Krawcowe z Auschwitz – Lucy Adlington – recenzja książki

Tytuł – Krawcowe z Auschwitz

Rok wydania – 2022

Autor – Lucy Adlington

Wydawnictwo – Prószyński i S-ka

Liczba stron – 496

Tematyka – wstrząsająca historia żydowskich więźniarek, które w obozie koncentracyjnym Auschwitz pracowały jako krawcowe, szyjąc przede wszystkim dla nadzorczyń z SS.

Ocena – 7,5/10

Przeczytałem już kilkanaście książek poświęconych różnym profesjom w niemieckich obozach koncentracyjnych (przy czym jest to temat tak szeroki, że nawet nie aspiruję do miana eksperta w temacie), a mimo tego wciąż jestem zaskakiwany kolejnymi nowościami wydawniczymi ukazującymi się na polskim rynku i odkrywającymi kulisy pracy za drutem kolczastym. Obozy były swego rodzaju państwami w państwie (Rudolf Höss mówił o Auschwitz, że to „inne planeta”), a może lepiej „miasteczkami”, w których należało zaspokajać najbardziej elementarne potrzeby „mieszkańców”, co tworzyło zapotrzebowanie na fachowców różnej maści. „Krawcowe z Auschwitz”, jak sam tytuł wskazuje, to prawdziwa historia kobiet, które próbowały wyrwać się z piekła, szyjąc. Lucy Adlington opisuje mało znane dzieje kilkudziesięciu więźniarek, które zostały wcielone do grupy pracującej w „elitarnym salonie krawieckim”. Robi to ze swadą i dbałością o to, by cierpienie kobiet zostało odpowiednio i z szacunkiem udokumentowane.

Podstawowym źródłem były dla autorki relacje pani Kohut, która była ostatnią żyjącą więźniarką wchodzącą w skład „salonu mody Auschwitz”. Uzupełnienie dla jej wspomnień stanowiły historie opowiedziane przez członków rodzin „krawcowych”. Adlington bardzo zgrabnie połączyła je, tworząc coś na kształt monografii przetykanej fragmentami historycznego reportażu. Pierwszych 150 stron to rozbudowany wstęp ukazujący drogę więźniarek do Auschwitz. Sporo miejsca poświęcono przedwojennej Czechosłowacji i narastającemu nazistowskiemu terrorowi, który obejmował masowe aresztowania i wywózki ludności żydowskiej. Arlington ukazuje także znaczenie mody i ubioru jako takich – zarówno dla późniejszych więźniarek (przedwojenna perspektywa społeczna) jak i dla nazistów (perspektywa polityczno-ideologiczna), którzy strój wykorzystywali do wzmacniania swojej władzy i propagandy. Uwagi te, pojawiające się zresztą także w innych rozdziałach, są ważnym przyczynkiem do zrozumienia, dlaczego „elitarny salon krawiecki” mógł w ogóle powstać i jaką rolę odgrywał dla nazistowskich elit. To także wstęp do potencjalnie ciekawego tematu produkcji ubrań, zwłaszcza tych postrzeganych jako produkty klasy premium, w czasie II wojny światowej.

Ważnym elementem książki jest dynamika relacji między więźniarkami i oprawczyniami. To niesamowite, jak wielka była hipokryzja nazistów, którym nie przeszkadzało łączenie całkowitej pogardy dla wszystkiego co żydowskiego z nieskrywanym podziwem dla talentów krawieckich więźniarek. Ba, przytaczane na kartach książki cytaty wskazują, iż nawet najbardziej zapiekłe zbrodniarki nie potrafiły wyzbyć się elementarnego szacunku dla ciężkiej, świetnie wykonywanej pracy. Czy przekładało się to na lepsze traktowanie więźniarek? Pod pewnymi względami tak. Nie zapominajmy jednak, że „krawcowe” pracowały w Auschwitz, piekle na ziemi, w którym każdy dzień, każdy błąd mogły być ostatnimi…

Niestety, dostępnych jest niewiele dokumentów, które mogłyby rzucić nieco więcej światła na to, jak funkcjonowała krawiecka komórka. Według autorki nie zachowały się też żadne fragmenty garderoby szytej przez bohaterki jej książki. Opisy bazują zatem niemal wyłącznie na wspomnieniach zachowanych w pamięci. Spora część narracji jest wypełniona przez to informacjami ogólnymi na temat warunków życia w Auschwitz. Interesujące były dla mnie natomiast informacje poświęcone Hedwidze Höss, żonie komendanta obozu i głównej animatorce funkcjonowania „zakładu krawieckiego”, postaci raczej rzadko opisywanej przez historyków.

Gdy kończyłem „Krawcowe z Auschwitz”, naszła mnie pewna refleksja dotycząca odkrywania przeszłości. W wielu wypadkach solidne opracowania są dziełem przypadku. Ktoś kogoś spotkał, ktoś wysłuchał dawno zapomnianej historii. Adlington przypomniała o niewielkim, ale wciąż istotnym epizodzie obozowej egzystencji. Nie byłoby tego, gdyby nie otwartość Brachy Kohut. Ile jeszcze „krawcowych” czeka na odkrycie? Pozycja Adlington może i nie jest wybitna, nie wejdzie do kanonu historiografii poświęconej funkcjonowaniu niemieckich obozów koncentracyjnych. Jest jednak publikacją ważną i powinna zostać dostrzeżona nie tylko przez osoby zainteresowane specyficznym wycinkiem niemieckiej okupacji.

Ocena – 7,5/10