„Wybrałem wolność” – recenzja książki

Rok wydania – 2009

Autor – Wiktor Krawczenko

Wydawnictwo – Magnum

Liczba stron – 527

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – historia radzieckiego funkcjonariusza, który zdecydował się opuścić ojczyznę ze względu na działania reżimu.

Polski naród, jako jeden z licznych w Europie Środkowej i Wschodniej, przekonał się na własnej skórze, co to znaczy komunizm. Nasza ojczyzna na kilkadziesiąt lat wpadła w szpony wysłanników Stalina i ich spadkobierców. Komunistyczna niewola w wydaniu PRL-owskim nie była jednak aż tak wielką tragedią, jak ta, której doświadczali mieszkańcy Związku Radzieckiego. Tam reżim stalinowskich pokazał swoje prawdziwe oblicze – bezlitosne, brutalne i pozbawione skrupułów. W imię partyjnej solidarności składano ofiary z życia ludzkiego, a prości ludzie, dla których komunizm był odległym ideałem gloryfikowanym przez funkcjonariuszy partyjnych, cierpieli najmocniej, nierzadko nie rozumiejąc, dlaczego są prześladowani. Niewielu zdecydowało się, by w imię wolności wypowiedzieć prywatną wojnę komunizmowi. To wymagało najwyższych poświęceń, hartu ducha i pogardy dla śmierci. Niemal każdy mieszkaniec Związku Radzieckiego lat trzydziestych i czterdziestych XX wieku mógłby opowiedzieć tragiczną historię, która stała się udziałem jego lub jemu najbliższych. Właśnie z takich opowieści złożyć można kompletny obraz rzekomo utopijnego kraju, w którym przyszło żyć, a przede wszystkim umierać.

Gdy po raz pierwszy otrzymałem egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Magnum, do moich rąk trafił znakomity „Ostatni rozdział” autorstwa Davida Stafforda. To sprawiło, iż wydawnictwo, przynajmniej w moim odczuciu, wysoko postawiło sobie poprzeczkę, gdy idzie o kolejne publikacje. Spodziewałem się bowiem, iż następna przesłana do mnie pozycja będzie równie dobra, co „Ostatni rozdział”. Z jednej strony oczekiwałem kolejnej świetnej pracy, z drugiej zbliżałem się do „Wybrałem wolność” z dużą dozą krytycyzmu, patrząc na pozycję przez pryzmat poprzedniej lektury. Wysokie wymagania są jak najbardziej uzasadnione, bowiem tylko w ten sposób można obiektywnie zrecenzować daną publikację. Gdy otrzymałem przesyłkę niemal z miejsca stwierdziłem, iż wydanie dzieła Krawczenki jest bliźniaczo podobne do tego, co zaprezentowano nam w przypadku Stafforda. Estetyczna kompozycja, czytelny układ graficzny i przejrzysta nawigacja sprawiają, iż bez trudu połapiemy się w tym, co umieszczono wewnątrz książki. Na pochwalę zasługuje projekt okładki, który początkowo może nie wydawać się arcydziełem, ale wraz z upływającym na czytaniu czasem wyda się niezwykle adekwatny do treści publikacji. W konsekwencji trudno jest powiedzieć cokolwiek złego o wydawniczym przygotowaniu „Wybrałem wolność”. Całość prezentuje się estetycznie, choć bez większych fajerwerków, i bez trudu można odnieść wrażenie, iż dostajemy do rąk produkt dopracowany i schludny.

„Wybrałem wolność” niemal od początku do końca jawić się nam będzie jako swego rodzaju autobiografia przedstawiona na tle wydarzeń rozgrywających się w Związku Radzieckim. Krawczenko buduje swoją opowieść w odniesieniu do historii swojej ojczyzny, jakakolwiek by ona nie była. Opowiada nam, starając się zachować obiektywizm, o pierwszych uniesieniach politycznych, o swoich planach i ambicjach, które szybko weryfikowała brutalna rzeczywistość. Nie boi się nazwać siebie komunistą, zresztą często używa tego słowa, nadając mu zabarwienie pozytywne lub pejoratywne w zależności od kontekstu. Raz komunizm jawić nam się może jako szczytna idea, w którą uwierzyła cześć inteligencji, innym razem jako źródło bezlitosnego reżimu, który nie wahał się popełniać największych zbrodni. Krawczenko bardzo sprawnie operuje językiem. Jego styl jest łatwo przyswajalny, umiejętnie dawkuje on czytelnikom wrażenia. Momentami akcja rozgrywająca się w różnych częściach Związku Radzieckiego przyspiesza, momentami autor nie waha się sięgnąć po środki stylistyczne spowalniające bieg wydarzeń. Różnorodność artystyczna sprawia, że czytelnik nie popada w monotonię. Co więcej, przez większą część lektury towarzyszyć mu będzie wrażenie czytania bardzo dobrego kryminału, w którym każdy wątek coś znaczy, coś sugeruje i ma wpływ na całą historię. A przecież „Wybrałem wolność” to przede wszystkim opowieść biograficzna! Z pewnością nie wieje tu nudą. Ja sam przygodę z dziełem Krawczenki zacząłem w nietypowy sposób. Przeglądając książkę, wybrałem na chybił-trafił fragment, niemal w samym środku publikacji. Trafiłem na rozdział dotyczący relacji Krawczenki z Jeleną, agentką GPU i miłością jego życia. Historia, z której wiało romantyzmem przykuła mój wzrok na dłużej, a ja doczytałem fragment do końca i natychmiast wziąłem się za kolejny rozdział. Swoją drogą, równie dobry. W efekcie najpierw przerobiłem „środek”, a dopiero później przerzuciłem się na początek publikacji, odkrywając, że każda jej część ma swój urok i niesie ze sobą nowe walory poznawcze.

Publikacja Krawczenki, oprócz ewidentnych walorów czytelniczych, ma ogromną wartość historyczną. Funkcjonariusz aparatu państwowego Związku Radzieckiego, dodatkowo postawiony na wysokich stanowiskach w przemyśle, był osobą dokładnie orientującą się w zawiłościach funkcjonowania sowieckiej machiny. Z jego opowieści wyłania się niezwykły obraz Związku Radzieckiego, niejako panorama kraju rad. Historycy z pewnością będą wniebowzięci, czytając chociażby o funkcjonowaniu NKWD i środkach, jakich używała do wydobywania zeznań, szantażowania i pozyskiwania nowych funkcjonariuszy. Fabrykowanie dowodów, bezlitosne tortury, całkowita pogarda dla humanitaryzmu – to wszystko stało na porządku dziennym w Związku Radzieckim i to wszystko odkrywa przed czytelnikami Krawczenko. Gdy w 1944 roku poprosił on o azyl w Stanach Zjednoczonych, było wiadome, iż tajemnica wewnętrznych stosunków panujących w ZSRR szybko wyjdzie na jaw. Juz w 1946 roku Krawczenko wydał książkę, która na zachodzie odbiła się głośnym echem, obnażając prawdziwą naturę modelowego przykładu rządów totalitarnych w wydaniu stalinowskim. Po latach „Wybrałem wolność” doczekała się szeregu wznowień. W 1966 roku Krawczenko został znaleziony w swoim mieszkaniu z kulą w głowie. Orzeczono samobójstwo, jednakże incydent ten, co utrzymywał później syn zabitego, mógł być sprytnie zaaranżowanym morderstwem popełnionym przez siepaczy przysłanych ze Związku Radzieckiego. Zagadka ta być może nigdy nie zostanie rozwiązana, ale okoliczności śmierci Krawczenki są co najmniej podejrzane. Po jego śmierci dzieło życia, nad którym pracował latami, nierzadko w ukryciu, nadal ukazywało się drukiem, odkrywając tajemnice Związku Radzieckiego przed kolejnymi czytelnikami. Z czasem tematyka zbrodni reżimu stalinowskiego stała się powszechnie znana, co nie oznacza, że praca Krawczenki straciła na wartości. Bynajmniej. Jest ona doskonałym świadectwem, które poczytywać możemy za niezwykłe źródło z co najmniej dwóch powodów – relacja jest obiektywna i momentami w pełni obnaża zbrodniczą działalność aparatu państwowego w ZSRR oraz pochodzi z pierwszej ręki, od człowieka, który widział i przeżył tragiczne wydarzenia, które na zawsze odcisnęły piętno na jego psychice. Dzięki licznym podróżom Krawczenko zwiedził sporą część swojej ojczyzny. Często sięgał po opisy otoczenia, w którym przyszło mu pracować, co dodatkowo wzmacnia historyczny wydźwięk całej pracy.

Polski zespół muzyczny Lao Che w utworze „Stare Miasto” zaśpiewał słowa zapadające w pamięć: „Nieliczni zbawieni, licznych Bóg nie słucha”. Historia opowiedziana nam przez Krawczenkę wiele ma wspólnego z tym pełnym goryczy hasłem. Proza życia w Związku Radzieckim była jawnym zaprzeczeniem tego, co dziś nazwać możemy normalnością. Wiktor Krawczenko dobitnie, z pasją, momentami zadumą i nostalgią pokazał, jak naprawdę wyglądał kraj rad, który w wielu wypadkach na Zachodzie stawiano sobie za wzór dobrobytu. Utopijna wizja równości i wolności tylko na papierze wyglądała łudząco, prawda maskowana była za barierą fałszu tworzoną przez huczne śpiewy, imperialne marsze, szumne mowy, wzniosłe hasła i pierwsze takty „Suliko” budzące Sowietów ze snu. Krawczenko wykazał się niesamowitą odwagą, decydując się na zerwanie z przeszłością, która piętnem naznaczyła całe jego życie. Zapłacił za to ogromną cenę, być może złożył nawet ofiarę życia. Jak sam pisał, NKWD nie zapomina i może odnaleźć człowieka wszędzie. Pokazał jednak, że jest nie tylko bohaterem, ale i szalenie utalentowanym pisarzem, który przekazał nam relację pierwszorzędną o najwyższej wartości poznawczej, bo spisaną osobiście, w imieniu swoim i wielu bezimiennych, którym partia odmówiła prawa do życia. Wiktorze Andriejewiczu Krawczenko, wybrałeś wolność i dałeś wolność wielu podobnym do siebie i za to Ci chwała.

Ocena: