„Wyspa zero” – recenzja książki

Rok wydania – 2021

Autor – Jarosław Sokół

Wydawnictwo – Dolnośląskie

Liczba stron – 400

Tematyka – bardzo dobra, trzymająca w napięciu do ostatniej strony powieść Jarosława Sokoła, który zabiera czytelników w podróż do Świnoujścia okresu historycznego przełomu.

Powieści osadzone w realiach II wojny światowej lub wczesnego okresu powojennego bezsprzecznie cieszą się w Polsce dużym zainteresowaniem odbiorców. Jest w tym coś naturalnego. Rynek książkowy jest wprost przesiąknięty książkami odnoszącymi się do historii II wojny światowej (żaden okres nie jest choćby w połowie tak eksplorowany przez historyków), mamy ogromne grono odbiorców, a przez to i potężne zapotrzebowanie. Nie może zatem dziwić, iż zdolni pisarze – a do takich na wstępie kwalifikuję Jarosława Sokoła (niedawno furorę robił Krzysztof Goluch i jego dwutomowa „Czerwona zemsta”) – wyrobili sobie już markę i rzeszę fanów, którzy w ciemno sięgną po ich kolejne publikacje.

Jako że była to moja pierwsza przygoda z twórczością Jarosława Sokoła, przeżyłem spore zaskoczenie, odkrywając, jak silnie pozornie neutralna historia może być przez autora zakotwiczona w historii. Skomplikowanej, wielowątkowej. Schyłek II wojny światowej, poniemieckie Świnoujście. W mieście władzę pozornie sprawują Sowieci. Pozornie, bo na ulicach roi się od szabrowników, a do tego ktoś zaczyna mordować byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Na szczęście życiowy szlak przedwojennego detektywa Adama Kostrzewy biegnie właśnie przez Swinemünde…

Tak zaczyna się kryminał z historią w tle. Trzymający w napięciu, a przy tym pokazujący czytelnikowi specyfikę powojennych realiów. Pamiętam, że w młodości kolosalne wrażenie zrobili na mnie „Chłopcy ze Starówki” Haliny Rudnieckiej, gdy po raz pierwszy skonfrontowałem się z obrazem zniszczonej Warszawy i życia toczącego się gdzieś na jej zgliszczach. Świnoujście jest oczywiście nieco inne, ale ten przygnębiający wizerunek miasta pozlepianego z kawałków gruzu był dojmujący.

Interesująca jest także postać głównego bohatera, który podobnie jak polskie miasta także wydaje się poskładany z różnych kawałków. Okazuje się jednak bohaterem z krwi i kości, który nie pęka nawet przed przerażającym i zwierzęco brutalnym „ruskim gestapo”. Ma zresztą pasjonującą przeszłość, której fragmenty przewijają się w retrospekcjach. Wątki wprawdzie mieszają się ze sobą, ale autor kieruje nimi na tyle umiejętnie, że unika chaosu i tworzy świetnie komponujący się thriller.

Wartka akcja, wyraziste postaci, czasem mocny język i mocna narracja – wszystko to składa się na atuty „Wyspy zero”. Jarosław Sokół to profesjonalista, który wie, jak budować klimat, umiejętnie operuje emocjami i do bólu wykorzystuje bagaż historii. Świnoujście w jego wydaniu jest dla mnie bardzo prawdziwe – dające nadzieję i odpychające, jak wiele polskich lub polsko-niemieckich miast w powojennym wydaniu. We wszystko to znakomicie wpisuje się historia Adama Kostrzewy, która trzyma w napięciu do ostatnich (literalnie!) stron.

Ocena: