W okresie międzywojennym w Związku Radzieckim przeprowadzano tzw. „traktoryzację” – czyli produkowano tysiące traktorów, których później używano w rolnictwie (a zwłaszcza kołchozach). Miały one podnieść wydajność gospodarki rolnej oraz unowocześnić sowiecką wieś, a pomysł masowej produkcji traktorów pochodził bezpośrednio od Lenina. W praktyce „traktoryzacja” ZSRR miała także drugą stronę, ponieważ traktory doskonale nadawały się także do celów wojskowych – jako ciągniki artyleryjskie i pojazdy transportowe. Szybko ich produkcją zainteresował się zatem wywiad wojskowy II Rzeczypospolitej, który słusznie przewidział szerokie zastosowanie sowieckich traktorów w Armii Czerwonej.
Traktoryzacja ZSRR w ocenie polskiego wywiadu
Uwagę na traktory w ZSRR polski wywiad zwrócił już w 1923 roku. Wówczas Sowieci zaczęli wydawać bardzo dużo funduszy na zakup traktorów zagranicznych z Niemiec, Włoch, Szwecji i USA. Początkowo była to główna droga „traktoryzacji”, a celem zakupów była także chęć zapoznania się z zachodnią technologią. W efekcie tego już wkrótce Sowieci zaczęli zatem produkować własne traktory, które wytwarzane coraz bardziej masowo zastępowały pojazdy importowane z Zachodu.
W latach 1925-1926 ilość traktorów w ZSRR zwiększyła się z kilku do ponad 20 tysięcy. Ilość ta zaczęła jeszcze bardziej rosnąć w latach 30-tych, ponieważ Sowieci inwestowali w duże fabryki traktorów (notabene produkujące często także czołgi). Według Polaków najważniejsza z nich była Charkowska Fabryka Traktorów. Istotnym momentem stało się także wprowadzenie do masowej produkcji nowych sowieckich traktorów typu „Kommunar” i „Komintern”. Zwłaszcza ten drugi, o mocy 130 KM i szybkości maksymalnej 30 km/h, wyjątkowo nadawał się do potrzeb wojskowych. Traktory te zostały zatem wprowadzone do Armii Czerwonej jako ciągniki artyleryjskie, a ich produkcja osiągnęła bardzo dużą skalę. Przykładowo, w pierwszym półroczu 1933 r. w samej Charkowskiej Fabryce Traktorów wyprodukowano ponad 13 tysięcy „Kommunarów” i „Kominternów”.
Tak masowa produkcja traktorów zwiększyła możliwości Armii Czerwonej – a zwłaszcza mobilność jej artylerii. Pozwoliła także częściowo rozwiązać problem niewystarczającej ilości koni oraz umożliwiła przeszkolenie techniczne wybranych żołnierzy i mieszkańców zacofanych technologicznie sowieckich wsi.
Imponująca ilość, kiepska jakość
Ten sukces był jednak tylko częściowy. Sowieckie traktory wyglądały bowiem w teorii znacznie bardziej imponująco, niż funkcjonowały w rzeczywistości. Były to bowiem pojazdy produkowane masowo i tanio – wobec czego często się psuły a ich możliwości były ograniczone przez brak odpowiednich dróg, części zamiennych i stacji naprawczych. Ponadto, mimo organizowanych szkoleń i kursów umiejętności techniczne mieszkańców sowieckich wsi nie należały do zbyt wysokich. Traktory – na co dzień służące głównie w rolnictwie – były często niewłaściwie używane a nawet wyrzucane przy mniejszych usterkach. Władze radzieckie musiały nawet wprowadzić zarządzenie, w myśl którego traktory mogły być złomowane dopiero za zgodą specjalnych komisji. Krążyła nawet opinia – którą odnotował również polski wywiad – że traktory sowieckie są zdatne do użytku jedynie przez rok.
Podsumowując można uznać, że przy „traktoryzacji” postanowiono na ilość a nie jakość – co było zresztą dość typowe dla ZSRR. Efektem tego stało się wyprodukowanie bardzo wielu traktorów (de facto także ciągników artyleryjskich) których jakość i sposób użycia pozostawiały jednak dużo do życzenia. Braki te wyszły na jaw w przyszłości, zwłaszcza podczas niemieckiej inwazji na ZSRR z czerwca 1941 roku.
Bibliografia: A. Smoliński, „Armia Czerwona oraz sowiecki potencjał militarny z lat dwudziestych i trzydziestych XX w. w dokumentach Oddziału II Sztabu Głównego Wojska Polskiego. Przyczynek do dziejów i efektywności wywiadu wojskowego II Rzeczypospolitej” [w:] „Studia nad wywiadem i kontrwywiadem Polski w XX wieku Tom 3”, pod red. W. Skóry i P. Skubisza.
Fotografia tytułowa: sowiecki traktor/ciągnik artyleryjski „Komintern” na zdjęciu z 1935 roku. Źródło: Wikimedia, domena publiczna.
Marek Korczyk