Niepełnosprawni rekruci w Armii Czerwonej

Wojskowe komisje lekarskie Armii Czerwonej nie należały do wybrednych – nawet osoba z widoczną fizyczną niepełnosprawnością mogła otrzymać przydział. Ważniejsza od jakości żołnierzy była ich liczebność, toteż nie prowadzono dokładnej selekcji poborowych. A fakt, że tego typu decyzja mogła kosztować kogoś życie, także nie odgrywał większej roli – w Armii Czerwonej wartość karabinu maszynowego bywała większa niż życie poborowego szeregowca. Warto zatem zapoznać się z dwoma relacjami – Alfreda Wirskiego i Aleksandra Iljicza Szumilina – którzy byli świadkami wcielenia do armii ZSRR ludzi, którzy z oczywistych względów nigdy nie powinni do niej trafić.

Rekrut z krótszą nogą

Alfred Wirski – Polak który został powołany wbrew własnej woli do Armii Czerwonej – przez pewien czas czekał w kolejce w wojskowej komisji lekarskiej. Wówczas zwrócił uwagę na jednego z powołanych. Miał on jedną nogę wyraźnie krótszą. Wszyscy sądzili, że dzięki temu uda mu się uniknąć wcielenia do wojska. Tak się jednak nie stało – nawet on dostał przydział. Komisja uznała bowiem, że nadaje się do… służby pocztowej.

Tak wspominał to Wirski: „Choć dzień był ciepły, w pokoju [lekarskiej komisji wojskowej] było zimno. Gdy stałem w ogonku przed stołem, dzwoniły mi zęby i aby zabić czas, liczyłem pryszcze na plecach mojego poprzednika. Chłopak miał jedną nogę krótszą, ale poza tym wszystko było z nim w porządku. Nie zazdrościłem mu pryszczy na karku, ale poza tym oddałbym wiele za jego nogę. Podczas badania wszyscy z zazdrością patrzyli na jego ułomność. On zaś uśmiechał się głupkowato, poklepując swoją ‘gwarancję’ zwolnienia ze służby wojskowej, pokazując nam, jak bardzo ceni swoje nogi. Za stołem komisji rozległy się głośne deliberacje i poproszono go, aby przemaszerował przez pokój. Następnie pułkownik zapytał go poprzez tłumacza czy chodzenie sprawia mu trudność i czy poza tym dobrze się czuje. Idiota odpowiedział, iż chodzi mu się całkiem łatwo i że jest zdrów jak mało kto. Jego ojciec był policjantem, a on sam pracował na poczcie.

– Charaszo! – zgodził się pułkownik. – W wojsku też będziesz pracować na poczcie!

Nieszczęsny chłopak wciąż się uśmiechał, nie wiedząc czy powinien się cieszyć, czy płakać. Potem pokuśtykał w kierunku wyjścia”.

Trudno powiedzieć, jak potoczyłaby się jego historia, gdyby zachował nieco więcej rozsądku na komisji. Dostał jednak powołanie do wojska i możemy być pewni, że trafił na front, gdzie statystycznie miał niewielkie szanse przeżycia. Jego dalsze losy, ze względu na epizodyczność wspomnień Wirskiego, nie są znane.

Żołnierze Armii Czerwonej podczas walk w ruinach. Dwaj z nich są uzbrojeni w pepesze a trzeci w karabin maszynowy DP. Wikipedia, IWM, domena publiczna.

Żołnierz bez palców służący w piechocie

Z podobną sytuacją w 1941 roku spotkał się porucznik Armii Czerwonej, Aleksander Iljicz Szumilin. W jego oddziale znalazł się żołnierz, który nie miał palców w prawej nodze. Nie był on w stanie maszerować wraz z resztą kompanów, toteż trzeba go było odesłać do kompanii sanitarnej, aby nie spowalniał oddziału. Tak wspominał o tym Szumilin:

„Już dawno zauważyłem, że jeden z żołnierzy zaczął zostawać w tyle za plutonem. Gdy zaczynał odstawać, przyspieszał kroku i doganiał idących z tyłu żołnierzy. Pod koniec marszu zaczął to robić częściej. Zrównałem się z nim i spojrzałem mu w twarz. To był starszy wiekiem żołnierz, niewielkiego wzrostu. Utykał jakoś tak nienaturalnie, starając się przenieść ciężar ciała na piętę. Oceniłem, że zapewne obtarł nogi i zwróciłem się do niego:

– Ty co, bracie, nie umiesz wiązać onuc?

– Nie, towarzyszu poruczniku. Nie mam palców w prawej nodze!

– Że niby jak nie masz?

– Odcięli mi palce w szpitalu. Kiedy jeszcze byłem młody. Mocno je odmroziłem, to i obcięli!

– Przepraszam, ale jak ty trafiłeś na front?

– Nie wiem. Na komisji powiedzieli „zdolny”.

– Jaki zdolny? Może do służby na tyłach to się nadajesz. A u nas nawet starszych wiekiem żołnierzy, byle z rękami i nogami, uważa się za zdolnych do służby na wojnie.

– Palce u rąk mam. Strzelać mogę. Powiedzieli, że będę siedzieć pod ziemią w schronie, tam chodzić nie ma potrzeby.

– Ale gadka! Mówiłeś na komisji, że ci brakuje palców u nogi? Pokazywałeś nogę lekarzom?

– Myślałem, że sami to wiedzą.

– A więc tak! Do Sieliżarowa zostało dwie godziny marszu, właź na wóz! Dojedziesz na miejsce – pójdziesz do batalionowej kompanii sanitarnej. Powiesz, że cię odesłałem na komisję lekarską, pokażesz im nogę. Rozumiesz?

– Dobrze, towarzyszu poruczniku!

– Nie „dobrze”, ale „tak jest, na komisję lekarską”. Tak trzeba odpowiadać.

– Tak jest!

Wziąłem od niego karabin, maskę przeciwgazową i magazynki, położyłem na kompanijną podwodę i powiedział woźnicy, że wszystko to zostaje u niego.

– Dowieziesz żołnierza furmanką do Sieliżarowa i pokażesz, gdzie stoi kompania sanitarna. Swoich tyłowników znasz.”

I w tym wypadku mówić można o wyjątkowej beztrosce poborowego, który na komisji rzekomo nawet nie pokazał swojej nogi. Czy komisja wiedziała o jego niepełnosprawności, czy nie, Szumilin miał rację – trzeba było pokazać.

Liczba jakością sama w sobie

Opisane powyżej sytuacje dotyczyły całego okresu II wojny światowej, niemniej jednak jej ich natężenie przypadło na 1941 rok. Wówczas w radzieckich komisjach lekarskich podejmowano wyjątkowo niedbałe decyzje. Wpływ na to miały przede wszystkim dwa czynniki: ogólne zamieszanie wywołane postępującą ofensywną Wehrmachtu oraz zalecenia dowództwa nakazujące przyjmowanie jak największej liczby poborowych. Walory bojowe pojedynczego żołnierza – podobnie jak jego życie – nie miały większego znaczenia. Chodziło o to, by osiągnąć maksymalnie zwiększyć liczebność oddziałów – bo w końcu liczba jest jakością sama w sobie. Stąd też nawet niepełnosprawny mógł otrzymać przydział do Armii Czerwonej.

Opisane dwa przypadki do ledwie wierzchołek góry lodowej. W ówczesnych realiach trzeba było się naprawdę mocno postarać, by komisja orzekła niezdolność do służby. Cóż, jeśli zasadniczym założeniem było rzucenie na przeciwnika wszystkich sił i przytłoczenie go samą masą, brak ręki czy nogi nie robił większej różnicy.

Bibliografia:

Alfred Wirski, „Moje życie w Armii Czerwonej”.

Aleksander Iljicz Szumilin „Wańka Trep Tom 1 ”.

Fotografia tytułowa: Żołnierze Armii Czerwonej z pepeszami podczas walk o Stalingrad. Listopad 1942 roku. Wikimedia,  CC-BY-SA-4.0.

Marek Korczyk