„Śmiejąca się krowa” – recenzja książki

Rok wydania – 2010

Autor – Jost Metzler

Wydawnictwo – Finna

Liczba stron – 210

Seria wydawnicza – Seria z Kotwiczką

Tematyka – opowieść niemieckiego dowódcy U-Boota zwanego „Śmiejącą się krową”.

Z czego może śmiać się krowa? Właściwie to nie wiem i nie zamierzam bawić się w speca od fauny i flory, chociaż zastanawiałem się kiedyś, czy zwierzaki mogą mieć poczucie humoru. W myśl założeń nowego tytułu Wydawnictwa Finna, śmiejąca się krowa to coś naturalnego. Historia dowódcy U-Boota z sympatyczny zwierzakiem wyrysowanym na kiosku, Josta Metzlera, to niezwykła opowieść o podwodnej przygodzie, którą autor przeżył w okresie II wojny światowej. Western Morning News napisało o nim znamienite słowa: „Jeden z najwybitniejszych dowódców U-Bootów, Jost Metzler, dokonał jednego z najbardziej śmiałych czynów w wojnie podwodnej, wdzierając się swoim 500-tonowym U-Bootem przez 100-metrowe wejście do portu Tokardii na Złotym Wybrzeżu… Później powtórzył ten wyczyn w Lagos i znów uciekł bez szwanku”. Miał facet fantazję. A najciekawsze w tym wszystkim jest to, iż nie był to koniec jego przygód. Dla czytelników jego publikacji jest to w zasadzie początek. Początek niezwykłej podróży na pokładzie niemieckiego U-Boota.

O tym, że będę miał do czynienia z książką „prawdziwą”, napisaną bez owijania w bawełnę, dowiedziałem się niemal na wstępie, czytając krótką notkę od wydawcy. Andrzej Ryba, odpowiadający za przygotowanie polskiej wersji językowej „Śmiejącej się krowy” po żołniersku wyjaśnił czytelnikom, co znajdą w książce Metzlera. Jego entuzjazm udzielił mi się z miejsca – skoro on, znawca tematyki morskiej, potrafi czytać publikację z wypiekami na twarzy, opowieść dowódcy U-Boota musi być po prostu fascynująca. Jej wydaniem zajęła się doskonale znana morskim wilkom Oficyna Wydawnicza Finna, rodem z Gdańska, a więc zagłębia Polskiej Marynarki Wojennej. Książka została przygotowana starannie. Świadczy o tym niezły projekt graficzny oraz twarda okładka podnosząca estetykę pracy. Zdjęć archiwalnych jest jak na lekarstwo. Zamieszczono je na zgrabnej wkładce. Mam jednak jedno zastrzeżenie, które można poczytać za lekki przytyk – fotografie są opisane, choć poskąpiono im większej ilości informacji. W niektórych brakuje jednak podstawowych danych. Być może nie jest to szczególnie rzucająca się w oczy wada, jednakże cztery fotografie Metzlera wrzucone obok siebie aż się proszą o podanie kilku danych dotyczących roku ich zrobienia. Metzler Metzlerowi nierówny, ten facet też się starzał. Mimo wszystko „Śmiejąca się krowa” została przygotowana elegancko, z dbałością o czytelników. Tłumaczenie nie pozostawia wiele do życzenia, korekta również spisała się bez zarzutu. Gdy idzie o literówki, wpadkę zanotowałem przy okazji pisowni nazwiska następcy Metzlera na stanowisku dowódcy okrętu – zdarzają się przeinaczania w postaci „Zana”. Tymczasem oficer ten nazywał się Wilhelm ZahnW efekcie w niezłym nastroju można przejść do tego, co ma być przecież historię czytaną z wypiekami na twarzy.

Każdy, kto sięgnął po opowieść Metzlera, po prostu musi przyznać, iż dowódca U-Boota miał nie tylko barwne życie wojenne, ale i swoją brawurą potrafił je w doskonały sposób ubarwić. Gorzej, jeśli ubarwianiem zajął się po zakończeniu działań zbrojnych, przy okazji kariery pisarskiej. Wydaje się jednak, iż jest przekonywujący i stanowi cenne źródło informacji o życiu pod pokładem niemieckiego okrętu podwodnego. To nie tylko wojna z przeciwnikiem, bezlitosną Royal Navy, która wykorzysta każdy błąd załogi, ale i zmagania z przyrodą, z wszechmocnym Neptunem mieszającym w szykach największych armad. U-69 mierzył się z nim wielokrotnie, szturmując ogromne fale, bijąc się ze sztormem i wiatrem oraz przeciwnościami losu, gdy drugowojenna technika zawodziła. „Śmiejąca się krowa” miała jednak siły, by zwycięsko wychodzić z kolejnych opresji. Miała też talent do pakowania się w kłopoty – niemal samobójcze misje bojowe, zadania nie do wykonania i brawurowe ucieczki – to wszystko składało się na obraz wojennej rzeczywistości załogi U-Boota. Był też inny smak. Bo życie na pokładzie „Śmiejącej się krowy” to nie tylko wspaniałe przygody, ale i ciężka codzienna praca w trudnych warunkach i niesprzyjających okolicznościach. Metzler najczęściej wypowiada się o uczuciach załogi jak podmiot zbiorowy, pokazując, iż na pokładzie niemal wszyscy myśleli identycznie, stanowiąc zgraną grupę ludzi, którzy mogli na sobie polegać w najtrudniejszych sytuacjach. W narrację angażuje się emocjonalnie, wspominając czasy podwodnej żeglugi, towarzyszy broni i skrupulatnie odnotowując wszystko to, co zdołał zaobserwować na U-69. W umiejętny sposób dzieli się z czytelnikami kolejnymi spostrzeżeniami, przekazując informacje dotyczące dźwięków, obrazów, a nawet zapachów. Dzięki temu jego relacja jest autentyczna, nabiera wartości.

Dowódca U-Boota ma jednak to do siebie, iż pisarzem nie jest. Być może w kontekście całej historii nie ma to większego znaczenia, jednakże momentami wyraźne są publicystyczne braki Metzlera. Narracja faluje – z jednej strony mamy do czynienia z wciągającą lekturą, z drugiej razić mogą topornie skonstruowane fragmenty wypowiedzi. Niektórzy czytelnicy z pewnością będą psioczyć na poszczególne partie tekstu pozbawione wyrazu. Obok doskonałych opowieści wprost z pokładu „Śmiejącej się krowy” będzie też sporo smutnej prozy życia pozbawionej wzniosłych scen i chwalebnych wyczynów. Jest to jakby zbeletryzowany dziennik pokładowy, w którym autor zapisuje spostrzeżenia, dzieli się emocjami i relacjonuje wydarzenia z perspektywy swojej i kolegów. Owszem, nie mamy do czynienia z wpisami „dzień po dniu”, jednakże stylistycznie Metzler wytworzył podobny efekt, zwalniając nieco tempo historycznej akcji. W konsekwencji część książki jest po prostu nudna, choć realistyczna i napisana w sposób obiektywny, bez przesadnych prób upiększania przeszłości. Efektowność łączy się zatem z tułaczką grupy marynarzy, co jednak pozwala nam spojrzeć na dwie perspektywy drugowojennej rzeczywistości – z jednej strony to fascynujący konflikt, który miłośnicy historii studiują dziś z wypiekami na twarzy, z drugiej to setki tysięcy żołnierzy, którzy liczyli każdy dzień spędzony na froncie, oczekując końca upiornej wędrówki.

Niektórymi fragmentami z publikacji Metzlera byłem po prostu zachwycony. Stary wilk morski w zbeletryzowanej opowieści dzieli się z czytelnikami przeżyciami i spostrzeżeniami, które dla miłośników historii są wręcz bezcenne. Robi to w sposób przekonywujący, dbając o odpowiedni poziom adrenaliny w krwiobiegu każdego, kto sięgnie po fascynującą lekturę. Jednocześnie możemy zmierzyć się z perspektywą życia na pokładzie niemieckiego okrętu podwodnego. Kinomani, którzy z wypiekami na twarzy oglądali „Okręt” albo „U-571” będą pewnie wniebowzięci. Metzler wzbudzi zainteresowanie także w tych, którzy nie zachwycali się podwodnymi zmaganiami. Chociaż momentami jego stylistyka lekko kuleje, a narracja faluje, jest dobrym bajarzem, a jego opowieść stanowić będzie doskonałe uzupełnienie dla historycznych opracowań wychodzących spod ręki fachowców takich jak Pertek, Lipiński czy Flisowski.

Ocena: