Rok wydania – 2010
Autor – Samuel E. Morison
Wydawnictwo – Finna
Liczba stron – 440
Seria wydawnicza – Seria z Kotwiczką
Tematyka – opowieść o ważnej kampanii okresu wojny na Pacyfiku – bitwie o Archipelag Bismarcka.
Gdy po raz pierwszy ujrzałem tytuł „Przełamanie bariery Bismarcka”, byłem pewien, że po raz kolejny poczytam sobie o zmaganiach alianckiej floty z niemieckim pancernikiem „Bismarck”, który przedwcześnie zakończył swój żywot na wodach Atlantyku. Co więcej, my, Polacy, mieliśmy tam swojego reprezentanta. Epizod z „Piorunem” to mniej więcej to samo, co polski arbiter sędziujący mecz piłkarski na szczeblu półfinału Ligi Mistrzów. Niby tam byliśmy, ale chyba nie o to chodziło. Tymczasem tytułowy „Bismarck” to nie pancernik, a „bariera” to nie zapora ogniowa utworzona przez artylerię pokładową. W rzeczywistości okazało się, iż „przełamanie bariery Bismarcka” dotyczy zmagań na innym z drugowojennych frontów, oddalonym o setki mil morskich od miejsca zatopienia okrętu. W dniach 22 lipca 1942 roku do 1 maja 1944 roku stoczono jedną z najkrwawszych bitew w historii zmagań na Oceanie Spokojnym. Amerykanie zwarli się w śmiertelnym starciu z Japończykami, tocząc zacięte boje o Archipelag Bismarcka, które rozegrały się na lądzie, w powietrzu, na morzu, a po latach powróciły w postaci niezwykłej historii spisanej przez wybitnego amerykańskiego historyka Samuela E. Morisona, kontradmirała US Navy, który doczekał się dwóch nagród Pulitzera i oficjalnego tytułu historyka amerykańskiej marynarki wojennej. Mało? No to przeczytajcie kolejną z jego książek, dzięki której do bogatej tytulatury dojdzie kolejny przydomek – mistrza pióra.
Przygotowaniem książek Morisona na polskim rynku od lat zajmuje się gdańskie Wydawnictwo Finna, które wypuściło chociażby doskonale przyjęty „Guadalcanal”. To właśnie bitwy na morzach i oceanach stały się motywem przewodnim poczytnej „Serii z kotwiczką”, która na dobre zakotwiczyła w domach czytelników zainteresowanych zmaganiami na Oceanie Spokojnym. Wojna na Pacyfiku była z pewnością arcyciekawym epizodem II wojny światowej, jednakże nie każdy autor zajmujący się tym zagadnieniem potrafi oddać jej klimat i charakterystykę tego okresu. Samuel Elliot Morison tam był i widział to na własne oczy, więc pewnie wiedział, o czym pisał. 15 maja 1976 roku odszedł na wieczną wartę. Po kilkudziesięciu latach do rąk polskich czytelników trafia doskonale przygotowana książka. Twarda okładka, niezły projekt graficzny, który wydaje mi się może nieco zbyt mroczny, liczne ilustracje i mapy wzbogacające tekst sprawiają, iż pod względem wydawniczym publikacja plasuje się w czołówce. Co więcej, jej rozległość (naprawdę bardzo dużo tekstu) zapewnia wciągającą lekturę na kilkanaście godzin. Mankamentem może być mała czcionka, która przeszkadzać może szczególnie starszym czytelnikom. Trochę szkoda, ponieważ przy okazji innych pozycji z oferty Finna nie spotkałem się ze zmianami w rozmiarze tekstu. Tak czy inaczej, całość prezentuje się bardzo dobrze i pomimo drobnej wpadki z drobnym druczkiem słabych stron szukać trudno.
Przybliżanie historii zmagań na Archipelagu Bismarcka zostawię fachowcom, w tym Morisonowi, wobec czego zajmę się tylko tym, co można wywnioskować po lekturze jego książki. Już na pierwszy rzut oka przyszło mi do głowy, że Amerykanin stworzył pracę niezwykle szczegółową, z dbałością o drobiazgi detale i rzeczy mniej ważne, których braku pewnie bym nawet nie zauważył. Z każdą kolejną stroną utwierdzałem się w tym przekonaniu, poznając nowe informacje wprost z frontu, ze sztabu, z pokładów samolotów bojowych czy okrętów. Morison wszędzie był, wszystko odnotował. Niekoniecznie fizycznie, choć w niektórych miejscach rzeczywiście pojawiał się osobiście. W toku wielu lat prac udało się mu jednak dotrzeć do miejsc i ludzi, którzy tworzyli historię. Dzięki temu bitwa o archipelag, o poszczególne wyspy, na okalających je wodach nabiera kształtów i realizmu. Nie bez znaczenia są odwołania do dokumentów i archiwaliów, które pozwalają nam na zapoznanie się z oficjalną wersją wydarzeń zanotowaną w sprawozdaniach. Morison uzupełnia je o własne spostrzeżenia, często mające charakter subiektywnych wykształconych w tok obserwacji bohaterów zdarzeń. Jego uwagi dotyczące dowódców nie sprowadzają się wyłącznie do szczegółów biograficznych, ale i zawierają charakterystykę ich działania, ocenę ich żywiołowości i okazywanych emocji. W ten sposób każdy z admirałów, którzy do tej pory byli nam obcy, nagle staje się bardziej ludzki i dostrzegamy jego troski i obawy, radości i smutki. Morison starannie i w chronologiczny sposób buduje obraz wielkiej bitwy, koncentrując się na różnorodnych jej aspektach. Odwołania do walk na morzu przeplatane są relacjami z lądowej fazy kampanii, choć osobiście wolałem opisy starć morskich, co może jednak wynikać z historycznych upodobań, a nie umiejętności Morisona. Nie należy zapominać, iż walczył on głównie na morzu, więc może w twierdzeniu, iż bitwy marynarki wojennej są mu bliższe, jest odrobina prawdy.
Styl autora to lata pracy redaktorskiej, które zaowocowały karierą z pogranicza militariów i dziennikarstwa. O ile progresu wojskowego nie zakończył na najwyższym szczeblu rozwoju, o tyle jako publicysta dosłużył się prawdziwie admiralskiej godności, zdobywając dwie nagrody Pulitzera. I to widać. Świetnie komponuje wypowiedzi, dbając nie tylko o szczegóły, ale i klimat narracji. Jego historyczna drobiazgowość uzupełniona jest o odwołania do jednostek i ludzi, przy czym Morison nie traci z oczu ogólnej perspektywy składającej się na całość bitwy. Komplementarność ujęcia sprawia, iż mimo natłoku informacji uważny czytelnik nie pogubi się w lekturze i spokojnie przebrnie przez sporą ilość danych. Co więcej, autor polskiego przekładu dba o naszą wiedzę, uzupełniając wiadomości przekazywane przez Morisona rzeczowymi przypisami, w których wyjaśnia nieścisłości bądź rzeczy mniej znane czytelnikom spoza Stanów Zjednoczonych. W efekcie książka ma ogromną wartość merytoryczną, a poruszane w niej zagadnienia sprawiają, iż nie ma sobie równych w kategorii opisu walk o Archipelag Bismarcka. Innowacyjność daje jej dodatkową moc, dzięki której zyskuje sobie kolejne punkty do końcowej oceny.
Cieszę się, że Oficyna Wydawnicza Finna zdecydowała się na opublikowanie „Przełamania bariery Bismarcka”. Jest to książka stojąca na wysokim poziomie merytorycznym, napisana w wyśmienitym stylu, z dbałością o szczegóły i walory językowe. Dzięki temu czytelnicy dostają do rąk dzieło niemal kompletne, a na pewno niezwykle kompetentne. Życzę sobie i wszystkim miłośnikom historii większej ilości tego typu publikacji. W stosunku do serwisu Sww chcę wyrazić satysfakcję z objętego patronatu medialnego, który w jakimś stopniu przyczynia się do popularyzowania dzieł autorów takich jak Samuel E. Morison, który nie tylko odtwarzał historię, ale również ją współtworzył.
Ocena: