„Z Błyskawicą na Tygrysy” – recenzja książki

Rok wydania – 2017

Autor – Janusz Rola-Szadkowski

Wydawnictwo – Wydawnictwo Poznańskie

Liczba stron – 301

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – wspomnienia Janusza Roli-Szadkowskiego z okresu okupacji i Powstania.

Józef „Ziutek” Szczepański wiedział, że Powstanie Warszawskie miało w sobie jakąś pierwotną radość, magię walki za „sprawę”. „Pałacyk Michla” stał się lirycznym i muzycznym fenomenem, opowiadając tragiczną historię słowami nadziei, otuchy, dumy i odwagi. Polacy rzeczywiście czasem szli z Błyskawicą na niemieckie Tygrysy. Nie mieli większych szans, ale i tak decydowali się na spontaniczny atak, bijąc się o lepsze jutro dla przyszłych pokoleń. Ich śmierć miała być ofiarą złożoną na ołtarzu wolności. Takie – dość górnolotne – myślenie o Powstaniu pokutuje do dziś. Często wtłacza się młodzieży do głowy odrealnioną wersję historii. Słowa „Ziutka” nigdy się nie zdezaktualizowały i w pewnym sensie oddawały klimat tamtych dni, ale dzisiaj należy je interpretować z pewną rezerwą, z perspektywy czasu. Bo przecież w bitwach nie chodzi o to, żeby zginąć, lecz by wygrać.

Dzisiaj coraz częściej spoglądamy na walki o stolicę, oceniając je często przez pryzmat zniszczeń i przelanej krwi. Wtedy rządziły emocje, wola walki, uniesienie możliwością służby ojczyźnie i dokopania znienawidzonemu okupantowi. Tego nikt Powstańcom nie odbierze. Na trwałe zapisali się w historii i ugruntowali swoje miejsce w poczcie polskich bohaterów narodowych. Czym innym jest polityczno-militarna ocena ich wysiłku, a już zwłaszcza decyzji podejmowanych przez ówczesnych dowódców. Tytuł wspomnień-dziennika Janusza Roli-Szadkowskiego może w tym kontekście brzmieć nieco przewrotnie, zwłaszcza w obliczu jego własnego sceptycyzmu, który wyraża wprost na kartach książki. Zapiski młodego chłopaka to ogrom emocji, ale tych naznaczonych bólem, cierpieniem i realistyczną refleksją – czy to wszystko rzeczywiście miało sens?

Takie pytania przez lata musieli sobie stawiać Polacy zaangażowani w konspirację. Dla członków Polskiego Podziemia sprawa była oczywista – należało się bić o wolność i niepodległość ojczyzny, by przywrócić jej życie odebrane we wrześniu 1939 roku. Iskierkę nadziei podtrzymywali przecież ludzie, ich niezłomność, bohaterstwo. Wybrane ikony przez lata służyły nam za przykłady i nikt nie powinien wykreślać ich dorobku. Rola-Szadkowski nie ma takiego planu. Zwraca jednak uwagę na przysłowiową „drugą stronę medalu”, którą często trudno dostrzec, zachłystując się pięknymi historiami o poświęceniu. Warto oddalić się nieco od hurraoptymistycznego tonu, który czasem zawłaszcza dyskusje o historii, i nabrać do sprawy nieco dystansu. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Poznańskiego książka powinna nam w tym pomóc.

Codzienność powstańców, tak silnie naznaczona przez brutalność okupanta, niemieckie i sowieckie zbrodnie, koszmar życia w państwie opresji i terroru, nieustanną obawę o to, co nadejdzie jutro, nie składała się wyłącznie z pięknych obrazków. Młodzi nie zawsze szli do boju ze śpiewem na ustach, jeśli w ogóle. Pewnie zastanawiali się, czy starczy im broni, amunicji i czy wsparcie lotnicze będzie na czas. Często mierzyli się z bardziej prozaicznymi problemami, a instynkt przeżycia brał górę nad wzniosłymi hasłami. Bo w stolicy brakowało żywności, wody pitnej, medykamentów. Bo nieznany był los ukochanych i rodziny. Rola-Szadkowski zabierze nas do zupełnie innego świata. Każe nam się zmierzyć z ogromnym historycznym wyzwaniem, jakim jest przełamanie stereotypów i wyparcie z myśli dominującej dotychczas „złotej legendy powstańczej”.

Właśnie taka refleksja towarzyszyła mi przy lekturze „Z Błyskawicą na Tygrysy”. Rola-Szadkowski opowiada o Warszawie nieco innej niż ta, którą zazwyczaj opisują powstańcy. Jego opis to zdroworozsądkowe spojrzenie młodego człowieka, który w wojnie widział przede wszystkim wojnę – zniszczenia, śmierć i cierpienie. Opisuje dziesiątki sytuacji, które w plastyczny sposób przywracają trzeźwość myślenia. Rola-Szadkowski sprowadza nas na ziemię, pokazuje świat, w którym nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby się znaleźć. Na blisko 300 stronach wspomnień daje nam dowody warszawskiego heroizmu, ale nie szczyci się nim. Zmusza nas przede wszystkim do refleksji, każe raz jeszcze przemyśleć, czy aby na pewno rozumiemy, czym jest wojna i czym było Powstanie.

Wydawnictwo Poznańskie wykonało kawał dobrej roboty, przypominając o dzienniku Roli-Szadkowskiego. To niewątpliwie cenna relacja, którą warto co jakiś czas odświeżać, by zrozumieć, co dla stolicy oznaczało Powstanie Warszawskie. Nie jest to w żaden sposób antypatriotyczny manifest. Autorowi nie można odmówić poświęcenia i zaangażowania. Przede wszystkim jednak był człowiekiem i na to dobitnie zwraca nam uwagę, o czym każdy czytelnik winien pamiętać, zasiadając do trudnej lektury.

Ocena: