Pucz monachijski – nieudana próba zamachu stanu nazistów

Pucz monachijski, jak przyjęło się nazywać nieudaną próbę dojścia do władzy Adolfa Hitlera i nazistów w 1923 roku, był jednym z pierwszych sygnałów ostrzegawczych dla niemieckich władz i społeczeństwa. Zaledwie rok wcześniej we Włoszech rządy objął faszystowski premier Benito Mussolini, który siłą i groźbami doprowadził do obalenia legalnie wybranych, demokratycznych władz. Rosnący w siłę narodowi socjaliści w Niemczech w 1923 roku nie byli w stanie dokonać udanego zamachu stanu, ale wysłali jasną wiadomość – w drodze po władzę absolutną nie zawahają się, by użyć przemocy.

Sprzyjające nastroje społeczne

W 1919 roku Niemcy dalekie były od optymizmu. Na gruzach upadającego Cesarstwa powstała wprawdzie Republika Weimarska, która miała zapewnić demokratyzację i nowe standardy społeczne, jednak w ogólnym rozrachunku Niemcy wyszły z wojny ciężko pokiereszowane. Narzucony im traktat wersalski był powszechnie nazywany „dyktatem”, a poczucie rozczarowania i frustracji, powojenne kryzysy społeczny, demograficzny i gospodarczy, oraz brak perspektyw na lepszą przyszłość mieszały się z tęsknotą za utraconą potęgą. Takie nastroje sprzyjały radykalizowaniu społeczeństwa, a katalizatorem rewolucyjnego wrzenia były wyraziste ruchy polityczne wykluwające się w atmosferze chaosu i głębokich zmian. W Bawarii coraz większą popularnością cieszyli się naziści zrzeszeni w NSDAP (Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników) założonej w 1920 roku, a od 1921 roku kierowanej przez wyrazistego przywódcę Adolfa Hitlera. W ciągu dwóch lat udało się mu potroić liczbę członków partii – w 1923 roku sięgnęła ona 30 tys. ludzi. W styczniu spotkali się na pierwszym masowym Parteitagu, zjeździe kilku tysięcy członków partii, który odbył się w Monachium. Bawarskie władze początkowo przymykały oko na rosnący w siłę ruch, który formował własne paramilitarne oddziały Sturmabteilung (SA). Dla Hitlera bojówki były z jednej strony instrumentem zastraszania przeciwników politycznych, z drugiej zalążkiem małej armii, z którą w przyszłości mógłby pomaszerować na Berlin, by obalić znienawidzony rząd centralny.

Ernst Röhm w 1924 roku (Wikipedia/Library of Congress, domena publiczna).

Idea zamachu stanu – nic nowego?

Idea puczu nie była niczym w Republice Weimarskiej niczym zaskakującym. Sama republika tworzyła się w atmosferze rewolucji i wyniszczających walk politycznych, w których uciekano się do morderstw. W 1920 roku legalny rząd musiał uciekać z Berlina do Drezna, gdy został nieomal obalony w czasie puczu Kappa-Lüttwitza. W zamach stanu zaangażowani byli wojskowi, wśród nich gen. Erich Ludendorff. Przed 1923 roku nawiązał on bliskie kontakty z Hitlerem. Łączyła ich wspólna idea i nie byli w tym odosobnieni. W społeczeństwie wrzało. W 1923 roku wybuchł potężny kryzys ekonomiczny, który przyczynił się do wzrostu bezrobocia i rosnącej inflacji. W styczniu oddziały francuskie i belgijskie wkroczyły do Zagłębia Ruhry, by zająć tamtejszy przemysł i zagwarantować sobie odbiór należnych reparacji. Tych bowiem Niemcy nie byli w stanie wypłacać. W takiej atmosferze radykalni przywódcy upatrywali szczególnej szansy – na fali społecznego niezadowolenia chcieli zostać wyniesieni do władzy.

W wojsku, poważnie ograniczonym na mocy traktatu wersalskiego, nastroje także były bojowe. Hitler zdawał sobie sprawę, iż potrzebuje przynajmniej biernego wsparcia (nieinterweniowania) ze strony Reichswehry, jeśli pucz pod jego kierownictwem ma mieć choć cień szansy powodzenia. W pierwszej połowie 1923 roku negocjował z lokalnymi dowódcami, w tym gen. Otto von Lossowem, który kierował miejscowym okręgiem wojskowym. Nawet jeśli von Lossow miał zapędy do rządzenia, nie wszedł w sojusz z Hitlerem. W maju 1923 roku, gdy nazistowskie bojówki chciały przemaszerować przez Monachium, wsparł decyzję o ich rozbrojeniu. Hitler poniósł pierwszą bolesną porażkę, choć i tak mógł mówić o sporym szczęściu – nie został skazany za próbę organizacji rozróby i nie trafił do więzienia.

Postanowił spróbować raz jeszcze, tym razem w nieco innych okolicznościach. We wrześniu w skład bawarskich naczelnych władz wszedł Gustav von Kahr, który otwarcie głosił wolę dokonania przewrotu na szczeblu centralnym bądź separacji Bawarii. Warto podkreślić, iż ze względu na swoją kulturową i religijną odrębność Bawaria zawsze cieszyła się pewną autonomią, co ułatwiało także mobilizowanie zwolenników pełnej samodzielności. Kahr – wobec wprowadzenia przez bawarski rząd stanu wyjątkowego – we wrześniu 1923 roku został komisarzem generalnym i dogadał się z von Lossowem i dowódcą bawarskiej policji Hansem von Seisserem. W praktyce, jako triumwirat, rządzili Bawarią, kontrolując władze cywilne i wojskowe.

Zamach stanu z elementami groteski

Momentem przełomowym był 8 listopada 1923 roku. Kahr miał wygłosić przemówienie w Bürgerbräukeller, jednej z monachijskich piwiarni. Naziści nie wiedzieli, czego się spodziewać, spekulowano nawet, iż Kahr, wspierany przez dowódców wojska i policji, ogłosi secesję Bawarii. Hitler zwołał swoich zwolenników, by wykorzystać moment zamieszania do przejęcia władzy i rozpoczęcia rewolucji, która w jego ocenie miała się rozlać na całe Niemcy, doprowadzić do upadku rządu Republiki Weimarskiej i przynieść samemu Hitlerowi fotel kanclerza. Ambitne plany nie były skorelowane z poparciem i siłą, jaką w Monachium dysponowali naziści.

Gdy Kahr zaczął przemawiać, Hitler wskoczył na jedno z krzeseł, wystrzelił w sufit z rewolweru i wygłosił tyradę, w której ogłosił zamach stanu i poinformował zebranych o otoczeniu lokalu przez wierne mu oddziały. Rzeczywiście, kilkuset członków SA opanowało okolicę i mogło terroryzować ponad 1,5 tys. zgromadzonych w piwiarni. W hallu ustawiono nawet karabin maszynowy, a operacją zarządzał wierny druh przywódcy nazistów, Hermann Göring. Hitler próbował przekonać członków triumwiratu, by dołączyli do niego, skłamał także, jakoby udało się mu zająć wojskowe koszary i dowództwo armii. Ci, obawiając się o swoje życie, przystali na propozycję. Zdawali sobie jednak sprawę ze słabości nazistów, a pozorne ustępstwo było pomyślane jako gra na czas.

Przemówienie Hitlera i rozpoczęcie nazistowskiej rewolucji nie były dziełem przypadku i nie zrodziły się z „potrzeby chwili”. Niewątpliwie stosowane czasem w literaturze przedmiotu określenie „pucz piwiarniany” pasuje do tych wydarzeń jak ulał. Zamach stanu miał swoje źródła w piwiarni, a naziści i ich sympatycy – nawet jeśli mieli konkretny plan operacji – niekoniecznie zdawali sobie sprawę z konsekwencji swojej decyzji. Przede wszystkim nie udało się im przekonać do buntu dowódców wojska. Gen. Ludendorff, przywieziony naprędce do piwiarni, wyraził poparcie dla Hitlera i miał przejąć władzę nad wojskiem, ale takie ambitne założenia nie były oparte na konkretnych przesłankach i wynikały z pozyskania do współpracy Ludendorffa, a nie solidnego wojskowego zaplecza. Wprawdzie bojówki SA pod dowództwem Ernsta Röhma zajęły gmach Ministerstwa Wojny, ale i z tego niewiele wynikło. Wypuszczeni z piwiarni von Kahr, von Lossow i von Seisser z miejsca odżegnali się od udziału w spisku i wezwali armię do stłumienia zamachu stanu. Kahr nakazał także delegalizację NSDAP.

Przed południem 10 listopada puczyści rozpoczęli marsz ulicami Monachium, licząc na wsparcie mieszkańców miasta oraz ustąpienie sił policji i wojska. Pomylili się. Ok. dwóch tysięcy manifestantów ciągnęło na Feldherrnhalle na Ludwigstrasse, by tam opanować budynki władz lokalnych, jednak liczebność puczystów nie tylko nie rosła, ale też nie przełożyła się na ich determinację do walki. Z jednej z policyjnych barykad padły strzały, a sam Hitler, podobnie zresztą jak i wielu jego kompanów, salwował się ucieczką. 16 uczestników demonstracji zostało zabitych, w strzelaninie śmierć poniosło także 4 policjantów. W kolejnych dniach puczyści byli wyłapywani przez bawarskie siły bezpieczeństwa. 11 listopada został aresztowany także Hitler. Podobny los spotkał ranionego w czasie strzelaniny Göringa.

Hitler trafił do więzienia w Landsbergu, gdzie czekał na proces. Liczył się z karą śmierci, którą przewidziano za próbę przewrotu. Ostatecznie jednak został skazany na ledwie 5 lat więzienia, przy czym mógł je opuścić warunkowo już po sześciu miesiącach. Tak też się stało, w grudniu 1924 roku Hitler był wolny, a po wyjściu z więzienia rozpoczął powolne odbudowywanie partii. Pierwsze lata tego procesu można opisać jako porażkę – NSDAP werbowała członków powoli, a po jej legalizacji nie była w stanie zdobyć znaczącej popularności. Wybory parlamentarne w 1928 roku zakończyła z poparciem zaledwie 2,63%. Prawdziwy rozkwit nastąpił rok później wraz z wybuchem kryzysu ekonomicznego. Dynamice zwiększania liczebności partii sprzyjało także zdjęcie zakazu wygłaszania publicznych przemówień przez Hitlera, który jako zdolny orator skutecznie przyciągał do NSDAP nowych członków. Warto dodać, iż w trakcie pobytu w więzieniu Hitler pracował nad swoim ideologicznym manifestem, który zawarł w książce „Mein Kampf”. I w tym wypadku zaskakiwać może pobłażliwość bawarskich władz, które dały mu tak wiele swobody.

Naziści na fotografii wykonanej w więzieniu w Landsbergu w 1924 roku. Od lewej: Adolf Hitler, Emil Maurice, Hermann Kriebel, Rudolf Hess, Friedrich Weber (Wikimedia/Bildarchiv Preussischer Kulturbesitz, domena publiczna).

Bolesna przegrana, ale nie koniec walki

Nieudana próba przejęcia władzy była ciosem w morale nazistów. Okazało się bowiem, iż nie są w stanie zmobilizować mas i skłonić rządzących do ustępstw. Jednocześnie władze Monachium wykazały się dużym opanowaniem – zdecydowano się na stanowczą reakcję, mimo iż sytuacja w pewnym momencie zaczęła się wymykać spod kontroli. Zimnej krwi w bardzo podobnych okolicznościach zabrakło władzom we Włoszech, które uległy presji ze strony faszystów i Benito Mussoliniego, powierzając im misję sformowania rządu. Hitler trafił natomiast do więzienia, choć śmiesznie niska kara nie była dla niego nauczką, lecz zachętą do marzeń o przejęciu władzy w przyszłości.

Wielu współczesnych historyków sugeruje, iż pucz monachijski miał groteskowy przebieg i nie stanowił realnego zagrożenia dla władz Bawarii. Z taką tezą można się zgodzić jedynie częściowo. Rzeczywiście, niektóre elementy mają charakter humorystyczny, a Hitler budził w wielu obserwatorach politowanie, a nie podziw. Jednocześnie jednak potrafił włączyć w spisek ludzi takich jak Ludendorff (swoją drogą, w czasie procesu generał wyparł się współpracy z nazistami i ostatecznie został uniewinniony), zająć szereg strategicznych budynków w Monachium i wziąć na zakładników kluczowych bawarskich polityków i wojskowych. Naiwność w możliwość ich przekonania do wsparcia puczu mogła się okazać kluczowym powodem, dla którego zamach stanu NSDAP trwał tak krótko i tak szybko został stłumiony. Hitler wysłał jednak ważny sygnał – w drodze po władzę absolutną nie zawaha się, by użyć przemocy.

Tymczasem w latach trzydziestych mało kto zdawał się pamiętać, że Hitler był niedoszłym puczystą. Wspomnienia puczu piwiarnianego były elementem politycznego folkloru. Dla NSDAP był on częścią mitu założycielskiego, a poległych w czasie strzelanin członków partii traktowano jak męczenników i bohaterów. Uczestnicy puczu dowiedli bezgranicznej lojalności względem Hitlera. Nawet jeśli oddziały poszły w rozsypkę, a część z nich ratowała się ucieczką. W 1932 roku, po wygranych przez NSDAP wyborach parlamentarnych, politycy czołowych partii wciąż widzieli w Hitlerze krzykacza, który staje na krześle i wymachuje rewolwerem i nawet po dojściu do władzy będzie podatny na manipulację. Nie zdawali sobie natomiast sprawy, że przywódca nazistów wyciągnął wnioski z wcześniejszych niepowodzeń, zaadaptował się do warunków i wykorzystał słabości weimarskiej demokracji, by następnie podeptać jej reguły.

Zdjęcie tytułowe: Adolf Hitler podczas defilady w 1937 roku (NAC).