlera wzbudzała sporo kontrowersji, które w jakiś sposób miał uciszyć akt Instytutu Yad Vashem i decyzja o przyznaniu niemieckiemu przedsiębiorcy tytułu Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Niewątpliwie odegrał on znaczącą rolę w procesie ratowania ludności żydowskiej, aczkolwiek rozmiary tej operacji nie zostały jednoznacznie ustalone. Istnieją pewne wątpliwości, które także przy okazji filmowej wersji poruszyć mogą dociekliwego widza. Czy w ogóle istniała jakakolwiek lista? Scena spisywania ludzi z pewnością chwyta za serce, ale być może jest tylko fikcją albo legendą stworzoną w późniejszym czasie. Można za to odnieść wrażenie, iż para Schindler-Stern prezentuje się na ekranie znakomicie, co jest kwestią z jednej strony świetnego scenariusza, z drugiej kreacji aktorskich. Z czysto polskiej perspektywy niechętne spojrzenia kierować możemy pod adresem scenarzysty, który w jakiś szczególny sposób nie uwypuklił polskiego wkładu w ratowanie Żydów i organizację prężnego ruchu oporu, podkreślając zasługi niemal wyłącznie Schindlera. Zastosowanie ciekawego rozwiązania z wykorzystaniem czarno-białej kolorystyki sprawia, iż całość oglądamy jak kronikę, film dokumentalny bądź wyciąg z wojennego archiwum. To dodatkowo potęguje wrażenie historyczności opowieści, co w jasny sposób ukazuje widzom, szczególnie tym z zagranicy – tak było naprawdę.
„Lista Schindlera”, niezależnie od tego, w jaki sposób patrzyć będziemy na prawdę historyczną, jest filmem wybitnym. Odkrywa przed widzami kolejną kartę, kolejną opowieść o tym, że podczas wojny odruchy braterstwa i miłosierdzia nie były obce także osobom pochodzenia niemieckiego. Dramat II wojny światowej przedstawiony jest z kilku perspektyw, promując przy tym Polskę, która stała się najlepszym świadkiem tragicznych wydarzeń sprzed lat. Steven Spielberg, sięgając po historię Schindlera, pokazał, że jest reżyserem wszechstronnym, który umiejętnie dobiera sobie tematykę filmów, tworząc z nich kinematograficzne perełki.
Ocena: