Zbrodnia bez kary – praca zbiorowa – recenzja książki

Tytuł – Zbrodnia bez kary

Rok wydania – 2022

Autor – praca zbiorowa

Wydawnictwo – Wydawnictwo M

Liczba stron – 504

Tematyka – dziennikarskie śledztwo ukazujące kulisy powojennej niesprawiedliwości – losy nazistowskich zbrodniarzy, którzy uniknęli zasłużonej kary.

Ocena – 7,0/10

O tym, że niemieckie zbrodnie nie zostały w pełni ukarane, nie trzeba w Polsce nikogo przekonywać. Abstrahując od kwestii reparacji czy też zadośćuczynień za doznane krzywdy, wystarczy skoncentrować się na wymiarze czysto sądowym. Wielu niemieckich zbrodniarzy, którzy wprost odpowiadali za morderstwa, a w niektórych wypadkach wręcz za masową eksterminację, po zakończeniu wojny wiodło spokojne życie. Ba, niektórym świetnie się powodziło. Bodaj najbardziej bulwersującym, a przy tym szczególnie jaskrawym przykładem, jest biografia Heinza Reinefahrta, rzeźnika warszawskiej Woli, który w kilkanaście lat po wojnie cieszył się doskonałą opinią lokalnej społeczności, a ostatecznie pełnił nawet funkcję burmistrza jednej z niemieckich miejscowości.

Gdy słyszy się takie historie, trudno się dziwić, iż w Polsce silnie zakorzenione jest poczucie krzywdy i powojennej niesprawiedliwości. Reporterska książka zatytułowana wymownie „Zbrodnia bez kary” ma odsłonić kulisy bulwersującego braku rozliczenia winnych oczywistych zbrodni wojennych. Dziennikarze Deutsche Welle, Wirtualnej Polski i Interii wyszukali kilkanaście życiorysów, których przypomnienie powinno być niezbędne do zrozumienia – a może raczej prezentacji, bo zrozumieć to naprawdę trudno – mechanizmu, który rządził powojennymi Niemcami. Jak to możliwe, że w dobie denazyfikacji i powojennych rozliczeń zapomniano o oczywistych przypadkach zbrodniarzy?

Szkoda, że „Zbrodnia bez kary” odpowie na to pytanie jedynie w części. Owszem, autorzy wskazują na szereg przypadków, gdy można było mówić o nieudolności niemieckiego wymiaru sprawiedliwości. Opisują także zdarzenia, gdy byłych nazistowskich dygnitarzy wprost włączono w nowe administracyjne struktury RFN, bo było to na rękę nowym władzom. Zazwyczaj jednak górę brał brak motywacji i skłonność do zapominania lub wręcz tuszowania przeszłości. Można przypuszczać, że jest to jedynie wierzchołek góry lodowej, a cała denazyfikacja, wprost mitologizowana we współczesnych Niemczech, była w wielu wypadkach ułudą, pięknie brzmiącym terminem, który pozwalał na częściowe rozliczenia, ale nie doprowadził do całościowego zajęcia się problemem obejmującym znacznie większą część społeczeństwa. Szkoda, że autorzy „Zbrodni bez kary” nie poświęcili temu zjawisku więcej miejsca.

Co właściwie znajdziemy w książce? To studium kilkunastu przypadków, w ramach których pokrótce opowiedziano wojenne i powojenne życiorysy nazistów, których nigdy w całości (lub części) nie rozliczono za służbę totalitarnemu reżimowi. Służbę obejmującą bardzo często bezpośrednie zaangażowanie w mordowanie ludzi. Niektóre przykłady wydają się nieco naciągane na tle dowódców odpowiadających chociażby za masowe czystki i eksterminację ludności cywilnej (choćby przypadek Naujocksa, któremu autorzy przypisali przede wszystkim jedno konkretne morderstwo, a w gruncie rzeczy współsprawstwo, a przez resztę życiorysu przelecieli z prędkością światła, właściwie w ogóle nie wykazując jego zbrodni – co nie oznacza, że ich nie popełnił!). Podstawowym problemem opracowania jest  jedynie prześlizgnięcie się po poszczególnych biografiach. Niezwykle skrótowe ujęcie uniemożliwia konkretne zajęcie się problemem, dokładne wyliczenie popełnionych zbrodni, oraz szczegółowe omówienie powojennych losów hitlerowców, z uwzględnieniem konkretnych przyczyn, dla których nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności.

Nie sądzę, by była to książka, która zadowoli historyków. To raczej reportaż adresowany do szerszego grona odbiorców, osób, które nie są ekspertami, ale chciałyby przeczytać ciekawą, ale bardzo uproszczoną lekturę opisującą powierzchownie kulisy bulwersujących wydarzeń. W tym kontekście „Zbrodnia bez kary” faktycznie może się sprawdzić. Gdy jednak ktoś oczekuje solidnego zajęcia się problemem, rzetelnej analizy i konkretnych wniosków, nie powinien nastawiać się na zbyt wiele.

Nie zmienia to jednak faktu, że publikacja ma też sporo atutów. Wskazane wcześniej reporterskie podejście do tematu pozwala wyjść do szerszego grona odbiorców. Zwróćmy także uwagę, że niektóre życiorysy nie są powszechnie znane. Wskażmy choćby Alexa Krolla (dyrektor szpitala dla psychicznie chorych w Kobierzynie) czy Kurta Maya, który szefował jednemu z wydziałów WVHA. To tylko dwa niemal nieznane nazwiska, na kartach książki znajdziemy ich zdecydowanie więcej. W niektórych wypadkach autorzy dotarli także do świadków zdarzeń czy znajomych zbrodniarzy, próbując zrozumieć społeczny fenomen akceptacji dla pozornie nieakceptowalnej przeszłości. Oddali również głos ofiarom i ich rodzinom, co zawsze daje cenną dodatkową perspektywę. Publikacja to także ważny wkład we wciąż trwającą debatę na temat rozliczenia wydarzeń z okresu II wojny światowej. Dziennikarze, zwłaszcza, gdy pojawia się możliwość współpracy polsko-niemieckiej, mają do odegrania szczególną rolę, będąc przekaźnikiem wiedzy i świadomości historycznej.

W takich kategoriach należy rozpatrywać „Zbrodnię bez kary”. Nie jest to opracowanie wybitne, ale wciąż ważne z poznawczego punktu widzenia. W Polsce z pewnością utrwali pewne wyobrażenie niesprawiedliwości. Taką świadomość jako czytelnicy mamy już wyrobioną. Miejmy nadzieję, że książka spotka się z zainteresowaniem także na niemieckim rynku wydawniczym, bo to tam demitologizowanie sukcesów „wzorowego rozliczenia z przeszłością” jest najbardziej potrzebne.

Ocena 7,0/10