Gniazdo sierot – Ewelina Miśkiewicz – recenzja książki

Tytuł – Gniazdo sierot

Rok wydania – 2024

Autor – Ewelina Miśkiewicz

Wydawnictwo – Szara Godzina

Liczba stron – 240

Tematyka – powieść silnie osadzona w prawdziwej historii ośrodka w Turkowicach, gdzie w czasie okupacji polskie zakonnice udzielały schronienia kilkuset dzieciom.

Ocena – 7,5/10

Turkowice, Lubelszczyzna, czasy II wojny światowej. Zakonnice prowadzące ośrodek dla sierot. Znalazło tu schronienie kilkaset dzieci pochodzenia polskiego, ukraińskiego i żydowskiego, którym siostry były w stanie zagwarantować przede wszystkim bezpieczeństwo i przetrwanie. Niesamowita historia, z dużym potencjałem, a przy tym stosunkowo mało znana, choć same bohaterki słusznie zostały po wojnie odznaczone tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

Gdyby nie Ewelina Miśkiewicz, o tytułowym „gnieździe sierot” nigdy bym nie usłyszał. Jej powieść wydobywa na światło dzienne historię ośrodka, a jednocześnie poszerza go o ciekawą perspektywę łączącą czas wojny z czasami współczesnymi, co ma służyć zbudowaniu międzypokoleniowego mostu między przeszłością a teraźniejszością. Na wszystko nałożony zostaje Wołyń, wkomponowany umiejętnie, by podbić jeszcze poziom tragedii, jaka stała się udziałem naszych przodków. Pod względem stylistycznym takie połączenie nie jest szczególnie zaskakujące. Przemieszanie czasu wojny i współczesności znalazłem choćby w „Sebrnym łańcuszku” Edwarda Łysiaka, którego lekturę miałem na świeżo. Tyle że u Łysiaka dopisanie wątków współczesnych mijało się z celem i momentami wręcz mniej irytowało, a u Miśkiewicz miało dużo większe uzasadnienie i lepiej wkomponowało się w całość narracji. Pozwoliło ukazać dwoistą perspektywę i poszerzyć zasadniczą część książki. Umożliwiło autorce również wplecenie w historię ośrodka w Turkowicach rozważań natury psychologicznej czy filozoficznej łączącej się ze wspomnianym międzypokoleniowym mostem.

Miśkiewicz w bardzo dobrym stylu wykorzystuje naprawdę mocne fragmenty historii ośrodka. Za przykład niech posłuży moment, gdy wszystkie noże wyparowały bez śladu i o mały włos nie stały się narzędziem przerażającej zbrodni. Takich ukrytych smaczków jest znacznie więcej i wywołują one spore emocje. Muszą je wywoływać, mówimy tu o niezwykłym bohaterstwie, o dzieciakach, ale i o specyfice czasu okupacji, która odcisnęła niezatarte piętno dla ludzkich umysłach. O ludziach slabych, o zbrodniarzach, ale i tych o wielkim sercu.

Miśkiewicz potrafi to wszystko opowiedzieć, pokazać, przelać na papier, posługując się stosunkowo prostymi zabiegami. Umiejętnie komponuje dialogi ze zmuszającymi do myślenia opisami realiów i stanów emocjonalnych poszczególnych bohaterów. I aż szkoda, że tak krótko, bo w Turkowicach na pewno można by szukać dalej.

Ważnym elementem powieści jest próba skonfrontowania się z pytaniem, na które właściwie nie ma odpowiedzi. Chodzi o możliwość zapomnienia wojennej traumy i jej swego rodzaju dziedziczenie, trwałe naznaczenie losu rodzin tym, co wydarzyło się w przeszłości. Tego typu traumę mamy silnie zakorzenioną jako naród, pewien podmiot zbiorowy, który w całości nie uporał się ze spuścizną II wojny światowej. W historii opowiedzianej przez Ewelinę Miśkiewicz także nie znalazłem odpowiedzi na nurtujące ją pytania, raczej potwierdzenie tezy o dziedziczeniu. Choć może to jest najlepsza odpowiedź, a samo silne przywiązanie do historii, ukazywania jej śladów współcześnie plasuje mnie właśnie w centrum tych poszukiwań. „Gniazdo sierot” dla wielu czytelników może stanowić podobny impuls. To wciągająca i przejmująca historia opowiedziana w nieszablonowy sposób.

Ocena – 7,5/10