Wincenty Dziechciarz – polski pogromca czołgów

Wielu było bohaterów kampanii wrześniowej, którzy do dzisiaj pozostają anonimowi. Ich wysiłki mogły pozostać anonimowe, a przecież to właśnie z zaangażowania jednostek budowana była obrona Rzeczpospolitej. W chwili największej próby polski żołnierz dał przykład męstwa i hartu ducha, nawet w obliczu przeważającego wroga. O niektórych pamiętali towarzysze broni, tworząc w ten sposób legendy o ofiarności kolegów, którzy swoimi postawami daleko wykraczali poza wojskowe standardy. Jednym z nich jest z pewnością Wincenty Dziechciarz, którego historia pokazuje, że nawet wobec braku środków i odpowiednich narzędzi możliwa jest walka z wrogiem.

2 września 1939 roku siły polskie i niemieckie starły się w bitwie pod Wysoką w okolicach Jordanowa. Broniące się w tym rejonie siły 10. Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej pod dowództwem pułkownika Stanisława Maczka odpierały zaciekłe ataki niemieckich wojsk pancernych (głównie 2. DPanc. oraz 4. Lekkiej DPanc.), starając się zepchnąć je w kierunku Spytkowic. Bohaterską postawę Polaków podkreśla fakt rażącej dysproporcji sił i środków, jakimi dysponowały obie strony. Niemcy przeważali, mieli do dyspozycji sprzęt lepszej jakości, ale to Polacy umiejętnie wykorzystywali trudne warunki terenowe, stawiając przeciwnikowi czoła w pozornie beznadziejnej sytuacji. Należy podkreślić, że celem 10. Brygady nie było odparcie ofensywy sił Wehrmachtu, a raczej jej spowolnienie, zatrzymanie impetu uderzenia, które od południa mogło zagrozić Krakowowi.

Bitwa pod Jordanowem została ostatecznie przegrana, a Niemcy ruszyli w kierunku Myślenic, wkraczając do miasta w nocy z 5 na 6 września. Obrońcom udało się jednak zadać nieprzyjacielowi spore straty, co było wynikiem zaangażowania i poświęcenia sił przeciwpancernych oraz polskich czołgistów. Co więcej, natarcie rzeczywiście zostało wyhamowane, a to umożliwiło reorganizację obrony i opracowanie planów strategicznych dotyczących wykorzystania bojowego ocalałych po pierwszym tygodniu jednostek. W trudnej sytuacji polskiej defensywy każdy zyskany w ten sposób dzień mógł ocalić życie dziesiątek tysięcy żołnierzy.

Bitwa w okolicach Jordanowa wykreowała co najmniej kilku bohaterów, przyczyniając się chociażby do wzrostu szacunku dla polskich sił zmotoryzowanych, które do tej pory nie miały okazji sprawdzić się w boju. Okazało się, iż brygada Maczka może udanie rywalizować ze świetnie przygotowanym do walki przeciwnikiem, co z kolei procentowało w przyszłości, gdy jednostkę odtwarzano w ramach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Bitwa była także popisem niektórych żołnierzy. Niezwykłym wyczynem wykazał się kapral Wincenty Dziechciarz walczący w ramach 24. Pułku Ułanów, gdzie dowodził drużyną ciężkich karabinów maszynowych. Według różnych źródeł Dziechciarz miał osobisty udział w zniszczeniu co najmniej kilku niemieckich czołgów. Ustalenie dokładnej liczby maszyn jest niezwykle trudne ze względu na różniące się od siebie relacje świadków wydarzeń. Przyjęło się pisać, iż Dziechciarz zanotował 7 zniszczonych niemieckich czołgów. Za taką wersją optował m.in. Franciszek Skibiński, który podał konkretną liczbę maszyn w monografii „Pierwsza pancerna”. W swoich zapiskach Skibiński utrwalił również moment śmierci kaprala Dziechciarza, który miał zginąć od niemieckich pocisków zapalających. W późniejszym czasie informacja została zakwestionowana przez historyków zajmujących się dokumentacją bitwy pod Jordanowem.

Jak było naprawdę i czy Dziechciarz faktycznie był „polskim pogromcą czołgów”? Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, iż drużyna, w której działał kapral unieszkodliwiła przynajmniej 2-4 niemieckie czołgi, a sam Dziechciarz samodzielnie zniszczył kolejne dwa. Ogromne zasługi przypisać należy również st. ułanowi Franciszkowi Dziubie, który był wtedy celowniczym armaty przeciwpancernej.

opisu dr Piotra Sadowskiego wyłania się ciekawa hipoteza, według której autorzy powojennych relacji połączyli osiągnięcia Dziechciarza i Dziuby, kreując tym samym jednego bohatera. Nie ulega wątpliwości, iż opór Polaków walczących z niemiecką 2. DPanc. umożliwił zadanie nieprzyjacielowi znaczących strat, a Dziechciarz i Dziuba godnie wykonali swój żołnierski obowiązek. Ich nazwiska zostały jednak zapomniane przez szersze grono miłośników historii. Złożyli największą z możliwych ofiar. Obaj zginęli w bitwie pod Jordanowem, choć okoliczności ich śmierci nie są do końca jasne. Duże zamieszanie w czasie starcia, brak pewnego sprawozdania i mieszające się ze sobą relacje rysują nam ogólny obraz bitwy, w czasie której Polacy za wszelką cenę starali się zatrzymać rozpędzone wojska pancerne przeciwnika. Pomimo dysproporcji sił i środków ludzie tacy jak Dziechciarz i Dziuba (ale nie tylko oni, nie zapominajmy o ich kompanach), zaciekle ostrzeliwali czołgi przeciwnika, notując nadspodziewanie dobre wyniki. Ich ofiarność i hart ducha niech świadczą o zaangażowaniu członków brygady Maczka. Dziechciarz został pośmiertnie odznaczony Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari, stając się tym samym symbolem polskiego „pogromcy czołgów”. O jego kolegach miało być wkrótce głośno za sprawą ich wyczynów na froncie zachodnim.

Fotografia: pluton honorowy 24 Pułku Ułanów w 1935 roku. Źródło: NAC.