Most nad piekłem – Serhii Plokhy – recenzja książki

Tytuł – Most nad piekłem. Amerykańskie bombowce na polskim niebie.

Rok wydania – 2022

Autor – Serhii Plokhy

Wydawnictwo – Znak

Liczba stron – 400

Tematyka – fascynująca i niejednokrotnie dramatyczna historia amerykańskiej bazy w Połtawie i amerykańskich bombowców wykonujących misje – także te związane z dostarczaniem zaopatrzenia – w tym nad okupowanym terytorium Polski.

Ocena – 7,5/10

Amerykański (bądź szerzej, aliancki) most powietrzny nad Europą był w czasie II wojny światowej osiągnięciem niebywałym. Gdy patrzymy na loty aliantów wyłącznie przez pryzmat niezbyt udanej – choć przecież ogromnie ofiarnej – pomocy dla Powstania Warszawskiego, może nam umknąć, jak ogromny wysiłek – polityczny, militarny, techniczny – włożono w zbudowanie połączenia umożliwiającego efektywne bombardowania celów na terytoriach podporządkowanych III Rzeszy, jak również zaopatrywanie sojuszników. Operacja „Frantic”, z wykorzystaniem bazy w Połtawie, jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Wierzchołkiem, którego historia jest niezwykle interesująca, a w wydaniu uznanego ukraińsko-amerykańskiego historyka czasami wręcz fascynująca.

„Most nad piekłem” to w dużej mierze historia wspomnianej bazy w Połtawie i sowiecko-amerykańskich targów wokół burzliwej współpracy. Znaczna część książki poświęcona jest dynamice relacje zachodzących między sojusznikami w ramach koalicji alianckiej. Plokhy analizuje ją w różnych konfiguracjach, często bazując na ocenach amerykańskich polityków i wojskowych, którzy mieli bliskie kontakty z Sowietami. Nie bez przyczyny narrację rozpoczyna od konferencji moskiewskiej w październiku 1943 roku. To wówczas rozpoczęto prace nad stworzeniem alianckich baz na terytoriach podległych ZSRR. Dziś brzmi to jak polityczne science-fiction, wówczas faktycznie udało się stworzyć fundamenty współpracy, którą obie strony wykorzystywały do własnych celów. Zakończono ją w czerwcu 1945 roku, choć już wcześniej – wobec ochłodzenia relacji – Połtawa przestała spełniać swoją pierwotną funkcję.

Plokhy bardzo chętnie sięga po beletrystyczną formę narracji. Bazuje oczywiście na wspomnieniach pilotów, świadków zdarzeń, ale dialogi wplata w tekst dość swobodnie. Chętnie wykorzystuje anegdoty, które ubarwiają narrację, sprawiając, że książkę czyta się łatwo i przyjemnie. Nie zawsze koresponduje to z dokładnością opisów. Te, owszem, są bardzo plastyczne i udane pod względem literackim, ale wymagającego czytelnika, oczekującego konkretnych zestawień i analiz polityczno-militarnych z pewnością nie zaspokoją. Czy jest to słabość „Mostu nad piekłem”? Plokhy chętnie sięga po wspomnienia głównych bohaterów historii, wskazując, co myśleli lub mogli myśleć. Tym sposobem przemyca do tekstu – w zawoalowanej i przystępnej formie – przynajmniej część niezbędnych ocen. Słabo wypada natomiast faktografia operacji „Frantic”, najważniejszej z praktycznego punktu widzenia istnienia bazy w Połtawie. Właściwie całkowicie pominięte zostały „Frantic III” i „Frantic IV” zrealizowane przy wykorzystaniu myśliwców. Kiepsko prezentują się też zestawienia – bilanse zysków i strat w przypadku poszczególnych misji powinny być przecież standardem, a zrobiono je marnie, jeśli w ogóle. Widać, że autor lepiej się czuje w tematach politycznych, zwłaszcza traktowanymi dość swobodnie, a z konkretami ma często problemy.

Bardzo ciekawym elementem, rzadko pojawiającym się w polskiej historiografii, są reakcje Amerykanów na kontakty z Sowietami (i vice versa). Plokhy opisuje je zarówno w perspektywie kręgów dowódczych i politycznych, jak i w perspektywie zwykłych żołnierzy. Wyraźna jest fascynacja, z jaką odnoszono się wówczas do sojusznika. Zrozumienie zbrodniczego charakteru radzieckiego systemu przyszło znacznie później. W zakresie kontaktów międzyludzkich mówić można często o pełnej harmonii i przyjaźni. Plokhy opisuje swego rodzaju „dojrzewanie” amerykańskiego punktu widzenia kształtowanego przez kolejne niezrozumiałe w Waszyngtonie decyzje. Podejście do pomocy Powstaniu Warszawskiemu jest jednym z kluczowych elementów, a Plokhy, bazując na wypowiedziach amerykańskich decydentów, pisze nawet o punkcie zwrotnym, który mógł położyć podwaliny pod Zimną Wojnę.

Niezależnie od dokładności opracowania czy też skoncentrowania na wątkach związanych bezpośrednio z Polską docenić należy aspekt promocyjny. Plokhy w trakcie prac nad „Jałtą” dał się poznać jako autor wrażliwy na polską historię i gotowy do jej prezentacji w szerszym kontekście. W „Moście nad piekłem” także podnosi szereg istotnych wątków „polskich”, które poza naszymi granicami są albo znane słabo, albo nie są znane w ogóle. Popularyzatorski charakter należy zatem odnotować i uwzględnić w kontekście formy narracji – popularnonaukowy styl sprzyja otwarciu na szersze grono odbiorców.

„Most nad piekłem” jest także formą upamiętnienia wysiłku politycznego i militarnego, który prowadził do sukcesów alianckiego lotnictwa, a w konsekwencji do wygranej wojny. Tutaj warto odnotować zabieg polskiego wydawcy, który w moim odczuciu jest mylący. Podtytuł książki – „Amerykańskie bombowce na polskim niebie” – przekłamuje jej potencjalną treść. W anglojęzycznym oryginale mowa o „Amerykanach za sowieckimi liniami i upadku sojuszu alianckiego”. Tak, to faktycznie oddaje zakres tematyczny „Mostu nad piekłem”. Polscy czytelnicy nie powinni dać się nabrać na tę sztuczkę. Myślę, że do „Mostu nad piekłem” można zachęcić odbiorców w inny sposób. To przecież naprawdę solidna książka, którą czyta się znakomicie. Wskazane wcześniej mankamenty kompensuje znakomity styl autora oraz skoncentrowanie się na rzadko prezentowanym w historiografii wątku lotniczej współpracy aliantów zachodnich z Sowietami. Nawet jeśli autor idzie nieco zbyt daleko, przeceniając znaczenie baz w perspektywie politycznej, odegrały one istotną rolę na drodze do Zimnej Wojny.

Ocena – 7,5/10