Tytuł – Śmierć z nieba. Alianckie naloty na polskie i niemieckie miasta.
Rok wydania – 2022
Autor – Leszek Adamczewski
Wydawnictwo – Replika
Liczba stron – 416
Tematyka – temat nalotów na cele cywilne w czasie II wojny światowej słusznie wzbudza kontrowersje – Leszek Adamczewski bierze na rozkład alianckie operacje bombowe, które dotknęły także polskie miasta.
Ocena – 7,5/10
Alianckie naloty na niemieckie miasta były w ostatnich latach przedmiotem licznych prac naukowych. Coraz częściej mówi się o nich w kategorii zbrodni wojennej – rozumianej jednak dość specyficznie. Historyczni moralizatorzy starają się bowiem za wszelką cenę udowadniać, iż terror na tak dużą skalę nie był uzasadniony, szczególnie w schyłkowej fazie wojny, a argumentów dostarcza choćby przykład Drezna. Z tezami tymi można jednak wiarygodnie polemizować – sprawa nie była przecież tak oczywista, jak twierdzą krytycy, i nawet Drezno – dziś symbol lotniczej pożogi – również nie dostarcza jednoznacznych dowodów, że strategia sprzymierzonych nie miała uzasadnienia z militarnego punktu widzenia.
Adamczewski słusznie odnotował, iż temat nalotów na cele cywilne nie został jeszcze w pełni opracowany. O ile w przypadku niemieckich miast badania faktycznie postępują, o tyle w przypadku celów położonych w Polsce (a w większości na terytoriach, które dzisiaj wchodzą w skład RP, a w czasie II wojny światowej były albo wcielone do III Rzeszy, albo znajdowały się pod okupacją) można mówić o fazie dokumentacji i analiz. W tym kontekście opracowanie Adamczewskiego ma spory atut w postaci oryginalności tematu i zwrócenia uwagi na dziesiątki tysięcy bezimiennych ofiar – ludzi, których zaciągnięto do niewolniczej pracy i którzy zapłacili za to najwyższą cenę, teoretycznie nie będąc celem ataku. Tylko teoretycznie. W wielu wypadkach można było bowiem przewidzieć, iż śmierć poniosą przymusowi robotnicy znajdujący się w niemieckich zakładach. Czy brano to pod uwagę?
Odpowiedzi u Adamczewskiego nie znajdziemy, a przynajmniej nie takiej, jakiej moglibyśmy oczekiwać. Jego książka nie jest bowiem opracowaniem stricte analitycznym. Ma przekazać podstawowe informacje w przystępnym stylu – z tego zadania autor wywiązuje się bardzo dobrze – choć nie zawsze uwzględnia pełny pakiet danych. Nie dowiemy się zatem, na jakim poziomie alianckie dowództwo rozważało wystąpienie szkód kolateralnych (to kalka językowa z angielskiego od „collateral damage” – w języku polskim nie ma chyba właściwego odpowiednika). Nie ma bilansu zysków i strat, czasem brakuje konkretnych danych na temat wypraw bombowych (liczba samolotów, zaangażowane jednostki, cele strategiczne, ciężar i rodzaj ładunków) oraz szacowanej liczby ofiar (a przynajmniej nie zawsze). Tego jako odbiorca żałuję. Są to bowiem informacje podstawowe, których wplecenie w teksty nie kosztowałoby autora wiele pracy, a czytelnikom usystematyzowałoby wiedzę i pokazało skalę – czy to wypraw, czy to zniszczeń.
Myślę, że Adamczewski regularnie pada ofiarą swojego świetnego stylu. Książkę czyta się bowiem znakomicie. Jest adresowana do szerszego grona odbiorców, a autor jak zawsze po mistrzowsku operuje językiem. Informacje dotyczące nalotów przeplata z charakterystycznym dla siebie, zawsze wciągającym poszukiwaniem tajemnic. Tropi rakiety V-2, podziemne hale. Sporo miejsca poświęca Szczecinowi, który kilkukrotnie stawał się celem ataków bombowych. Wszystko to jest niezwykle interesujące, a wiele tematów było dla mnie absolutną nowością. Dla Adamczewskiego to chleb powszedni. Nie tak dano recenzowałem jego „Dymy nad Gdańskiem”, także utrzymane w podobnym klimacie i geograficznie często zbieżne ze „Śmiercią z nieba”. Tę drugą książkę cenię jednak bardziej, nawet pomimo delikatnych zastrzeżeń dotyczących prezentowanych treści i selekcji materiałów. Z punktu widzenia redakcji tekstu, klasycznie u Adamczewskiego minusem jest brak przypisów, który uniemożliwia głębsze prace analityczne, choć to akurat zastrzeżenie drugorzędne. W konsekwencji możemy mówić o książce co najmniej dobrej, a momentami bardzo dobrej, która powinna zaspokoić ciekawość wielu czytelników.
„Śmierć z nieba” to przede wszystkim kawał dobrej pracy popularyzatorskiej – zarówno w kontekście historii jako dyscypliny naukowej, jak i historii rozumianej przez pryzmat konkretnych opowieści. Adamczewski ma smykałkę do pisania, sporo dobrych pomysłów i dużą dynamikę tworzenia. Żałuję, iż zakotwiczenie na „tropieniu tajemnic” sprawia, iż traci on z oczu nieco szerszy obraz, że rzadko sięga po analizy polityczne i militarne. Byłoby to doskonałe rozszerzenie dla tego, co już robi świetnie i co przychodzi mu z łatwością. „Śmierć z nieba” była dobrym tematem do takich właśnie rozważań. Może odrobiny moralizatorstwa? Może sięgnięcia po wspomnienia dowódców wypraw bombowych i ukazania rozterek towarzyszących lotnikom? Nie zmienia to faktu, że po tę publikację sięgnąć warto i będzie to gwarancja dobrej lektury.
Ocena – 7,5/10