„Men of War: Karmazynowy Przypływ”

Producent – Best Way

Wydawca – Cenega

Gatunek – RTS

Liczba misji – 20

Tematyka – kolejna część kultowej już strategii „Men of War” przygotowanej w formie RTS-a. 20 misji osadzonych w realiach drugiej wojny światowej.

W 2007 na rynek, a co za tym idzie, także do domów wielu graczy trafiła strategia czasu rzeczywistego, „Men of War”. Gracze zgotowali jej ciepłe przyjęcie i tylko kwestią czasu wydawały się być dodatki do świetnego produktu, który odniósł spory sukces. Gra osadzona w realiach II wojny światowej to przecież łakomy kąsek dla wszystkich wielbicieli historii, którzy wolny czas lubią spędzać przed ekranem komputera. A gdy produkt przygotowany jest w odpowiedni sposób, gwarantuje wsiąknięcie na długie godziny i masę niesamowitych przeżyć.

„Men of War: Red Tide” to samodzielny dodatek do strategii „Men of War” z 2007 roku. Programiści ze studia Best Way (znani m.in z gier „Faces of War: Oblicza Wojny”, „Soldiers: Ludzie Honoru”) serwują nam około 20 zróżnicowanych misji rozgrywających się na wschodnim froncie II wojny światowej. Jako że ogólny zarys historyczny kręci się wokół opowieści spisanych przez Alexandra Zoricha (pod tym pseudonimem ponoć kryje się więcej niż jedna osoba) wcielimy się w rosyjski odpowiednik marines – Czarne Płaszcze (Black Coats). Zadania rozgrywają się w okolicach nadmorskich miast Związku Radzieckiego. Mimo iż zwiedzimy m.in Sewastopol czy Odessę większość misji rozgrywanych jest na stałym lądzie, gęsto porytym okopami i lejami po wybuchach. Doświadczone studio programistów wykazało już kilkukrotnie, iż zna się na swoim fachu. Kolejny sprawdzian w postaci „Karmazynowego Przypływu” był o tyle trudny, iż nowa gra musiała zmierzyć się z legendą świetnej i wysoko ocenianej poprzedniczki.

O samej rozgrywce słów kilka. Na pierwszy rzut oka gra wygląda na typową strategię drugowojenną pokroju Panzers czy już wspominanych Soldiers: LH, jednak sprawa prezentuje się nieco inaczej. W MoW regularnym frontem zajmuje się prawie całkowicie AI czyli komputerowo sterowani sojusznicy, natomiast gracz ma za zadanie sabotować poczynania przeciwnika od kuchni. Często dysponując zaledwie sześcioma (!) jednostkami piechoty. Zaznaczyć trzeba, że przeciwnik ma zazwyczaj dwudziestokrotną przewagą liczebną, nie wspominając o czołgach, pojazdach opancerzonych czy CKM-ach. Jako staremu wyjadaczowi serii Commandos takie rozwiązanie strasznie przypadło mi do gustu! Oczywiście w przyrodzie występują misje w których gracz ma do dyspozycji czołgi, a nawet całą linię frontu, jednak najlepiej bawiłem się gdy w zawierusze wojennej likwidowałem z przyczajki pojedyncze gniazda karabinów, czy podrzucałem granat pod gąsienice czołgów.

Gra daje ogromne możliwości jeżeli chodzi o chowanie się za przeszkodami czy zaleganie we wszędobylskich chaszczach. Gdy najedziemy kursorem na, dosłownie, każdą trawkę czy kawałek murku (wcale nie przesadzam), program wyświetla przykładowe położenie zaznaczonych jednostek. Dzięki temu ustawienie mocno bronionego przyczółku odwracającego uwagę od flankującego komandosa z granatem w zębach nie sprawia żadnych problemów. Zdarzały mi się także bohaterskie akcje jednoosobowe, gdy mój podkomendny zgarniał z leżącego trupa ostatni granat przeciwpancerny i niszczył przejeżdżający transporter opancerzony. Często sam przy tym ginąc, jednak czego się nie robi dla mateczki Rosji!

Ciekawą nowalijką jest możliwość wcielenia się w dowolnego podopiecznego. W tym trybie możemy osobiście wycelować lufy karabinów w kierunku wroga czy też poprowadzić ostrzał artyleryjski. W ten sposób obsługiwałem jedynie karabin zamontowany w czołgu, gdyż okazało się, że gdy ja z niego strzelam, da się nim trafiać wychylających się z okopów szwabów. Możliwości destrukcyjne środowiska dają wielkie pole do popisu miłośnikom buldożerów. Każdy domek na mapie może zostać zrównany z ziemią, a nic tak nie poprawia humoru jak przebicie się czołgiem przez stodołę o poranku. Zdarzają się niestety potworki pokroju podskakującego wraku, ale nie jest to nagminne.

Warto też powiedzieć kilka słów o możliwości grania z innymi ludźmi. W dobie Internetu warto czasem skorzystać z odskoczni od trybu Single Player. W instrukcji wyczytałem, że jest opcja pogrania w multi, niestety, w wersji, którą dostałem do recenzji takiej możliwości nie było. Mam nadzieje, że w wersji, która trafi do sklepów będzie można postrzelać po sieci.

Mimo kilku niedociągnięć w MoW gra się niezwykle sympatycznie. Wysoki poziom trudności zmusza do częstych loadów, a i kilka przekleństw mi się wyrwało gdy znowu mój czołg oberwał w gąsienice. Grywalność jest z pewnością mocną stroną nowej produkcji studia Best Way. Grę nieźle przygotowano do wydania na polskim rynku, co jest z kolei zasługą Cenegi Poland, której dziękuję za przesłany egzemplarz recenzencki. Należy wystawić wysoką ocenę za kawał solidnej drugowojennej rozgrywki i miejmy nadzieję, iż już niedługo pod strzechy naszych chat zawita kolejny produkt, który podtrzyma dobrą passę ukazujących się w ostatnim czasie gier osadzonych w interesujących nas realiach.

Ocena:

Autorem recenzji jest Łukasz Konieczny