Gdy 22 czerwca 1941 roku hitlerowskie Niemcy rozpoczęły działania zbrojne przeciwko Związkowi Radzieckiemu, Rząd Emigracyjny premiera Władysława Sikorskiego stanął przed ogromnym wyzwaniem politycznym. Wprawdzie od kilku miesięcy liczono się z możliwością zaistnienia podobnej sytuacji, jednakże rachuby te były jedynie swobodnymi przemyśleniami dyplomatów i wojskowych. Dopiero z chwilą przekroczenia granicy przez siły Wehrmachtu, teoretyczny problem stał się faktem. 18 czerwca Sikorski rozmawiał z ambasadorem brytyjskim w Moskwie sir Staffordem Crippsem, który doradzał Polakowi obranie korzystnej strategii w relacjach z ZSRR. Nazajutrz odbyło się spotkanie Rady Ministrów Rządu Emigracyjnego, podczas którego doszło do dość burzliwej dyskusji dotyczącej wspomnianych zagadnień. Rząd Emigracyjny znajdował się bowiem w stanie wojny ze Związkiem Radzieckim i możliwość włączenia ZSRR w szeregi sojuszników stawiałaby dotychczasową politykę Sikorskiego pod znakiem zapytania. W konsekwencji 19 czerwca nie zdołano wypracować jednolitego stanowiska i kwestią otwartą pozostawało zachowanie dyplomacji kierowanej przez Sikorskiego i ministra spraw zagranicznych Augusta Zaleskiego. Dostrzegalny stał się jednak konflikt interesów zwolenników różnych kierunków polityki Rządu Emigracyjnego – jedni twardo obstawali przy dotychczasowym stanowisku nieulegania presji i deklarowania chęci odbudowy Rzeczypospolitej z przedwojennymi granicami na wschodzie, inni skłaniali się w kierunku polityki realizmu, dostrzegając, iż Polska niewiele ma do powiedzenia w kwestii własnej państwowości, a co dopiero granic. Mimo to konflikt radziecko-niemiecki był na rękę Polakom i miał kluczowe znaczenie dla rozwoju sprawy Polski. Powtarzała się bowiem sytuacja zaistniała na początku I wojny światowej, gdy dwaj zaborcy stanęli w przeciwnych szeregach, co umożliwiło Polakom wykorzystanie niesnasek w obozie nieprzyjaciół i odtworzenie własnej państwowości. Tyle tylko, że tym razem żaden z okupantów nie miał zamiaru ustępować z terytorium Polski ani zabiegać o pomoc Polaków. Dlatego też wszelkie rozmowy toczone przez Sikorskiego wymagały inicjatywy, czy to własnej, czy też za pośrednictwem Brytyjczyków. Ustalenia wymagał jednak plan działania, a to już nie było takie proste, gdyż w łonie Rządu Emigracyjnego zaczęły się formować przeciwne sobie obozy, które dzieliło podejście do polityki względem Związku Radzieckiego. W jednym z nich znalazł się sam Sikorski, który lansował nieco bardziej ugodowy kurs, dostrzegając, iż to jedyny sposób na uratowanie Polaków przebywających w ZSRR i chociaż częściowe ratowanie trudnej sytuacji państwa polskiego i jego sił zbrojnych. Po drugiej stronie barykady stanęli stanowczy zwolennicy radykalnych metod w prowadzeniu „polityki wschodniej” ministrowie August Zaleski, Marian Seyda oraz gen. Kazimierz Sosnkowski. Wsparcia udzielał im prezydent Władysław Raczkiewicz, także przeciwny miękkim posunięciom Sikorskiego. 23 czerwca zwołano pospiesznie posiedzenie Rady Ministrów. Podczas spotkania premier stwierdził, iż zaistniała sytuacja „zmusza nas do zasadniczego przemyślenia i przepracowania podstaw naszej polityki”. Jednocześnie Sikorski nie zdecydował się na ponowne twarde postawienie sprawy dotyczącej wschodniej granicy Rzeczypospolitej. Początkowe rozmowy odbyte z ambasadorem radzieckim w Londynie, Iwanem Majskim, nie przyniosły stronie polskiej spodziewanego sukcesu. 5 lipca, podczas kolejnego zebrania członków Rady Ministrów, premier otrzymał oficjalną zgodę na podjęcie się rokowań z Majskim. Presję wywierali Brytyjczycy, którzy mieszali się do dyskusji. Sami zresztą już 12 lipca podpisali porozumienie z Sowietami. W ich ślady poszli sprzymierzeni z Rządem Emigracyjnym Czechosłowacy. Jednocześnie zauważalne stało się, iż opór Sikorskiego zaczął maleć. Nie był już tak stanowczy jak podczas pierwszych rozmów z Majskim. Nie decydował się jednak na podjęcie samodzielnej inicjatywy, dlatego też 12 lipca postanowił spotkać się z Radą Narodową. Na forum namiastki polskiego parlamentu wypowiedział się w tonie realizmu politycznego: „[…] uprawiam realną politykę, a kto ma inne poglądy, niech spróbuje je realizować, brać za nie historyczną odpowiedzialność. Jak długo ja jestem odpowiedzialny za to, co się dzieje, nie będę ani na milimetr odstępował od tego, co powiedziałem, będę dalej próbował dojść do pozytywnej umowy z Sowietami w ramach tych, jakie tu Panom przedstawiłem. Komu to się nie podoba, niech w takim razie zgłosi jasno i wyraźnie zastrzeżenia”. Oczywiście zastrzeżenia szybko się pojawiły, a apogeum dyskusji nastąpiło 15 lipca, kiedy to ponownie zebrała się Rada Narodowa, aby przedyskutować problem. Także na forum rady szybko dało się zauważyć wyodrębnienie dwóch obozów. Do jednego z nich należeli Tadeusz Bielecki, Stanisław Mackiewicz, Józef Gawlina, którzy akcentowali konieczność zagwarantowania przez Sowietów granicy potwierdzonej układem ryskim z 1921 roku. Bielecki stwierdził nawet, że „nie wolno stwarzać choćby pozorów rezygnacji z najmniejszej nawet cząstki terytorium narodowego”. Takie były poglądy parlamentarnych radykałów, ale już na zupełnie innym biegunie stanowczości znalazł się chociażby Władysław Banaczyk: „realna polityka to taka, która w dzisiejszych warunkach da możliwie jak największe rezultaty […] Polska jest naprawdę tylko skrwawionym sztandarem […] za polityką musi stać siła, a my tej siły nie mamy […] Nasze wszystkie myśli i życzenia to są wszystko tylko poczciwe, pobożne życzenia”. Niestety, spotkanie to także nie rozstrzygnęło kluczowego problemu – co zrobić w zaistniałej sytuacji. Sama Rada Narodowa w kilka tygodni później została rozwiązana. Do tego czasu odbyła ona 43 posiedzenia, a jej przywrócenie do życia nastąpiło dopiero w lutym 1942 roku. Gen. Sosnkowski, do tej pory zwolennik polityki Sikorskiego, teraz namawiał go do zaostrzenia warunków, które powinni przyjąć Sowieci, chcąc sojuszu z Polakami. Swoje poglądy argumentował słabością Związku Radzieckiego, który w jego mniemaniu powinien szybko się załamać pod siłą uderzenia niemieckiego. Gen. Sikorski musiał podjąć szybką decyzję. Czas uciekał i choć początkowo grał na niekorzyść Sowietów, stawało się jasnym, iż porozumienie musi zostać podpisane. Pozostawało do rozstrzygnięcia, jak ono będzie wyglądać i jakie zagadnienia poruszy.
Rozkład w gabinecie Sikorskiego stał się faktem. Gdy w lipcu 1940 roku stanął przed pierwszym poważnym kryzysem gabinetowym, szybko udało się mu go zażegnać. Miał zresztą poparcie większości ministrów. Teraz rozłam nastąpił od środka i to właśnie jego poplecznicy zaczęli wyłamywać się z koalicji. Do Sikorskiego spływały projekty porozumienia polsko-radzieckiego przygotowane przez ministrów Zaleskiego i Sosnkowskiego. W jednym z nich czytamy: „Rząd ZSRR uważa za nieważne i niebyłe traktaty zawarte z Niemcami 23 sierpnia i 28 września 1939 r., jak również wszystkie inne porozumienia lub wewnętrzne akty legislacyjne dotyczące Polski wydane po tych datach, oraz zrzeka się wszelkich korzyści, jakie przyniosły one lub przynieść mogły ZSRR. Oba rządy uznają za podstawę ponownie nawiązanych stosunków między obu krajami ostatnią wspólną deklarację polsko-radziecką, wydaną w Moskwie 27 listopada 1938 r.” Sikorski wiedział, iż na taki tekst układu nie zgodzą się Sowieci, dlatego też skłaniał się ku bardziej ostrożnym słowom, co w praktyce pozostawiało Stalinowi wolną rękę w kwestii polskiej granicy na wschodzie. 21 lipca Rada Ministrów obradowała kilka godzin. Wypowiedzieli się jej wszyscy członkowie, oceniając projekt układu. Sikorski skrytykował pesymizm Zaleskiego słowami: „losy związały nas z Wielką Brytanią i Ameryką, i z ich zwycięstwem. Tego związku nie wolno nam lekkomyślnie osłabiać. Powinien to zrozumieć najlepiej Pan Minister Spraw Zagranicznych”. Ale pan minister nie rozumiał, po co tak naprawdę Polacy pchają się w niekorzystne dla siebie układy z ZSRR i dlaczego Wielka Brytania nie interweniuje w celu zapobieżenia dyplomatycznej klęsce Polaków. W efekcie przeprowadzono głosowanie, które określiło stosunek przybyłych względem projektu. Początkowo zadeklarowanymi przeciwnikami umowy byli Zaleski i Seyda, Sosnkowski starał się wypowiadać neutralnie i wstępnie wyraził poparcie dla polityki Sikorskiego. Nazajutrz jednak listownie powiadomił premiera o zmianie zdania w kwestii układu. 25 lipca Rada Ministrów zaakceptowała treść układu. Na spotkanie nie przybyli Sosnkowski, Zaleski i Seyda i listownie powiadomili Sikorskiego o rezygnacji z pełnionych stanowisk. Swoje poparcie dla Sikorskiego wycofał Bielecki, pozostawiając funkcję wiceprzewodniczącego Rady Narodowej. Także prezydent Raczkiewicz opowiedział się po stronie opozycjonistów. Głowa emigracyjnego państwa postanowiła nie udzielić Sikorskiemu pełnomocnictwa do podpisania układu, co miało zatrzymać premiera przed pochopną decyzją. Nie uległ nawet naciskom Brytyjczyków, którzy 30 lipca udali się do prezydenta, aby nagabywać go do poparcia polityki Sikorskiego. Bezskutecznie, gdyż Raczkiewicz pozostał niewzruszony na apele Anglików i postanowił twardo obstawać przy prezentowanym wcześniej stanowisku. Dwa dni wcześniej odbyło się zebranie Rady Ministrów, na które przybyli Mikołajczyk, Liebermann oraz Popiel, reprezentując swoje stronnictwa. Wyrazili oni poparcie dla drogi obranej przez premiera. Wreszcie, 30 lipca o godz. 16.30 w budynku Foreign Office, Sikorski i Majski, przy asyście Churchilla i Edena, sygnowali dokument nazwanych później od nazwisk podpisujących. Ostateczny tekst punktu pierwszego umowy, o który toczono taką wojnę, zaaprobowany został dwa dni wcześniej, po konsultacji Sikorskiego z Anthony’m Edenem: „Rząd ZSRR uznaje, że traktaty radziecko-niemieckie z roku 1939, dotyczące zmian terytorialnych w Polsce, utraciły swą moc”. Ponadto przywróceniu uległy stosunki dyplomatyczne między obydwoma krajami, amnestią objęto polskich więźniów w ZSRR oraz zapowiedziano utworzenie Armii Polskiej na Wschodzie. Strona brytyjska uważała dokument za niezwykły sukces dyplomacji polskiej. Także Amerykanie ulegli nastrojowi optymizmu, a podsekretarz stanu Sumner Welles nazwał układ „radosnym wydarzeniem” i skomentował całą sytuację jako zgodną z założeniami polityki Stanów Zjednoczonych względem Polski. Wszystko to składało się na obraz odosobnienia Rządu Emigracyjnego w jego dążeniach do zachowania przedwojennego status quo na granicy polsko-radzieckiej. Nikt nie gwarantował takiej linii i nikt z sojuszników nie miał zamiaru o nią walczyć. 12 sierpnia Prezydium Rady Najwyższej ZSRR ogłosiło amnestię. Tydzień wcześniej na wolność wyszedł gen. Władysław Anders, który przystąpił do organizowania polskich oddziałów. Z kolei dwa dni po dekrecie rady podpisano w Moskwie umowę wojskową, która ustalała status Wojska Polskiego w ZSRR. 4 września do Moskwy wysłany został prof. Stanisław Kot, który objął tam stanowisko ambasadora Rządu Emigracyjnego w ZSRR. Tymczasem w Londynie narastał kryzys w stosunkach Raczkiewicza i Sikorskiego. 1 sierpnia prezydent stwierdził, iż podpisany dokument nie ma mocy prawnej. Nazajutrz zebrała się Rada Ministrów, która zatwierdziła umowę i zdecydowała się na izolowanie linii politycznej Raczkiewicza. Planowano nawet zmuszenie prezydenta do podporządkowania się rządowi. Tymczasem Sikorski udał się w podróż do jednostek PSZ stacjonujących na terenie Wielkiej Brytanii. Wygłosił tam serię przemówień, które miały rozwiać wątpliwości wojskowych co do słuszności obranej przez Rząd Emigracyjny drogi. 11 sierpnia mówił: „Wzmocniliśmy naszą pozycję międzynarodową […] Sprawa polska stanęła obecnie tak dobrze, jak nigdy od 1939 r. Stało się to w dużej mierze dzięki podpisanemu układowi polsko-sowieckiemu […] Było ono [porozumienie] niezbędne dla Polski”. Następnego dnia obradowała Rada Ministrów, która ostro krytykowała politykę Raczkiewicza. Po powrocie Sikorskiego i jego spotkaniu z prezydentem członkowie gabinetu spotkali się ponownie, 14 sierpnia. Okazało się, iż Raczkiewicz nie wytrzymuje kryzysu i powoli ulega presji otoczenia. Wciąż jednak nie mógł przeboleć dokonanych zmian oraz podpisania układu. Tymczasem z ZSRR zaczęły spływać relacje więzionych do tej pory wojskowych, którzy z zachwytem przyjmowali postawę Sikorskiego. Wśród kręgów polonijnych w ZSRR zdecydowanie napiętnowano Sosnkowskiego i jego oportunizm. Wciąż jednak daleko było od nastrojów pełnego uniesienia.
Zdecydowane poparcie, jakiego udzieliły niektóre koła, wzmocniło poczucie spełnienia obowiązku przez premiera Sikorskiego. Mógł on szybko przystąpić do kontrofensywy. 22 sierpnia, po dramatycznym wystąpieniu przybyłego z Moskwy gen. Mariana Januszajtisa, Sikorski przedstawił Radzie Ministrów treść umowy zawartej z Raczkiewiczem trzy dni wcześniej. Czytamy w niej między innymi, iż „Rząd w osobie Prezesa RM porozumiewa się stale z Prezydentem, a Prezydent nie sprzeciwia postanowieniom Rządu, powziętym przez większość Rady Ministrów”, „układ polsko-sowiecki przestaje być przedmiotem sporu między Prezydentem RP a Radą Ministrów […] Pan Prezydent podpisuje wnioski Prezesa Rady Ministrów o zwolnienie ministrów, którzy zgłosili ustąpienie”. Dodatkowo wykonano gest w stronę Stronnictwa Narodowego, któremu pozostawiono dowolność decyzji odnośnie pozostawiania swoich przedstawicieli w Rządzie Emigracyjnym. A w tym zaszły spore zmiany, gdyż ustępujących ministrów zastąpiono nowymi. I tak, Stanisław Mikołajczyk wszedł w skład gabinetu jako wicepremier oraz minister spraw wewnętrznych, Herman Liebermann został ministrem sprawiedliwości i sprawował ten urząd do swojej śmierci 21 października 1941 roku, kiedy to zastąpiono go Karolem Popielem, który od 2 września był ministrem bez teki. Miejsce Zaleskiego w resorcie spraw zagranicznych zajął Edward Raczyński, który jednocześnie nadal pełnił funkcję ambasadora Rządu Emigracyjnego w Londynie. W praktyce stanowisko ministra spraw zagranicznych Raczyński pełnił od 22 sierpnia. Warto jeszcze zauważyć, iż Popiel przejął schedę po Liebermannie 30 października. Niedługo sprawował ten urząd, bowiem początek 1942 roku przyniósł kolejne przegrupowania, o czym jeszcze opowiemy. Na razie musimy wrócić do września 1941 roku. Wydawało się, iż Sikorskiemu udało się zażegnać bardzo poważny konflikt. Kryzys gabinetowy udało się przezwyciężyć, ale odbyło się to kosztem trzech ministrów oraz kilku członków rozwiązanej Rady Narodowej, co także nie pozostawało bez znaczenia, bowiem władza Sikorskiego oparta była na poparciu reprezentantów przedwojennych stronnictw. Zdymisjonowany Zaleski krótko pozostawał bez przydziału, gdyż 23 sierpnia został szefem Kancelarii Cywilnej prezydenta, co jasno wskazywało na oddalanie się Raczkiewicza i Sikorskiego. Premier zyskał sobie jednak spory zakres uprawnień i na poparciu prezydenta zależało mu coraz mniej. Miał znacznie ważniejsze sprawy na głowie – w ZSRR formowały się polskie jednostki, którym brakowało zaopatrzenia, do punktów werbunkowych wciąż nie przybywali oficerowie i żołnierze, którzy we wrześniu 1939 roku dostali się do niewoli sowieckiej, a odbyta w dniach 29 września – 1 października konferencja moskiewska, na którą przybyli Brytyjczycy i Sowieci nie przyniosła spodziewanych rezultatów dla spraw Polskich Sił Zbrojnych. Kwestia Armii Polskiej na Wschodzie poruszana była na zebraniach Rady Ministrów. 14 października, podczas jednego z nich, Sikorski mówił: „Z chwilą, kiedy armia ta będzie należycie uzbrojona i wyposażona, możemy o jej los być spokojni, bo sama sobie da radę, nawet w razie spełnienia się najgorszych przewidywań co do losów Rosji”. Dzięki układowi Sikorski-Majski polska emigracja polityczna szybko została wzmocniona przybyłymi ze Związku Radzieckiego działaczami. Wśród nich na pierwszy plan wysuwał się Stanisław Grabski, przedwojenny działacz Narodowej Demokracji. To jemu premier powierzył projekt skodyfikowania praw przyszłego państwa i jego ustroju. W związku z tym 27 października Rada ministrów powołała Komisję Spraw Ustrojowych, której prezesurę oddano w ręce Grabskiego. Szybko podjęła się ona pracy, rozpoczynając ją pierwszym posiedzeniem w dniu 5 listopada. Wtedy też ustalono jej kształt i wyznaczono zadania bieżące. Warto przy tym wspomnieć, iż zastępcą przewodniczącego obrano Wacława Komarnickiego, a do pracy zaangażowano jeszcze Zygmunta Kaczyńskiego, Mieczysława Mastka i Władysława Banaczyka. Wszyscy reprezentowali różne stronnictwa, co podkreślało ogólnonarodowy charakter komisji. Do 21 stycznia 1942 roku odbyła ona 16 spotkań, podczas których opracowano „Zasady przyszłego ustroju państwowego Polski” uformowane w dziewięć rozdziałów poruszających różne zagadnienia. Wtedy też przekazano premierowi tekst projektu, który przypadł mu do gustu, jednakże nie został na razie ogłoszony przed Radą Ministrów. W grudniu Sikorski miał udać się do Związku Radzieckiego. Został tam zaproszony jeszcze w październiku, jednakże z ostatecznym terminem przyjazdu zwlekano, co było także spowodowane niepokojącą sytuacją na froncie wschodnim, gdzie Niemcy niebezpiecznie zbliżyli się do stolicy ZSRR. 7 listopada Rada Ministrów obradowała nad możliwościami przebiegu wizyty premiera Rządu Emigracyjnego w Związku Radzieckim. Nie ustalono jednak żadnych konkretów, a minister Stroński z chłodnym realizmem zauważył, iż Sikorski nie ma możliwości „swobodnego i publicznego szachowania Sowietów”. W związku z tym grudniowe odwiedziny w Moskwie nie były przyczyną kolejnych konfliktów w Rządzie Emigracyjnym. Po powrocie Sikorskiego Rada Ministrów wysłuchała sprawozdania premiera. Ten nie krył, iż stosunki z Sowietami układają się bardzo dobrze. Dużą rolę odegrał tu sam Stalin, który zrobił na Sikorskim bardzo dobre wrażenie: „Ja się z nim na pewno dogadam, aby tylko mi nikt nie przeszkadzał ani psuł – to niesłychanie ciekawy człowiek ten Stalin”. Ocieplenie relacji z Moskwą na ogół poczytywano za dobrą monetę, choć sekretarz generalny ministerstwa pracy, Ludwik Grosfeld z Polskiej Partii Socjalistycznej zadał pytanie, czy premier powinien „aż tak daleko posunąć się w kierunku przyjaźni z Sowietami”. Sprawozdanie premiera dotyczyło także najważniejszej kwestii, a więc sprawy granicy wschodniej Rzeczypospolitej. Trudno było układać się z kimkolwiek w momencie, gdy Niemcy stali pod Moskwą. Mimo to Sikorski wyraził przypuszczenie, iż „trzeba zrobić wszystko, ażeby nasi sojusznicy zrozumieli nasze prawa na wschodzie i udzielili nam swego pełnego poparcia”. Rada Ministrów zajmowała się także w tym czasie budżetem Rządu Emigracyjnego, uchwalając odpowiednią ustawę 30 grudnia. Ostatecznie wydatki ustalono na 2 760 tys. funtów, co było sumą zawrotną, wykraczającą już poza możliwości płatnicze Polaków. W kwietniu 1942 roku strona brytyjska udzieliła Rządowi Emigracyjnemu kolejnej pożyczki w wysokości 5 mln funtów. Dalsze kredyty zostały przyznane w czerwcu 1943 roku, i dwukrotnie w 1944 roku – w lutym i październiku. Za każdym razem opiewały na sumę 5 mln funtów użytkowaną przez Polaków na utrzymanie zaplecza administracyjnego oraz wydatki bieżące w dziedzinie wojskowości, kontaktów z krajem i utrzymywaniem Polskiego Podziemia. Dodatkowo udało się uzyskać w maju 1942 roku pożyczkę amerykańską na 12,5 mln dolarów, która mocno ratowała nadszarpnięty budżet Rządu Emigracyjnego. Niezwykle ważną kwestią, która w styczniu zajmowała Sikorskiego, była sprawa odbudowy Rady Narodowej. Dodatkowo musiał się także zająć reorganizacją swojego gabinetu. Wreszcie 20 stycznia zapadła decyzja o ponownym obsadzeniu niektórych stanowisk. 21 stycznia funkcje rządowe objęli przedstawiciele różnych stronnictw, z których ministrem sprawiedliwości został prof. Wacław Komarnicki reprezentujący Stronnictwo Narodowe, jego partyjny kolega Marian Seyda został ministrem bez teki. Podobnie rzecz się miała z przedstawicielem Polskiej Partii Socjalistycznej Janem Kwapiński. Karol Popiel zajmujący do tej pory kierownicze stanowisko w resorcie sprawiedliwości został mianowany ministrem bez teki. Dalsze zmiany następowały jeszcze w trakcie tego samego roku, kiedy to Kwapiński objął Ministerstwo Przemysłu i Handlu 5 czerwca, a następnie Ministerstwo Przemysłu, Handlu i Żeglugi 28 lipca, Seyda został 13 lipca szefem Ministerstwa Prac Kongresowych. Wreszcie 26 września gen. dyw. Mariana Kukiela mianowano ministrem spraw wojskowych. 25 listopada objął on resort obrony narodowej. Co ważne, Kukiel zajął miejsce Sikorskiego. Zmiany w gabinecie Władysława Sikorskiego kończyło mianowanie szefem Ministerstwa Informacji i Dokumentacji prof. Stanisława Kota w dniu 18 marca 1943 roku. O ile zmiany personalne nie wzbudzały tak wielkich emocji, o tyle sprawa powołania II Rady Narodowej była mocno kontrowersyjna. Burzliwe narady trwały w styczniu i lutym 1942 roku. Ostatecznie zakończyły się kompromisem pozwalającym na zwołanie rady w 31-osobowym składzie, na co składać się będzie 20 przedstawicieli czterech stronnictw, sześciu bezpartyjnych i pięciu reprezentantów mniejszości narodowych. Taki kształt Rady Narodowej możliwy był do zaakceptowania przez szersze grono emigrantów. 24 lutego prezydent Raczkiewicz otwarł przemówieniem pierwsze posiedzenie II Rady Narodowej. Następnie przemówił Grabski, który zaraz po swojej wypowiedzi został wybrany prezesem Rady Narodowej przy 16 głosach za i 3 głosach wstrzymujących się. Podczas pierwszego posiedzenia obradowało bowiem 19 reprezentantów. 11 marca ustalono kształt administracyjny namiastki parlamentu, obierając wiceprzewodniczącymi Władysława Banaczyka, Juliusza Rybińskiego i Michała Kwiatkowskiego. W radzie działały też stałe komisje zajmujące się różnymi sprawami z dziedzin wojskowości, prawa, gospodarki czy też spraw społecznych. W trakcie pierwszego spotkania członków Rady Narodowej wystąpił premier Sikorski, którego przemówienie oparte było na wytycznych przygotowanych przez Komisję Spraw Ustrojowych. Wzbudziło ono entuzjazm w Radzie Ministrów, której Sikorski zaprezentował tekst miesiąc wcześniej. W siedmiopunktowej deklaracji programowej czytamy o demokratycznym ustroju, poszanowaniu praw i wolności obywateli oraz mniejszości narodowych, uprzemysłowieniu i odbudowie kraju, reformie rolnej oraz silnej władzy wykonawczej. Wszystko oczywiście w perspektywie powojennej. 19 marca Rada Narodowa dyskutowała nad projektem Komisji Spraw Ustrojowych. Niestety, projekt opracowany w dużej mierze przez Grabskiego nie przyjął się z powszechnym poparciem. Co więcej, parlamentarzyści odważyli się na ostrą krytykę dokumentu. W praktyce KSU przestała funkcjonować, choć jej oficjalne rozwiązanie nastąpiło 15 grudnia 1942 roku. Fiasko jej przygotowań podcięło skrzydła członkom komisji, a sam Grabski zaangażował się w działalność na forum Rady Narodowej. Nazajutrz po burzliwej debacie Rada Ministrów zastanawiała się, co dalej czynić w tak napiętej sytuacji. Postanowiono opracować nowy projekt, tym razem w oparciu o sugestie Rady Narodowej.
W kwietniu i maju sprawami, które zdominowały kolejne posiedzenia Rada Ministrów, były kwestie związane z obsadą stanowisk oraz przywróceniem do łask gen. Sosnkowskiego. Rzecznikiem złagodzenia kursu wobec ludzi z przeszłością sanacyjną oraz ugody z Sosnkowskim był gen. Sikorski, jednakże nie znalazł on sobie popleczników we własnym gabinecie. Szczególnie zawzięty był Mikołajczyk, zaślepiony nienawiścią do Sosnkowksiego. Minister wielokrotnie oskarżał generała o wyimaginowane przewinienia i wręcz paranoicznie próbował zwalczać jakiekolwiek przejawy sympatii do Sosnkowskiego. Nic zatem dziwnego, iż gwałtownie zareagował na propozycję złożoną przez Sikorskiego, aby Sosnkowskiemu powierzyć jakąś znaczącą pozycję wojskową. 8 maja Rada Ministrów, a przede wszystkim siły Stronnictwa Ludowego, kategorycznie odrzuciła projekt współpracy z Sosnkowskim. Sam zainteresowany nie przejawiał takiej chęci, więc w sumie problem rozdmuchany został sztucznie. Z kolei 30 kwietnia Rada Ministrów zmuszona była wysłuchiwać utyskiwań Mikołajczyka na politykę Raczyńskiego. Wydawało się, iż przywódca SL uwziął się na wszystkich, którzy nie pasowali do jego koncepcji i bez ogródek udzielał im reprymendy. Na szczęście, jego agresja nie doprowadziła do nowych rozłamów i kolejnego kryzysu gabinetowego, tak wyczekiwanego przez londyńską opozycję względem rządów Sikorskiego. Także w kwietniu przyszedł czas na podsumowanie marcowej wizyty premiera w Stanach Zjednoczonych. 14 kwietnia Sikorski wystąpił przed Radą Ministrów i w samych superlatywach wypowiadał się o amerykańskim sojuszniku, uznając go za gwaranta polityki Rządu Emigracyjnego. Jednocześnie dała o sobie znać jego chełpliwa natura, gdyż zachwycony był sukcesem, jaki rzekomo udało się mu uzyskać. Tak naprawdę uzyskał niewiele, a cała wizyta nabrała przede wszystkim znaczenia propagandowego. w trzy dni później ponownie zebrał się gabinet Rządu Emigracyjnego. Tym razem zastanawiano się nad sprawami zatargu z Sowietami. Nazajutrz obradowała Rada Narodowa, która wysłuchała sprawozdania premiera z wizyty w USA. Parlamentarzyści wyrazili pełne poparcie dla polityki premiera, tym bardziej, że już wkrótce dały się zaobserwować pewne efekty akcji dyplomatycznej Sikorskiego. 8 maja mówił na forum Rady Ministrów, iż „dzisiaj jesteśmy w pełni tego słowa znaczenia podmiotem, a nie przedmiotem w polityce międzynarodowej”. Potwierdził to brytyjsko-radziecki układ z 26 maja, w którym nie zająknięto się o granicach zachodnich Związku Radzieckiego, co Sikorski poczytywał za swój osobisty sukces. Warto wspomnieć, iż w tym samym czasie doszło do sporych tarć na linii Sikorski-Anders. Dowódca Armii Polskiej na Wschodzie był bowiem orędownikiem ewakuacji całości sił polskich z tamtego rejonu, z czym z kolei nie zgadzał się premier. Sikorski uważał, iż pozostawienie Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR umocni pozycję Rządu Emigracyjnego w obustronnych kontaktach. Podczas odprawy dowódców u Sikorskiego w dniach 24 i 27 kwietnia rozbieżności między generałami uwidoczniły się z całą mocą. W dniach 19 i 22 maja Rada Ministrów obradowała nad kwestiami ewakuacji lub pozostawienia sił polskich na terenie Związku Radzieckiego. Premier wierzył w końcowy sukces Sowietów w walkach z Niemcami i nie miał zamiaru wycofywać swych żołnierzy z ważnego strategicznie rejonu: „Powinniśmy sobie uświadomić, że wszelkie rachuby na szybkie pokonanie Sowietów przez Niemcy są nierealne”. W pięć dni później czekał go kolejny zawód, bowiem prezydent postanowił przeprowadzić reformę ustawy o kompetencji władz wojskowych. I tak, wedle dekretu Raczkiewicza, w momencie wybuchu wojny naczelnym zwierzchnikiem sił zbrojnych stawał się prezydent. Wspominaliśmy także zmiany personalne w Ministerstwie Spraw Wojskowych, które z dniem 19 listopada zostało przemianowane na Ministerstwo Obrony Narodowej. W kilka dni później zreorganizowano sztab Naczelnego Wodza. Zanim to jednak nastąpiło, najważniejszą kwestią było unormowanie spraw wojska w ZSRR. Ostatecznie latem przeprowadzono drugą część operacji ewakuacyjnej, co związane było z napiętą sytuacją w stosunkach polsko-radzieckich oraz fatalnym stanem żołnierzy polskich przebywających w ZSRR. 6 lipca Rada ministrów zatwierdziła projekt operacji, dla której poparcie wyrazili Brytyjczycy. Oni byli zresztą głównymi inicjatorami akcji. Nastąpiły też przegrupowania dyplomatyczne. 13 lipca ambasadę w ZSRR opuścił Kot, którego zastąpić miał Tadeusz Romer. Jednocześnie Sowieci aresztowali większą część personelu polskich delegatur, likwidując przy tym wszystkie placówki. Ewakuacja armii trwała od 5-26 sierpnia i przeprowadzona została bardzo sprawnie, obejmując 40 tys. żołnierzy i oficerów, 4,5 tys. junaków i kobiet służb pomocniczych oraz 25,5 tys. cywilów. Wraz z ewakuacją Polacy stracili znaczący element polityki wschodniej. Zauważył to przybyły do Moskwy w październiku Tadeusz Romer: „Fakt całkowitego wycofania z Rosji polskich sił zbrojnych uczynił bezprzedmiotowym nasze umowy wojskowe z Rządem sowieckim i pozbawił nas głównych atutów politycznych w dalszych stosunkach z Sowietami”. Aby wyjaśnić różnicę powstałą między odwołaniem Kota a przybyciem Romera, należy wspomnieć, iż tymczasowo ambasadą kierował Henryk Sokolnicki. Problem sowiecki zdominował posiedzenia Rady Ministrów w ostatnich miesiącach 1942 roku. 11 września gabinet nie wyraził zgody na zaakceptowanie propozycji Churchilla dotyczącej wyjazdu Sikorskiego do Moskwy celem załagodzenia wzajemnych zatargów. Mimo to polska emigracja starała się dbać o swoje powojenne interesy, czego wyrazem było zaakceptowanie przez Radę Ministrów wniosku ministra Seydy dotyczącego kwestii granic zachodnich. Procedura z 7 października pokazała, iż Rząd Emigracyjny nie tylko nie ma zamiaru rezygnować z terytoriów wschodnich, ale i pragnie starać się powiększenie powierzchni Rzeczypospolitej kosztem Niemiec. Słusznie zauważono, iż „wysuwanie nadmiernie rozległych roszczeń polskich na zachodzie mogłoby sprzyjać w obecnym stanie rzeczy pomysłom pozbawienia Polski części ziem wschodnich w zamian za nabytki na zachodzie”. Jak zatem widzimy, kształtowała się i coraz realniejsza stawała się próba przesunięcia Polski ze wschodu na zachód. 3 listopada ponownie wyrażono obawy co do przyszłości losów sojuszu polsko-radzieckiego. Do dyskusji na forum Rady Ministrów włączył się prezydent Raczkiewicz, przychodząc na spotkanie gabinetu w dniu 21 listopada. Wygłosił wtedy długie przemówienie dotyczące polskich postulatów powojennych. Jak rzadko, zgadzał się z tymi poglądami Sikorski, wyrażając podobne zdanie w nocie z 19 listopada. Podczas spotkania Rady Ministrów wyraził nawet aprobatę dla słów Raczkiewicza: „W dążeniu do realizacji naszych praw historycznych do ziem polskich musimy być zjednoczeni i solidarni wewnętrznie. Nie możemy jednak – jak tego domagają się niektórzy – wyjść na ulicę z elementami naszej polityki zagranicznej, która w danych warunkach jest niezmiernie trudna i delikatna”. Jednocześnie trwały w listopadzie dyskusje nad kształtem stosunków polsko-niemieckich. Przygotowany został dokument „Tezy w sprawie układu wstępnego”. Duży udział w kształtowaniu poglądów ministrów oraz członków Rady Narodowej miał Seyda, który w dniach 1 i 2 grudnia przedstawiał swoje projekty Radzie Narodowej. Wprawdzie wyraził opinię, iż należy mocno angażować się w ustalenia graniczne na zachodzie, jednakże równocześnie zaznaczał, iż „realizacja polskich celów wojny będzie o wiele trudniejsza, niż się niektórym zdaje”. Ostatecznie Rada Narodowa optymistycznie wypowiadała się o projektach granicznych, opowiadając się za linią ryską na wschodzie i linią Odry na zachodzie. Rząd wystosował w tych dniach oficjalne pismo do Brytyjczyków, w którym przedstawiono koncepcje Odry i Nysy Łużyckiej jako zachodniej granicy Rzeczpospolitej. Artykuł czwarty uchwały z 7 października zakładał: „W najwyższej mierze szkodliwe jest wysuwanie fantastycznych żądań terytorialnych, sięgających np. po Nysę Łużycką czy Bóbr, czyli obejmujących także cały Śląsk Dolny z ludnością fanatycznie antypolską, bo liczba Niemców w Polsce przekraczałaby wówczas 9 milionów i konieczne usunięcia w tych rozmiarach byłyby niewykonalne, a łudzenie się reslawizacją poważniejszego odsetka elementu pochodzenia bezpośrednio lub pośrednio renegackiego byłoby przygotowaniem sobie własnymi rękami olbrzymiej piątej kolumny, czyli z góry groźnego podminowania państwa polskiego”. Mimo to koncepcja Odry i Nysy Łużyckiej przewijała się coraz częściej. Atmosferze optymizmu nie mogły sprzyjać sukcesy radzieckie na froncie wschodnim, gdzie szala zwycięstwa pod Stalingradem zaczęła przechylać się na korzyść Armii Czerwonej. Wszelkie układy z wyłączeniem Sowietów były bowiem niemożliwe do zrealizowania. Ważne miejsce w polityce Rządu Emigracyjnego zajmowały zatem Stany Zjednoczone, będąc przeciwwagą dla ZSRR. Z taką też myślą udał się do USA Sikorski w dniach 1 grudnia 1942 – 10 stycznia 1943 roku. Podczas spotkań z Franklinem Delano Rooseveltem poruszono wiele kluczowych dla sprawy polskiej zagadnień. Wśród nich znalazła się też kwestia użycia podziemnych sił w walce z Niemcami. Zanim wrócimy do amerykańskich wojaży Sikorskiego, musimy chwilę poświęcić na rozeznanie w sytuacji okupowanego przez Niemców kraju, który na chwilę straciliśmy z oczu. 1942 roku był tragiczny dla losów Polaków i Żydów zamieszkujących podbite ziemie. Brunatna okupacja osiągnęła w tym czasie apogeum brutalności, co wiązało się bezpośrednio z planami „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Tymczasem Polskie Podziemie zostało zreorganizowane. 14 lutego utworzono Armię Krajową, która zastąpiła dotychczas działający Związek Walki Zbrojnej. AK podjęła się wysiłku działalności bojowej na terenie okupowanego kraju. Status władz podziemnych ustalony został jesienią 1942 roku. 30 lipca Rada ministrów uchwaliła dokument o organizacji władz na ziemiach okupowanych. Nazajutrz sygnował go prezydent Raczkiewicz. Wyznaczono zatem kompetencje Delegatury Rządu na Kraj oraz Rady Jedności Narodowej, podziemnego przedstawicielstwa stronnictw. Przeciwko obszernym kompetencjom delegata wystąpił gen. Stefan Rowecki, obawiając się ograniczenia swojej władzy wojskowej. W konsekwencji mianowano go 28 listopada przedstawicielem ministra spraw wojskowych przy delegacie, co problem rozwiązało. Rząd Emigracyjny aktywnie działał również na rzecz napiętnowania zbrodni niemieckich w Polsce. 10 grudnia Polacy wystosowali notę do sojuszniczych rządów, czego efektem było wydanie wspólnego dokumentu alianckiego z 17 grudnia potępiającego politykę Rzeszy. Zapowiedziano także osądzenie zbrodniarzy wojennych. Nie powiodły się natomiast apele o bombardowanie odwetowe niemieckich miast. Nagabywani o to Brytyjczycy odmówili w styczniu. W konsekwencji, mimo zakrojonej akcji dyplomatycznej, Rząd Emigracyjny niewiele uzyskał w sprawie prześladowanych. 25 grudnia Rada Ministrów zajmowała się sprawą niemieckich wysiedleń na Zamojszczyźnie. Brutalne posunięcia okupanta nie wzruszyły Brytyjczyków, po raz kolejny proszonych o odwetowe naloty na niemieckie miasta. W styczniu prezydent Raczkiewicz napiętnował zbrodnie niemieckie w przemówieniach radiowych. Sikorski, póki co, wyłączony był z akcji protestacyjnej, ponieważ prowadził rozmowy z Amerykanami. Z Rooseveltem spotkał się trzykrotnie. Niestety, nie udało się mu uzyskać zapewnień dla poparcia polityki Rządu Emigracyjnego, szczególnie w odniesieniu do ZSRR. Amerykanie niechętnie odnosili się także do projektu rewindykacji na zachodniej granicy Rzeczypospolitej. Nie przeszkodziło to jednak Sikorskiemu w zapewnianiu Rady Ministrów 21 stycznia, iż „możemy niewątpliwie liczyć na poparcie Roosevelta i jego rządu nie tylko wobec Rosji, lecz i wobec tak ulegającej dotychczas presjom sowieckim Wielkiej Brytanii”. Tego samego dnia na forum gabinetu wypowiadał się ambasador Romer, składając sprawozdanie z prac na terenie Związku Radzieckiego. A tam sytuacja układała się coraz bardziej nie po myśli Rządu Emigracyjnego. Ważne dla rozwoju wzajemnych relacji były dwa posiedzenia Rady Narodowej. 1 lutego premier Sikorski przedstawił parlamentarzystom wizję klęski Sowietów na wschodzie lub jej znacznego osłabienia, co ułatwi politykę Polaków. Podczas drugiego, 20 lutego, Rada Narodowa przyjęła rezolucję, w której czytamy, iż „integralność obszaru Rzeczypospolitej Polskiej w jej granicach z dnia 1 września 1939 r. oraz jej suwerenność są nienaruszalne i niepodzielne. Żadne jednostronne akty i bezprawne działania z czyjejkolwiek strony, skierowane bądź przeciw obszarowi i suwerenności Rzeczypospolitej Polskiej, bądź przeciw prawom jej obywateli, przebywających w Kraju i poza jej granicami, tego stanu rzeczy zmienić nie mogą”. Co więcej, 26 lutego Rada Ministrów podjęła uchwałę dotycząca wkroczenia jednostek Armii Czerwonej na przedwojenne terytorium Polski. Wynikało z niej jasno, iż możliwe jest wyzwolenie kraju przez ogólnonarodowe powstanie zbrojne, co było wstępem do planowanej w późniejszym czasie operacji „Burza”. 19 lutego Polskie Podziemie otrzymało mocny cios, jakim było aresztowanie delegata Jana Piekałkiewicza. Na jego miejsce Rząd Emigracyjny wyznaczył dotychczasowego zastępcę delegata, Jana Stanisława Jankowskiego ze Stronnictwa Pracy. nominację zatwierdził 21 kwietnia Sikorski. Wreszcie, w miesiąc później, 22 maja, zastępcami delegata premier mianował Adama Bienia, Antoniego Pajdaka i Stanisława Jasiukowicza. Sikorski w zasadzie zaakceptował propozycje przedłożone mu przez Krajową Reprezentację Polityczną, w którą przekształcił się 19 marca Polityczny Komitet Porozumiewawczy, podziemny parlament czterech stronnictw. Zaognione stosunki z Sowietami wywołały krytykę pod adresem Sikorskiego. Sosnkowski i Anders coraz śmielej zaczynali mówić o możliwości odwołania gabinetu Sikorskiego. 15 marca dowódca Armii Polskiej na Wschodzie pisał do Raczkiewicza, iż „rząd powinien z trzaskiem ustąpić i ułatwić przez to pracę nowym ludziom”. To było już jawne podważanie autorytetu Sikorskiego. Rewolta zataczała coraz szersze kręgi. Napięcia nie wytrzymał Stanisław Stroński, który podał się do dymisji. Jego miejsce zajął Stanisław Kot. Tymczasem w nocy z 12 na 13 kwietnia berlińskie radio ogłosiło szokującą informację o znalezieniu grobów polskich oficerów w Katyniu.
Fotografia tytułowa: Tadeusz Romer, gen. Władysław Sikorski, gen. Władysław Anders i gen. Tadeusz Klimecki podczas podróży inspekcyjnej Naczelnego Wodza na Bliskim Wschodzie w 1943 roku. Źródło: Wikipedia, CAW, domena publiczna.