Portret w płomieniach – Jerzy A. Wlazło, Katarzyna Rij – recenzja książki

Tytuł – Portret w płomieniach

Rok wydania – 2021

Autor – Jerzy A. Wlazło, Katarzyna Rij

Wydawnictwo – Agora

Liczba stron – 382

Tematyka – oryginalna biografia Lubomira Tomaszewskiego, projektanta porcelanowych, ćmielowskich figurek, którego twórczość została silnie naznaczona doświadczeniem II wojny światowej.

Ocena – 7/10

Muszę przyznać się ze wstydem, że o Lubomirze Tomaszewskim dotychczas nie słyszałem. Być może jestem zbyt młody, by pamiętać jego porcelanowe figurki, które podobno zdobiły niegdyś każdy dom. O serwisach do kawy jego autorstwa wiem tyle samo. Ba, kawy nie pijam, więc tu w jakimś stopniu mogę być wytłumaczony. Nie czuję się zatem kompletnym ignorantem, choć po lekturze „Portretu w płomieniach” miałem raczej przytłaczające poczucie, iż nad wieloma biografiami nie miałem czasu się pochylić, choć być może powinienem był to zrobić. Z drugiej strony, co pocieszające, równie wiele arcyciekawych historii wciąż czeka na odkrycie, a ja raczej nigdy nie będę narzekał na brak zajmujących lektur.

W takich kategoriach postrzegam „Portret w płomieniach”. Gdyby nie praca recenzenta, po książkę zapewne nigdy bym nie sięgnął. Temat był dla mnie, na pierwszy rzut oka, mało porywający, zwłaszcza że sztuka nigdy nie była mi szczególnie bliska. Tomaszewski jako twórca i projektant jest znany z nazwiska wąskiemu gronu specjalistów, którzy są pierwszoplanowanym targetem opracowania i mają wręcz obowiązek, by się z nim zapoznać. Mój przykład pokazuje, iż także osoby spoza grona ekspertów od designu mogą odnaleźć w książce prawdziwą przyjemność lektury. Wydaje mi się, że wynika to po części z quasi-reportażowej konwencji biografii Tomaszewskiego. Narracja jest potoczysta, a autorzy momentami wręcz prowadzą dialog z czytelnikiem, skutecznie wciągając odbiorcę w wir zdarzeń. Z kart książki aż bije miłość, jaką szczególnie Katarzyna Rij darzy sztukę. Jej pasja jest zaraźliwa, nawet jeśli czasem autorka wydaje się przesadnie skoncentrowana na sobie. Biografia Tomaszewskiego jest zaledwie punktem wyjścia do szerszego rysu epoki i miejsc, w których tworzył. Wlazło i Rij opisują świat, w którym poruszał się Tomaszewski, często odwołując się do jego komentarzy oraz wspomnień otoczenia. Absolutnie nie jest to typowa biografia, co ma swoje plusy i minusy. Książka jest barwna, różnorodna w treści, to pejzaż miejsc i ludzi. Metaforycznie rzecz ujmując, autorzy malują portret Tomaszewskiego, otwierając kolejne drzwi do skrywanych przez niego tajemnic. W tym misz-maszu można się czasem zgubić, zwłaszcza, gdy jesteśmy bombardowani taką ilością informacji i wrażeń i musimy narzucić skomplikowane losy głównego bohatera na jeszcze bardziej skomplikowany obraz świata wokół niego.

Mimo iż wojna, służba w Podziemiu, walka w Powstaniu Warszawskim stanowią ledwie epizod w bogatym życiorysie Tomaszewskiego, na kartach „Portretu w płomieniach” poświęcono im sporo miejsca. Nie bez przyczyny. Dorobek Tomaszewskiego jest doskonałym przykładem tego, w jaki sposób tragedia II wojny światowej wpłynęła na powojenną twórczość (także w sposób dosłowny, co wynikało z uszkodzenia wzroku i odniesionych w walce ran). Wzory pokazywane na kartach książki, wraz z opisami i archiwalnymi wypowiedziami samego autora, uzmysławiają czytelnikom, jak silnie zakorzeniona jest w psychice trauma wojny i jakie mogą być jej konsekwencje. Szczegółowej analizie poddany został zresztą specyficzny styl Tomaszewskiego, w którym metafora splata się z ekspresją i siłą żywiołów. I tutaj doszukiwać się można inspiracji okupacją.

W czasie lektury celowo koncentrowałem się na aspekcie wojny jako doświadczenia kształtującego, przez co być może przykładałem do tego elementu zbyt dużą wagę. Miałem jednak wrażenie, a momentami autorzy odnosili się do tego literalnie, że to właśnie w czasach okupacji, gdy Tomaszewski obserwował dramaty przyjaciół, rodziny, zagładę miasta, wykuwały się pierwsze artystyczne wizje, które później przybrały formę figur o wyjątkowych kształtach. Książka była zresztą skarbnicą wiedzy na temat sztuki jako takiej i studium umysłu artysty, co w połączeniu z oryginalnym stylem pisarskim stanowiło dodatkowy atut. Nawet jeśli „Portret w płomieniach” to pozornie nie moja bajka, była to dla mnie kolejna pouczająca lekcja historii i życia, a przy tym naprawdę wciągająca lektura.

Ocena: