Benito Mussolini to postać pełna sprzeczności i kontrowersji, już wśród współczesnych wzbudzająca zachwyt, ale i politowanie. Twórca ruchu faszystowskiego i dyktator Włoch chciał zająć szczególne miejsce w historii, odtwarzając potęgę na wzór antycznego Imperium Rzymskiego. Celu tego nigdy nie udało się mu osiągnąć – odszedł jako człowiek przegrany, skompromitowany i znienawidzony przez Włochów. Jak to możliwe, że z ulubieńca tłumów stoczył się na samo dno? Dlaczego obrócili się przeciwko niemu najwierniejsi towarzysze, w tym mąż jego ukochanej córki, doprowadzając do obalenia duce i jego uwięzienia? Sojusz z Adolfem Hitlerem ostatecznie nie wyszedł Mussoliniemu na dobre, nawet jeśli niemiecki dyktator wielokrotnie wyciągał do niego pomocną dłoń, ratując go z największych opresji. Jak choćby we wrześniu 1943 roku, gdy niemieccy komandosi przybyli do Gran Sasso, by w brawurowej operacji uwolnić włoskiego przywódcę z aresztu…
Droga do upadku
Droga Benito Mussoliniego do władzy to kombinacja splotu sprzyjających okoliczności, słabości przeciwników, ale i efekt niekwestionowanej charyzmy, jaką przyszły dyktator faszystowskich Włoch dysponował. Sprzyjało mu też zwyczajne szczęście. Gdy w 1922 roku przejmował władzę, nie miał za sobą wielomilionowych tłumów i armii, ale trafił w idealny moment słabości monarchii. Kraj pod jego rządami rozwijał się co najmniej nieźle, choć w latach trzydziestych jego potencjał nie dorównywał wygórowanym aspiracjom Mussoliniego. Duce (tak go tytułowano jako przywódcę Włoch) chciał podbojów militarnych, ekspansji, marzył o nowym Imperium Romanum. Nie odczytał jednak sygnałów, jakie spływały z frontów w Afryce Wschodniej, gdzie włoska armia męczyła się z Etiopczykami, a później z Albanii, gdzie Włosi mieli ogromne problemy, by pobić wielokrotnie słabszego przeciwnika. Sojusz z nazistowskimi Niemcami, choć ideologicznie wpisujący się w fundamenty ruchu faszystowskiego, przyniósł Włochom upragnione zwycięstwa, choć zapłacili za niego ogromną cenę. Dopóki Mussolini działał na własnym podwórku, miał przewagę nad przeciwnikami; gdy stanął do równorzędnej batalii z silniejszymi od siebie, nie sprostał trudnemu zadaniu pod względem politycznym i militarnym. Wybuch II wojny światowej i opowiedzenie się Włoch po stronie hitlerowskich Niemiec zmusiły duce, jako przyjaciela i politycznego wspólnika Adolfa Hitlera, do wypowiedzenia wojny Francji i Wielkiej Brytanii. Był to początek końca włoskiej potęgi. Porażki na froncie afrykańskim, coraz gorsza sytuacja w bitwie na Morzu Śródziemnym i ogromne straty na froncie wschodnim sprawiły, iż w kraju narastało zniecierpliwienie i zniechęcenie. Włochom obiecywano imperium, Włosi mieli cieszyć się wielkością. Tymczasem wciąż przegrywali, a sytuacja gospodarcza kraju pogarszała się z dnia na dzień.
Na początku 1943 roku wszystko runęło. Słusznie uważa się, iż to właśnie ten rok i poprzedzające go kilka miesięcy roku 1942 były decydujące dla losów II wojny światowej. To właśnie wtedy skończyło się nieustanne pasmo sukcesów Wehrmachtu – na południu, w Afryce Północnej, alianci właśnie kończyli zwycięską dla siebie kampanię, na wschodzie Armia Czerwona poczynała sobie coraz śmielej, a straty niemieckie wciąż rosły. Walczący ramię w ramię z Niemcami Włosi ponosili porażkę za porażką i nie było widać końca pasma klęsk militarnych spowodowanych nie tylko świetną postawą żołnierzy sił sprzymierzonych, ale i fatalną postawą włoskich jednostek, które nie miały ochoty do walki, a ich zaangażowanie i morale szły w stronę zera. Po druzgocącej klęsce w Afryce Północnej coraz więcej ludzi, którzy do tej pory byli zaufanymi współpracownikami Mussoliniego, zaczęło oddalać się od duce. Uważali oni, iż za niepowodzenia winą należy obciążyć właśnie jego, a złe decyzje personalne i polityczne jedynie przyspieszyły przegraną, która tak naprawdę była efektem nieprzygotowania do długotrwałej i wyczerpującej kampanii wojennej. Szczególną niechęć do duce wzbudziły meldunki z frontu wschodniego , gdzie w tym czasie Armia Czerwona rozbijała kolejne jednostki przeciwnika i szykowała się do przeciwnatarcia. Dotychczasowi sojusznicy Mussoliniego, do niedawna wspierający go bezgranicznie, zdecydowali się rozpocząć regularną rewoltę. Zawiązali spisek, który miał na celu obalenie reżimu Mussoliniego i doprowadzenie do separatystycznego pokoju z aliantami zachodnimi, co położyłoby kres krwawej wojnie z udziałem Włoch.
Hitler i Mussolini – rozmowy żywych trupów
Z końcem 1942 roku otoczenie Mussoliniego zauważyło znaczną zmianę w jego zachowaniu i wyglądzie. Duce zawsze chciał sprawiać wrażenie obeznanego ze wszystkimi aspektami (mimo iż był dyletantem w niektórych dziedzinach) spraw politycznych i wojskowych, szczycił się swoją inteligencją i znakomitą pamięcią. Nagle jednak Mussolini postarzał się jakby o kilka lat, na jego twarzy odmalował się wysiłek spowodowany prowadzeniem długotrwałej wojny, a jego umysł nie był już tak przenikliwy jak kiedyś. Nawet Galeazzo Ciano, mąż Eddy Mussolini, ukochanej córki dyktatora, został odseparowany od teścia, choć do tej pory współdecydował z duce o losach państwa i znajdował się w kręgu jego najbliższych współpracowników. I choć Mussolini starał się wtrącać do wszystkiego, jak dawniej, i wymagał bezwzględnego posłuszeństwa wśród podwładnych, coraz częściej po prostu go oszukiwano.
Był 7 kwietnia 1943 roku. Mussolini przybył do zamku Klessheim, gdzie miał spotkać się z Adolfem Hitlerem i omówić coraz gorszy rozwój sytuacji na frontach. Jak zwykle podczas rozmów Hitlera i Mussoliniego, ten drugi usunął się w cień. Hitler dominował – trzymał w dłoni wszystko, na czym zależało Mussoliniemu, w tym armię włoską i sprzęt, jakiego brakowało Włochom. Był zręczniejszym politykiem, udanie wykorzystywał swoje atuty, w tym naturalną charyzmą. Tej nie brakowało i Mussoliniemu, ale w starciu z Hitlerem zamykał się w sobie i nie potrafił tak sprawnie bronić swojego zdania. Przeszkodą była również bariera językowa. Wspólne posiedzenia odbywały się po niemiecku, a Mussolini nie zawsze do końca rozumiał to, co mówi do niego Hitler. Włoch nie używał tłumacza, zdając się na własne umiejętności, ale momentami płynna niemiecczyzna przerastała jego możliwości. I tym razem duce osiągnął niewiele, przede wszystkim słuchając tego, co mówił mu niemiecki sojusznik. Obserwatorzy spotkania określili rozmówców mianem dwóch trupów, nawiązując do zmian w wyglądzie obu przywódców.
10 lipca nastąpił zmasowany atak alianckich wojsk na Sycylii . Żołnierze sił sprzymierzonych szybko opanowali wyspę, przymierzając się do kolejnej wielkiej ofensywy, której celem miał być Rzym. Choć do tak odległego punktu na Półwyspie Apenińskim alianci nie mogli dojść w ciągu kilku dni, Włosi zaczęli panikować. 19 lipca o godzinie 9.00 w Treviso wylądował samolot Hitlera. Po pospiesznym powitaniu przywódcy Państw Osi udali się na rozmowy. Nie trwały one długo. Włosi byli rozczarowani, gdyż szykowali się na wizytę sojusznika, sporo inwestując w przygotowania. Mussolini znowu pokornie słuchał Hitlera, który nawet z nim nie rozmawiał. Prowadził monolog – pełen ekspresji i żywiołowych wtrąceń. Duce, jak to wcześniej bywało, nie wszystko zrozumiał i nie miał odwagi w ogóle się odezwać. Ku zgrozie wojskowych, a przede wszystkim gen. Vittorio Ambrosio, szefa sztabu włoskiej armii.
O 13.00 nastąpiła przerwa. Mussolini został otoczony kordonem wojskowych, którzy próbowali przekonać go do bardziej aktywnej postawy, a przede wszystkim do sprzeciwu wobec oskarżeń kierowanych przez Hitlera pod adresem narodu włoskiego. Przerażony Mussolini wciąż nie reagował. Hitler naobiecywał mu niemożliwych do zrealizowania rzeczy, a duce nie śmiał pytać o szczegóły, zwracając jedynie uwagę Wilhelma Keitla , iż prosi o nadesłanie sprzętu niezbędnego do obrony Półwyspu Apenińskiego. Gen. Ambrosio był załamany, a jego samopoczucie pogorszyła krótka wypowiedź duce, który stwierdził, iż tym razem Hitler mówił szczerze… Całość skończył słowami: „Oczywiście, nasze wymagania muszą być rozsądne, a nie astronomiczne”. To przelało czarę goryczy. Każdy, kto choć trochę znał się na polityce, był pewien, iż koniec Mussoliniego musi nastąpić jak najszybciej, jeśli Włosi chcieli w ogóle mieć co ratować.
Spiskowcy w Rzymie
Gen. Ambrosio nie był odosobniony w swym sprzeciwie wobec polityki duce. Miał silnego sojusznika w postaci hr. Dino Grandiego, który kiedyś był jednym z zaufanych Mussoliniego, by stopniowo tracić wpływy. Zasiadał jednak w Wielkiej Radzie Faszystowskiej, organie formalnie odpowiedzialnym za współkształtowanie polityki Włoch, w praktyce zmarginalizowanym przez Mussoliniego. Poza tym po stronie „spiskowców” stali hr. Galeazzo Ciano (zięć Mussoliniego i były minister spraw zagranicznych), Dino Alfieri (ambasador Włoch w Berlinie) czy Giuseppe Bottai. Grandi, który na początku wojny zdecydowanie sprzeciwiał się przystąpieniu Włoch do konfliktu, postanowił doprowadzić do obalenia reżimu Mussoliniego. Miał przekonanie, iż król Wiktor Emanuel III popiera jego działania. Monarcha, mimo iż nie wtrącał się do polityki duce, wciąż cieszył się sporym autorytetem, a duce był gotów przynajmniej wysłuchać króla. Głos Wiktora Emanuela mógł się okazać decydujący w przypadku otwartej konfrontacji z Mussolinim.
Gen. Ambrosio, po powrocie ze spotkania z Niemcami, udał się na rozmowę do króla. Ustalono wówczas, że duce nie może dłużej sprawować swoich obowiązków i wyznaczono datę jego uwięzienia na 26 lipca. W tym samym dniu zaplanowano wizytę duce u Wiktora Emanuela III. Panowie spotykali się na cotygodniowych audiencjach, podczas których omawiano bieżące sprawy polityczne i militarne.
W połowie lipca (jeszcze przed spotkaniem z Hitlerem) stało się coś, co przesądziło los dyktatora. Mussolini, aby wzmocnić poparcie, które, jak mniemał, przeżywało jedynie drobny kryzys, zwołał posiedzenie Wielkiej Rady Faszystowskiej. Zagrał va banque, oczekując swego rodzaju wotum zaufania. Nie spodziewał się, że wyrosła mu silna opozycja wewnątrz samej Rady, choć miał świadomość, iż Grandi zbierał podpisy pod petycją, dzięki której władza znowu miała przejść w ręce króla. Być może dlatego Mussolini nalegał na jak najszybsze zwołanie Wielkiej Rady, obawiając się, że spisek może zatoczyć szersze kręgi. Początek spotkania wyznaczono na godz. 17.00 24 lipca. Próba sił miała być idealnym rozwiązaniem dla Mussoliniego. Dyktator Włoch chciał udowodnić, jak wielkim poparciem wciąż się cieszy. Nie pierwszy raz mocno się przeliczył.
Spotkanie Wielkiej Rady Faszystowskiej
O 17.00 rozpoczęło się długo wyczekiwane przez przeciwników Mussoliniego zebranie. Spiskowcy byli dobrze przygotowani do rozmów – nie tylko merytorycznie. Grandi przyniósł ze sobą dwa granaty, Bottai jeden. Część członków Rady przyszła uzbrojona, bojąc się, iż Mussolini nakaże ich aresztować. Chcieli się bronić, a w ostateczności popełnić samobójstwo.
Duce otworzył posiedzenie dwugodzinną przemową. Następnie przemawiali Grandi i Ciano. Ten pierwszy wygłosił płomienne przemówienie, jednoznacznie obwiniając Mussoliniego za wciągnięcie Włoch w wojnę i fatalną sytuację polityczną i militarną kraju. Ten drugi nie chciał wypowiadać się w ostrych słowach i nie obwiniał teścia wprost. Mimo to Mussolini fatalnie przyjął wypowiedź Ciano – już zawoalowana krytyka była dla niego znakiem zdrady. Nastąpiła przerwa, podczas której spiskowcy przygotowywali listę oskarżeń pod adresem Mussoliniego i plan działania. Ciano podpisał rezolucję Grandiego, mimo iż jej autor zdecydowanie mu to odradzał. Po przerwie ponownie przemówił duce. Następnie przeprowadzono głosowanie nad losem Mussoliniego. Aż dziewiętnastu członków Rady było za pozbawieniem go władzy, tylko siedmiu poparło dyktatora (dwóch wstrzymało się od głosu). Posiedzenie skończyło się o 3.00 25 lipca. Wszyscy rozjechali się do domów, oczekując na ostateczne rozstrzygnięcie problemu przez Wiktora Emanuela III. To właśnie król miał podjąć decyzję o ewentualnej dymisji Mussoliniego.
25 lipca duce udał się do monarchy. Był wciąż pewny siebie, licząc na wsparcie Wiktora Emanuela. I w tym wypadku jego kalkulacje nie sprawdziły się. Król przekazał Mussoliniemu, iż przyjmuje jego dymisję, a urząd premiera nowopowstałego rządu oddaje w ręce Pietro Badoglio . Po chłodnym pożegnaniu duce został aresztowany, choć zagwarantowano mu osobiste bezpieczeństwo – miał pozostawać w zamknięciu, ale nie groziło mu rozstrzelanie. Pierwszy tydzień aresztu spędził na wyspie Ponza, następnie przeniesiono go na wyspę La Maddalena. Nie mógł tam jednak pozostać – ze względów bezpieczeństwa wywieziono go ponownie. Włosi obawiali się, iż Niemcy będą naciskać na Badoglio, by ten uwolnił duce. Brano także pod uwagę, że mogą spróbować uwolnić Mussoliniego siłą. Nawet jeśli taka operacja byłaby trudna do przeprowadzenia.
Szalona operacja niemieckich komandosów
Otto Skorzeny nie wiedział, po co został zaproszony do kwatery Führera. Nie wiedział też, co może oznaczać to spotkanie. Dopiero na miejscu został poinformowany, jakie tym razem zostanie mu zlecone zadanie. Skorzeny był zauroczony rozmową z przywódcą III Rzeszy – wcześniej nie dostąpił tak wielkiego zaszczytu, a teraz miał zrealizować śmiały plan uwolnienia Benito Mussoliniego z rąk jego włoskich przeciwników politycznych. Hitler zlecił mu objęcie dowództwa nad oddziałem komandosów, którzy mieli odbić duce z więzienia.
Zadanie nie było łatwe – do Niemiec dopiero spływały pierwsze informacje na temat przewrotu, nie było także znane miejsce, w którym Mussolini będzie przetrzymywany. Spotkanie w kwaterze Hitlera odbyło się już 26 lipca, a więc ledwie dzień po uwięzieniu Mussoliniego. W kolejnych tygodniach Włosi kilkukrotnie zmieniali miejsce przetrzymywania dyktatora. Do hotelu Campo Imperatora w masywie Gran Sasso d’Italia trafił dopiero 27 sierpnia. Powstałe tam budynki miały być zaczątkiem kompleksu hotelowego budowanego… na cześć Mussoliniego. Duce faktycznie tam trafił, tyle że w charakterze więźnia.
Skorzeny został oddelegowany do Luftwaffe. Dowództwo nad skomplikowaną misją wymagającą współdziałania sił specjalnych i lotnictwa miał objąć gen. Kurt Student. W trakcie wspólnej narady omówiono pierwszą koncepcję operacji, której nadano kryptonim „Eiche”. Student i Skorzeny byli doświadczonymi żołnierzami i dobrze wiedzieli, iż w przypadku powodzenia misji czekają ich ogromne zaszczyty i osobista wdzięczność Hitlera. Być może dlatego ich współpraca od początku układała się przeciętnie. Każdy z nich liczył na możliwość samodzielnego odbicia Mussoliniego i przywiezienia go bezpiecznie na terytorium III Rzeszy.
28 lipca sprzęt wraz z komandosami został przetransportowany do Włoch. Miejsce pobytu Mussoliniego wciąż nie było Niemcom znane. Włosi doskonale zdawali sobie sprawę z możliwości zorganizowania przez Niemców próby odbicia duce. Wybrali zatem najprostsze z możliwych rozwiązań – nieustannie zmieniali miejsce uwięzienia Mussoliniego, przenosząc go w taki sposób, aby nikt nie wykrył, gdzie obecnie się on znajduje. Do jego pilnowania oddelegowano pokaźne siły liczące ponad 100 osób. Niemcom udało się przechwycić jedną z włoskich depesz, z których wynikało, iż Mussolini może znajdować się gdzieś w masywie Abruzzów. Informacja ta została następnie zweryfikowana.
8 września 1943 roku Skorzeny i jego zastępca Karl Radl wystartowali do lotu, którego celem było sfotografowanie miejsca rzekomego pobytu Mussoliniego. Ich Heinkel He 111 był wyposażony w aparat pozwalający na robienie zdjęć z dużej odległości. Początkowo nie mieli szczęścia. Ze względu na niską temperaturę aparat przestał działać. Skorzeny i Radl wykorzystali inny sprzęt, przy czym musieli robić zdjęcia manualnie, wychylając się przez mały właz. Ostatecznie wrócili do bazy z fotografiami, przeżywając jeszcze chwile grozy, gdy niezauważeni mijali wrogie myśliwce. Alianci nie spostrzegli samotnej maszyny.
12 września zaplanowano rajd komandosów na Gran Sasso. Skorzeny podchodził do pomysłu nieco sceptycznie. Planowanie było przyspieszone, nie wszystkie punkty zostały rozpoznane, a wiele spraw pozostawało nierozwiązanych. Przygotował trzy możliwości odwrotu, obawiając się zaciętych walk z włoskimi karabinierami kierowanymi przez Giuseppe Gueliego.
Szybowce DFS 230 holowane przez Heinkle wystartowały z lotniska Practica di Mare o godzinie 13:00 i skierowały się w stronę masywu Gran Sasso. Tego samego dnia o świcie wyruszyła inna grupa, dowodzona przez majora Mossa. Jej zadaniem było zajęcie kolejki górskiej prowadzącej do Campo Imperatore, która umożliwiłaby bezpieczny powrót żołnierzy Skorzenego i Studenta. Lądowanie na małej łące obok hotelu, więzieniu duce, miało się odbyć o godzinie 14:00. Samoloty sformowane były w trzy grupy, z których drugą stanowili komandosi Skorzenego. Gdy zbliżali się do masywu, jego grupa wysforowała się naprzód. Łąka, na której lądowali, z bliska wydawała się być w jeszcze gorszym stanie, niż to wcześniej przewidywano. Pilotom udało się jednak bezpiecznie sprowadzić maszyny na ziemię. Dzięki sprytowi dowódcy jako pierwsza lądowała na wyznaczonym miejscu grupa Skorzenego. Komandosi ruszyli przed siebie, szukając miejsca, w którym mógł przebywać duce. Szybka akcja uniemożliwiła obronę zdezorientowanym Włochom. Niemcy bez problemów poradzili sobie z kiepsko wyszkolonymi i zaskoczonymi obrońcami, a sam Skorzeny uwolnił duce, odnajdując go w labiryncie pomieszczeń. Kolejka, którą mieli opanować Moss i jego ludzie została zdobyta, jednak lotnisko, z którego miał później wystartować duce – nie. Pierwotnie planowana, najprostsza droga odwrotu została odcięta. Pozostawały jeszcze dwie ewentualności. Skorzeny chciał wykorzystać samolot Fieseler Storch, ale ten został uszkodzony w czasie akcji.
Trzecia ewentualność była najbardziej ryzykowna. Drugi ze Storchów krążył nad wzniesieniem, a kierował nim kapitan Gerlach. Wprawdzie Gerlach był świetnym pilotem, lecz zadanie, jakie mu przydzielono, wydawało się praktycznie niewykonalne. Łąka, na której kapitan posadził samolot i z której mieli startować, była zasłana wrakami maszyn. Z pomocą Włochów, drżących o własne życie, udało się ją Niemcom nieco uprzątnąć. Drugi problem stanowiła długość wyboistej powierzchni przymusowo zamienionej na pas startowy. Tego już zmienić się nie dało. Skorzeny postanowił jednak zaryzykować, postawił wszystko na jedną kartę i razem z Gerlachem i Mussolinim wsiadł do samolotu. Zwalisty dowódca był potężnym obciążeniem dla niewielkiego samolotu. Po starcie pilot miał spróbować wykorzystać efekt katapulty (żołnierze trzymali samolot, aby osiągnąć większą prędkość startową), lecz na niewiele się to zdało. „Lotnisko” szybko się skończyło i samolot zaczął gwałtownie opadać. Gerlach opanował jednak Storcha i bezpiecznie doprowadził go do Practica di Mare. Stamtąd Mussolini i Skorzeny polecieli Heinklem He 111 do Wiednia, a następnie do Hitlera. 14 września duce był już w Wilczym Szańcu.
Führer, w dowód wdzięczności, odznaczył Skorzenego Krzyżem Rycerskim i awansował do stopnia SS-Stürmbannführera. Wielka kariera Skorzenego dopiero się rozpoczynała. Wkrótce miał dać o sobie znać aliantom obradującym w Teheranie, gdzie podobno planował porwanie prezydenta Franklina Delano Roosevelta. W grudniu 1944 roku buszował w Ardenach, siejąc spustoszenie na tyłach alianckich wojsk.
Mussolini wolny, Włochy zniewolone
Na froncie włoskim sporo zdążyło się zmienić. Badoglio zdołał doprowadzić do separatystycznego pokoju między Włochami i aliantami. Dokumenty sygnowano w w Cassible 3 września 1943 roku. Informację o podpisaniu dokumentu przez obie strony podano do wiadomości publicznej dopiero 8 września. Półwysep Apeniński został podzielony na dwie części: południową, w której umacniali się Amerykanie i Brytyjczycy, oraz północną część, gdzie wkroczyły jednostki niemieckie. Adolf Hitler liczył, iż na północy uda się mu zmobilizować zwolenników Mussoliniego, by wsparli siły Osi w walkach przeciwko aliantom. Poplecznicy duce wciąż stanowili znaczącą siłę militarną. Mussolini ogłosił z Kętrzyna swój powrót do władzy i utworzenie marionetkowej – zależnej od Niemiec – Włoskiej Republiki Socjalnej na terenie północnych Włoch. W przemówieniu radiowym do narodu nawoływał do ukarania uczestników spisku, nie mówiąc nic o swojej roli w doprowadzeniu Włoch do klęski. Wciąż kreował się na bohatera. Miał nadzieję na powrót do Rzymu, jednak wobec siły przeciwników politycznych Niemcy woleli zakwaterować go w Gargnano nad jeziorem Garda, skąd miał dowodzić podległymi mu ludźmi i stać na czele marionetkowego państwa.
Do rozwiązania pozostawała jeszcze sprawa zdrajców, którzy w lipcu pozbawili go władzy. Nie wszystkich udało się pojmać. Ostatecznie pięciu członków Wielkiej Rady, którzy zagłosowali przeciwko Mussoliniemu, stanęło przed sądem. Jedynym wyrokiem mogła być kara śmierci. Szczególnym przypadkiem był hr. Galeazzo Ciano, zięć Mussoliniego. Pod wpływem nacisków Niemców i żony Rachele duce postanowił się zemścić na mężu swojej ulubionej córki. Ciano został rozstrzelany. Egzekucja piątki wrogów politycznych Mussoliniego przeprowadzona została 11 stycznia 1944 roku. Wszystko sfilmowano, a duce miał zapewne okazję do niejednokrotnego obejrzenia makabrycznego widowiska. Makabrycznego tym bardziej, iż trzeba było aż trzech salw, aby uśmiercić więźniów. Czyżby Włosi Mussoliniego nie potrafili strzelać nawet do bezbronnych i nieruchomych skazańców? Kres rządów Mussoliniego także się zbliżał. Zmiany w wyglądzie przywódcy Republiki Salo z każdym dniem były bardziej widoczne. Obserwatorzy zauważyli, iż był on wylękniony i jakby postarzał się o kolejne kilka lat.
Po ucieczce z Campo Imperatore duce próbował nadrobić stracony czas. Zaczął od przeglądu doniesień prasowych, które były szczególnie niekorzystne. Po raz pierwszy musiał się skonfrontować z niechęcią własnego społeczeństwa. Ten bolesny cios rujnował psychikę duce, który zawsze starał się dbać o medialny wizerunek przywódcy i ojca narodu włoskiego. Dodatkowo irytował go niezbyt estetyczny wygląd, wobec czego zakazywał umieszczania własnych zdjęć w gazetach. Marionetkowa Republika Socjalna był państwem słabym, pozbawionym większego znaczenia. Brakowało armii, doświadczonych dowódców i zaangażowania do dalszej walki. A południowe Włochy z radością witały wyzwolicieli alianckich, którzy nieśli ze sobą długo oczekiwany pokój. Ba, na terenie Republiki działały aktywnie bojówki partyzantów dowodzonych przez tzw. Korpus Wolontariuszy Wolności.
9 kwietnia 1945 roku alianci rozpoczęli ostateczne uderzenie. Zmasowany atak wojsk sił sprzymierzonych, w tym II Korpusu Polskiego, doprowadził do wybuchu powstania antyniemieckiego na terenie północnych Włoch. W końcowych miesiącach życia Mussolini ogłaszał walkę do ostatniego żołnierza. Niewielu Włochów miało jeszcze chęć, by bić się za skompromitowanego dyktatora. 18 kwietnia duce wyjechał z Gargnano do Mediolanu, obawiając się ataku sił powstańczych. 25 kwietnia przybył do siedziby arcybiskupa Mediolanu, gdzie otrzymał wiadomość od partyzantów, którzy obiecywali uczciwy proces w zamian za natychmiastową kapitulację. Początkowo duce miał przystać na propozycję poddania się, jednak nagle zmienił decyzję i postanowił wyjechać z Mediolanu. Zapewne podejrzewał, iż zostanie stracony przez Komitet Wyzwolenia. Po południu dołączył do grupki niemieckich żołnierzy i w przebraniu usiłował przekroczyć granicę włosko-austriacką. 27 kwietnia kolumnę zatrzymali żołnierze 52. Brygady Międzynarodowej. Zażądano wydania Włochów. Według jednej wersji wśród Niemców rozpoznano Mussoliniego, według innej – duce został wydany przez otoczenie.
Mussolini został uwięziony w ratuszu w Dongo. Następnie przeniesiono go do Germasino. 28 kwietnia wyruszono w dalszą drogą, a do grupy dołączyła Clara Petacci, jego wieloletnia kochanka, która najwyraźniej chciała z nim dzielić ostatnie chwile życia. Musiała bowiem zdawać sobie sprawę z zagrożenia. Partyzanci dowiedzieli się, iż Amerykanie wkroczyli do Como, dlatego postanowili rozwiązać problem duce samodzielnie. Nie ufali alianckim sądom. Istniało bowiem uzasadnione przekonanie, iż duce zostanie potraktowany pobłażliwe, a alianci nie zdecydują się na wyrok śmierci. Pułkownik Valerio, dowódca żandarmerii w Korpusie Wolności, nakazał wyprowadzić Mussoliniego i Clarę. Po chwili obydwoje zostali rozstrzelani. 29 kwietnia ciała kochanków zostały przewiezione do Mediolanu, gdzie powieszono je za nogi na placu Loreto. Jeden z najsłynniejszych dyktatorów XX wieku, któremu marzyła się miłość tłumów i odrodzenie włoskiej potęgi, odchodził znienawidzony.
Zdjęcie tytułowe: Benito Mussolini. Źródło zdjęcia: NAC.