Liga Morska i Kolonialna – czy Polska mogła mieć kolonie?

W 1930 roku działająca w II Rzeczypospolitej Liga Morska i Rzeczna zmieniła nazwę na Ligę Morską i Kolonialną. Nie była to przypadkowa decyzja – jednym z głównych celów Ligi stały się próby uzyskania dla Polski terytoriów zamorskich, czyli kolonii. W okresie międzywojnia w Polsce żywe były nadzieje, że uda się dołączyć do grona mocarstw kolonialnych. I nie były to nadzieje popularne tylko wśród elit – w czerwcu 1939 roku prawie milion obywateli polskich należało do Ligi Morskiej i Kolonialnej. Czy jednak tego typu inicjatywa miała jakiekolwiek szanse powodzenia? Teoretycznie tak, w praktyce jednak dążenia  Ligi – cytując Józefa Becka – można dziś uznać za „fantastyczne”, a więc oderwane od rzeczywistości.

„Spadek” po Cesarstwie Niemieckim

Po zakończeniu Wielkiej Wojny w 1918 roku zwycięskie kraje ententy dzieliły się terytoriami stanowiącymi wcześniej kolonie przegranego Cesarstwa Niemieckiego. Wówczas zaistniała szansa – bardziej teoretyczna niż praktyczna – że także odrodzona Polska otrzyma jakiś skrawek niemieckiego imperium kolonialnego. Już w 1918 roku założono Polskie Towarzystwo Kolonialne popularyzujące wśród Polaków tematykę terytoriów zamorskich. W marcu 1919 roku w Sejmie poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego, Tomasz Dąbal, wystąpił z inicjatywą przyznania Polsce części kolonii poniemieckich. W tym samym czasie na konferencji pokojowej w Paryżu za takim rozwiązaniem opowiadali się Kazimierz Warchałowski, prof. Józef Dybowski, mjr Leon Bujowski oraz Kazimierz Głuchowski.

Polskie aspiracje kolonialne nie były jednak zgodne z interesami ani Francji, ani tym bardziej Wielkiej Brytanii. Dla Brytyjczyków rozbicie niemieckiego imperium kolonialnego stanowiło jeden z celów Wielkiej Wojny. Został on osiągnięty, niemniej jednak nie bez trudności. Choć już w 1914 roku Brytyjczycy zdobyli większość kolonii niemieckich: Togo, podległe Cesarstwu Niemieckiemu archipelagi na Pacyfiku, część Nowej Gwinei, Kaiu-czou – Tsingtao (niemiecką bazę w Chinach); to jednak ich ofensywa „utknęła” w Afryce. Na drodze do realizacji brytyjskiego celu stanęła bowiem najsilniejsza kolonia Cesarstwa – Niemiecka Afryka Wschodnia (niem. Deutsch-Ostafrika), potocznie nazywana Tanganiką. Wojska tej kolonii były dobrze zorganizowane, a ich dowódcą był Paul von Lettow-Vorbeck – jeden z najlepszych dowódców całej Wielkiej Wojny. Dlatego też pierwsze brytyjskie uderzenie na Niemiecką Afrykę Wschodnią – przeprowadzone już w listopadzie 1914 roku – zakończyło się klęską i masakrą oddziału ekspedycyjnego. Na tym jednak się nie skończyło – oddziały Lettow-Vorbecka przez cztery lata prowadziły walkę z oddziałami ententy w całej Afryce Wschodniej. Skapitulowały dopiero 25 listopada 1918 roku, dwa tygodnie po zakończeniu wojny w Europie. W takiej sytuacji trudno było oczekiwać, aby Londyn zgodził się na odstąpienie choćby małego kawałka poniemieckich kolonii Polakom. Francja z kolei nie przejawiała zainteresowania tą kwestią, koncentrując się bardziej na sprawach własnych kolonii. Także Stany Zjednoczone, ze swoją klasycznie antykolonialną polityką, nie mogły wesprzeć dążeń Polaków. Dla innych krajów ententy – np. Włoch – aspiracje kolonialne Polski były zbyt odległe, aby się nimi zainteresować. Polska zatem ostatecznie nie otrzymała żadnego skrawka poniemieckich kolonii.

„Czarnoskóry żołnierz” (w rzeczywistości pomalowany Polak) idący w pokazowym pochodzie Ligi Morskiej i Kolonialnej w Toruniu w 1939 roku. Jest uzbrojony w karabin Mauser wz. 1898 oraz posiada konieczny dla niego pas z ładownicami. Jego umundurowanie nawiązuje do askarysów – czyli formacji tubylczych tworzonych przez mocarstwa kolonialne w Afryce. Wyjątkową sławę zdobyli zwłaszcza askarysi Cesarstwa Niemieckiego, walczący pod dowództwem Paula von Lettow-Vorbecka podczas I wojny światowej. Pokaz ten miał na celu wykazanie koncepcji jak wyglądałyby oddziały polskie w ewentualnej, przyszłej kolonii (NAC).

Być może wpływ na to niepowodzenie miał fakt, że wśród samych Polaków tematyka kolonialna była obca, a dla elit politycznych stanowiło to zagadnienie marginalne. Wobec takich wyzwań jak potrzeba odbudowy odrodzonego kraju, obrona go przed agresją bolszewicką, wywalczenie odpowiednich granic sprawy kolonialne naturalną koleją rzeczy uznawano za mniej istotne.

Liga Morska i Rzeczna

Plany uzyskania dla Polski kolonii nie zakończyły się jednak wraz z podpisaniem traktatu wersalskiego. Były nieustannie żywe i koncentrowały się głownie w Lidze Morskiej i Rzecznej, powstałej w 1924 roku z inicjatywy gen. Mariusza Zaruskiego. Jej głównym zadaniem było propagowanie w społeczeństwie polskim tematyki morskiej. Wiązało się to nie tylko z promowaniem tematu kolonii, ale i wzmacnianiem poczucia konieczności rozwoju marynarki wojennej. Przypomnijmy, iż po zakończeniu I wojny światowej Polska uzyskała dostęp do Morza Bałtyckiego, co pociągało za sobą ambitne plany rozwoju floty wojennej i handlowej.

Wspomniany już Kazimierz Głuchowski – służący jako konsul w Brazylii – opracował polski program kolonialny. Uzasadniał on, że ze względu na falę emigracyjną oraz kwestie gospodarcze Polska ma prawo do posiadania kolonii. Potencjalnym terenem miał być, podobnie jak wcześniej, jakiś kawałek byłego imperium kolonialnego Niemiec. Gdyby jednak uzyskanie pełnoprawnej kolonii było niemożliwie, to Polska powinna się starać o współpracę z jednym z mocarstw kolonialnych w Afryce – na zasadzie kondominium. W tym kontekście Głuchowski proponował francuski Madagaskar. Pewne rozwiązanie dla Głuchowskiego stanowiła także współpraca z Portugalią na jej przynależnych terenach kolonialnych.

Fotografia przedstawia transparent z hasłem „Gdynia dowodem mocarstwowej dojrzałości” niesiony podczas pochodu Ligi Morskiej i Kolonialnej w Toruniu w 1939 roku. Głównym warunkiem otrzymania kolonii było uznanie, że dany kraj jest mocarstwem. Bez tego nie można było mówić o terytoriach zamorskich. Dlatego głównym celem tego transparentu jest ogłoszenie, że Polska osiągnęła „mocarstwową dojrzałość” – czyli jest już mocarstwem i należą się jej kolonie zamorskie (NAC).

Wojciech Rodak w materiale dla „Nasza Historia” odnotował, z jakim zacięciem Głuchowski inwestował w nowe relacje, wspierając potencjalną ekspansję Ligi Morskiej i Rzecznej poprzez międzynarodowe ekspedycje do krajów wówczas wybitnie egzotycznych:

Angola nadaje się do kolonizacji rolnej i osadnictwa polskiego, a czynniki miejscowe są skłonne do szeregu ułatwień dla akcji polskiej – ogłosił radosną nowinę po powrocie do kraju z Lizbony, w maju 1928 r., Kazimierz Głuchowski, prezes Związku Pionierów Kolonialnych (ZPK). Ta nowo utworzona organizacja stawiała sobie za cel uzyskanie terenów w Afryce lub Ameryce Łacińskiej, które mogłyby stać się terenem ekspansji osadników z Polski. Pierwszym krajem, wytypowanym jako potencjalnie najlepszy dla kolonów znad Wisły, była należąca do Portugalii Angola. Przychylna reakcja oficjeli z Lizbony, przywieziona przez Głuchowskiego, spowodowała wysłanie do Afryki ekspedycji naukowej zorganizowanej z pomocą Ligi Morskiej i Rzecznej (tak przed 1930 r. nazywała się LMiK). Miała ona przeprowadzić rekonesans dotyczący angolańskich warunków życia.

Ponadto do Ligi Morskiej i Rzecznej należało wielu wojskowych, wśród których kluczową rolę pełnili wiceadm. Kazimierz Porębski oraz gen. Roman Górecki. W związku z tym obok politycznego programu kolonialnego pojawiły się dążenia wojskowe, np. opowiadano się za rozbudową silnej Marynarki Wojennej. Upowszechniano także morskie wychowanie młodzieży polskiej, które mogłoby być przydatne nie tylko dla planów kolonialnych, lecz także dla ewentualnej służby na okrętach wojennych.

Liga Morska i Kolonialna

W 1930 roku Liga Morska i Rzeczna przekształciła się w Ligę Morską i Kolonialną. Warto odnotować, iż już w samej nazwie zawarto globalne aspiracje II RP, choć ostatecznie nie sprowadzały się one wyłącznie do kwestii kolonii. Prezesem organizacji został gen. Gustaw Orlicz-Dreszer, który szybko stał się także głównym ideologiem Ligi. Przed podległą sobie organizacją postawił następujące cele:

a) koncentrację Polaków na obczyźnie;

b) prowadzenie akcji kolonialnej/osadniczej na wytypowanych terenach zamorskich;

c) ukierunkowanie gospodarki kraju na wymianę kolonialną;

d) dalszy rozwój Marynarki Wojennej – docelowo do poziomu floty oceanicznej, czyli przystosowanej do operowania nie tylko na morzach, lecz także oceanach;

e) szerokie zaangażowanie Polonii na rzecz kraju – w tym celu propagowano hasło patriotyzmu gospodarczego, który miał łączyć wszystkich Polaków bez względu na miejsce na świecie, jakie zamieszkiwali.

Z tych wszystkich zadań Liga najbardziej skupiła się na rozwoju Marynarki Wojennej. W tym celu powołano w maju 1930 roku Sekcję Marynarki Wojennej, na której czele stanął inż. Julian Ginsbert. Podobną rolę odgrywał Wydział Morski, kierowany od 1934 roku przez mjr Mieczysława Fularskiego. Dla mjr Fularskiego istotne było dążenie do utworzenia floty oceanicznej, akcentował przy tym jednak bardziej realistyczne cele, jak wykorzystanie polskiego wybrzeża oraz utrwalenie polskiego stanu posiadania nad Bałtykiem. Oprócz tego Liga prowadziła działalność wydawniczą, wykorzystując do tego m.in. periodyk „Morze”.

Dowódcy związani z Ligą Morską i Kolonialną. Od lewej: gen. Mariusz Zaruski (twórca Ligii Morskiej i Rzecznej), gen. Gustaw Orlicz-Dreszer (prezes Ligi Morskiej i Kolonialnej w latach 1930-1936), gen. Stanisław Kwaśniewski (prezes w latach 1936-1939), Wikipedia, domena publiczna.

W 1936 roku w katastrofie lotniczej zginął gen. Orlicz-Dreszer, a prezesem Ligi został – związany z nią już wcześniej – gen. Stanisław Kwaśniewski. Kluczową rolę w organizacji odgrywał jednak gen. Stanisław Sosnkowski, który od lata 1936 roku patronował Lidze jako przewodniczący Funduszu Obrony Morskiej. Gen. Sosnkowski szeroko angażował się w działalność Ligi Morskiej i Kolonialnej. Za najważniejsze uznał przy tym: edukację morską społeczeństwa polskiego oraz prowadzenie tzw. przysposobienia morskiego (wcześniej zwanego wodnym). Celem tego przysposobienia miało być zapewnienie dobrze wykształconych i przećwiczonych kadr dla Marynarki Wojennej. Aby przystąpić do kursu przysposobienia morskiego, trzeba było legitymować się ukończeniem I stopnia ogólnego przysposobienia wojskowego. Cały kurs obejmował 3 lata nauki oraz obóz letni, a docelową grupę, do której był skierowany, stanowili marynarze oraz pionierzy. Oprócz tego prowadzono szkolne koła Ligi. Cel tych działań w następujący sposób określił gen. Sosnkowski (za: L. Wyszczelski, „Polska mocarstwowa”): „Wychowanie morskie młodzieży – duchowe i fizyczne – ma stworzyć w Polsce nowy typ człowieka, obeznanego z zagadnieniami morza i rozumiejącego, jakie korzyści daje ono państwu, ma wskazać nowe możliwości rozwoju Polski na drodze ekspansji morskiej i kolonialnej”.

Działalność Ligi Morskiej i Kolonialnej trafiła na podatny grunt społeczny, przez co sama organizacja szybko stała się masowa. W 1935 roku liczyła 282 tys. członków, by ostatecznie w czerwcu 1939 roku liczyć ich aż 992 tys. Oznaczało to, że w działanie Ligi w ostatnich miesiącach przed rozpoczęciem II wojny światowej zaangażowany był prawie milion Polaków. Ponadto, w 1938 roku do kół szkolnych Ligi należało aż 312 tys. osób. W działalność organizacji licznie – i zgodnie z nadziejami gen. Sosnkowskiego – zaangażowała się zatem polska młodzież. Dzięki temu Liga mogła pochwalić się dużym osiągnięciem – udało się spopularyzować wiedzę morską wśród młodych Polaków oraz przygotować liczne grono kandydatów do służby w Marynarce Wojennej. Z punktu widzenia współczesności wydaje się, że właśnie to osiągnięcie było największą i najbardziej trwałą zasługą Ligi Morskiej i Kolonialnej.

Hitler, Brazylia i Józef Beck

Co warte podkreślenia, Liga Morska i Kolonialna nigdy nie miała żadnych agresywnych, militarnych planów mających na celu zdobycie kolonii. Takie dążenie byłoby nie tylko nieetyczne i sprzeczne z prawem międzynarodowym, lecz także – w przypadku Polski – nierealne. Dlatego też terytorium zamorskie dla Polski zamierzano zdobyć drogą dyplomatyczną lub poprzez akcję osadniczą.

Pieszy, paramilitarny oddział Ligi Morskiej i Kolonialnej mający pełnić służbę na przyszłych koloniach Polski. Toruń, 1939 rok (NAC).

Za głównego „sojusznika” w akcji dyplomatycznej uważano początkowo… Adolfa Hitlera, choć koncepcja oparta o faszystowskie Niemcy byłaby trudna do przeforsowania. Po dojściu do władzy Hitler zaczął ogłaszać na arenie międzynarodowej żądania zwrotu niemieckich kolonii. Teoretycznie oznaczało to, że kwestia podziału kolonii byłego Cesarstwa Niemieckiego ponownie znalazła się na dyplomatycznych stołach. Polska mogła zatem podjąć próbę zyskania czegoś dla siebie. Sugerowało to nawet tajne pismo wysłane w październiku 1933 roku przez Wacława Przesmyckiego – naczelnika Wydziału Prasowego MSZ – do ambasadora Polski w Londynie Konstantego Skirmunta. Kilka miesięcy przed tym, w lutym 1933 roku, Senat wystosował do MSZ rezolucję, w której wzywał rząd do ubiegania się o mandat kolonialny dla Polski. W odpowiedzi na to MSZ wysłało noty do ambasad w Paryżu i Londynie, w których wzywano do zbierania materiałów o byłych koloniach niemieckich, a zwłaszcza o Togo i Kamerunie. Cała inicjatywa jednak zakończyła się na tym zbieraniu informacji. Rząd polski w pierwszej połowie lat trzydziestych nie przejawiał bowiem większego zainteresowania sprawami kolonialnymi. Ponadto minister spraw zagranicznych Józef Beck był nie tylko sceptyczny wobec planów otrzymania przez Polskę pełnoprawnych kolonii, lecz także nie chciał mieć nic wspólnego z rewizjonizmem kolonialnym Hitlera. Czy całą akcję można określić mianem „słomianego zapału”? I tak, i nie.

W takiej sytuacji w latach trzydziestych nie podjęto rzeczywistej, dyplomatycznej próby uzyskania kolonii dla Polski. Skoncentrowano się z kolei na drugiej drodze do zdobycia terytoriów zamorskich, czyli akcji osadniczej. Z założenia było to działanie na znacznie mniejszą skalę – jego celem było wykupienie kawałka ziemi w wybranym zamorskim kraju i sprowadzanie na niego polskich pionierów i osadników. Oczywiście taki teren pozostawałby nadal w obrębie kraju zamorskiego, z tym że utrzymywałby silne więzi – przede wszystkim handlowe i gospodarcze – z Polską. Takie rozwiązanie było zdecydowanie bardziej realistyczne, zresztą znalazło także aprobatę u Becka. Szef polskiego MSZ uważał bowiem kolonialne plany Ligi za „fantastyczne”, powodowane „falą dziecinnej wprost ekscytacji” (za: L. Wyszczelski, „Polska mocarstwowa”). Jednocześnie jednak popierał plan planowej emigracji Polaków do wybranych regionów na świecie, w których już znajdowały się duże skupiska Polonii – celem tego była także ekspansja gospodarcza na terytoria zamorskie, która mogła przynieść wymierne korzyści ekonomiczne. Tak pomyślana koncepcja Becka była de facto tym samym, czym akcja osadnicza. Bazowała na ogólnej opinii szefa MSZ, który uważał że Polska cierpi na nadmiar ludności, lecz brakuje jej rezerw finansowych na przejęcie i zagospodarowanie pełnoprawnej kolonii.

Pieczątka Ligi Morskiej i Kolonialnej, oddział im. Ignacego Paderewskiego w Warszawie (AAN).

Efektem działań Ligi Morskiej i Kolonialnej – popartej wówczas przez Becka – było utworzenie polskiej osady Morska Wola w stanie Parana w Brazylii. Powstała ona na terenach zakupionych przez Ligę Morską i Kolonialną, a bazowała na naturalnym skupisku Polonii. Migracje Polaków do Brazylii zaczęły się już pod koniec XIX wieku, cechowały się także tworzeniem zwartych skupisk ludności polskiej, która w wielu wypadkach pielęgnowała związki z polską tradycją i kulturą. W takim środowisku łatwiej było o tworzenie osad na bazie już istniejących relacji. Brazylia stanowiła zatem idealny kraj do przeprowadzenia akcji osadniczej.

I rzeczywiście taką akcję przeprowadzono, w dodatku dość skutecznie. W 1937 roku osada Morska Wola był zamieszkana w 50%, co stanowiło przyzwoity wynik. W 1938 roku cała akcja uległa jednak załamaniu. Główną przyczyną była polityka nacjonalizacji zapoczątkowana przez prezydenta Brazylii Getulio Vargasa i wymierzona głównie w zagranicznych osadników. Perspektywa osiedlenia się w Brazylii przestała być popularna wśród Polaków. Jeśli któryś z nich decydował się na emigrację do Ameryki Południowej, to wybierał raczej Argentynę lub Paragwaj niż rządzoną przez Vargasa Brazylię. Liga zatem nie miała innego wyjścia, jak zaakceptować swoją porażkę i zakończyć w tym samym  roku akcję osadniczą w Brazylii.

Po 1938 roku nie udało się rozpocząć kolejnej akcji osadniczej przez Ligę Morską i Kolonialną. Niewiele zmienił przy tym fakt, że poparcie dla działań Ligi – nawet tych związanych z utworzeniem pełnoprawnej kolonii – wyrazili czołowi polscy politycy: marszałek Edward Śmigły-Rydz, wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski oraz minister handlu i przemysłu Antoni Romer. Ówczesna sytuacja międzynarodowa nie dawała nadziei na rychłe otrzymanie jakiegokolwiek terytorium zamorskiego, a polityka hitlerowskich Niemiec oraz Związku Radzieckiego generowała dużo większe problemy, z jakimi musieli zmierzyć się polscy przywódcy. W związku z tym zdobycie przez Polskę kolonii pozostało w strefie marzeń i dalekosiężnych planów.

Warto dodać, iż wspomniane działania w odniesieniu do Angoli były kontynuowane, jednak próby współpracy z Portugalią zakończyły się ostatecznie fiaskiem. Sukcesów nie przyniosły także próby zwrócenia uwagi na polskie roszczenia do Kamerunu (oparte na wątłych podstawach, bo wywodzone z… walk żołnierzy polskich o Kamerun w armii Cesarstwa Niemieckiego) czy założenie plantacji w Liberii. 1938 rok był felerny dla polskich aspiracji kolonialnych, bo coraz lepiej funkcjonujące plantacje zostały ostatecznie zlikwidowane na fali międzynarodowych oskarżeń o próby podbijania Liberii. Antypolskie nastroje był podsycane przez… kolonialne mocarstwa, którym najwyraźniej nie podobały się polskie marzenia o zamorskiej potędze (nawet jeśli dość ograniczonej).

Nieudana koncepcja, czy zwykła mrzonka?

Podsumowując działanie Ligii Morskiej i Kolonialnej z lat 1930-1939, trudno powstrzymać się od stwierdzenia, że Polacy dali się wówczas ponieść manii wielkości, pomieszanej z przesadnym optymizmem. W gruncie rzeczy stwierdzenie to jest słuszne, niemniej jednak uznanie całej działalności Ligii za mrzonkę byłoby niesprawiedliwe.

Sam pomysł uzyskania przez Polskę pełnoprawnej kolonii był rzeczywiście „fantastyczny” – tak jak określił to Beck. Oczywiście w rozumieniu „oderwany od rzeczywistości”. Niemniej jednak powtarzane już od 1918 roku żądanie, aby Polska otrzymała kawałek poniemieckich kolonii nie było aż tak naiwne, jak mogłoby się wydawać. Dziś wiemy, że w ówczesnej konfiguracji politycznej było to niemożliwie. Politycy w okresie międzywojennym tej wiedzy nie posiadali. Nic też nie stało na przeszkodzie, by próbowali zdobyć dla Polski terytorium zamorskie. Szczególnie, że Polacy zawsze mieli dystans do koncepcji kolonialnych – dążenia do ich zdobycia stanowiły margines polskiej polityki zagranicznej i nie wpływały negatywnie na inne, ważniejsze aspekty polskiej dyplomacji.

Defilada młodzieży żeńskiej podczas manifestacji Ligi Morskiej i Kolonialnej w Poznaniu w 1938 roku. Widoczny transparent z napisem: „Kolonie zwalczą bezrobocie” (NAC).

Bardziej realistyczny wariant – czyli przeprowadzenie akcji osadniczej – był z kolei możliwy do zrealizowania. W Brazylii działania z nim związane przebiegały dobrze, przeszkodził im głównie czynnik niezależny od Polaków, czyli objęcie władzy przez polityków o poglądach nacjonalistycznych. Wszelkie plany rozbudowy polskiej Marynarki Wojennej również były możliwe do realizacji, z tym że zabrakło na nie funduszy – potrzebnych chociażby na rozwój stosunkowo licznego, lądowego Wojska Polskiego, przy czym i w tym wypadku mówić można o połowicznym sukcesie, jakim była budowa Polskiej Marynarki Wojennej właściwie od podstaw.

Nie zawiodła także działalność edukacyjna Ligii Morskiej i Kolonialnej. Przyczyniła się ona do szerokiej popularyzacji wśród Polaków – zwłaszcza młodych – tematyki morskiej i różnych zagadnień z nią związanych. Był to duży sukces, gdyż II Rzeczypospolita posiadała dość ubogie wybrzeże, a większość jej mieszkańców w ogóle nie miała fizycznego kontaktu z morzem. Wzmocnienie zainteresowania sprzyjało poparciu dla budowy portu w Gdyni, ale i zaciągowi do PMW. To dawało wymierne efekty jeszcze przed wojną, a być może owocowało także w okresie późniejszym.

Ponadto Liga Morska i Kolonialna – jako organizacja społeczna propagująca zagadnienia morskie wśród społeczeństwa polskiego – przetrwała po dziś dzień. W październiku 1944 roku utworzona został Liga Morska stanowiąca kontynuację Ligii Morskiej i Kolonialnej. Funkcjonowała ona przez cały okres PRL, aby w 1999 roku powrócić do dawnej nazwy, czyli Ligii Morskiej i Rzecznej. Idea Ligii Morskiej i Kolonialnej nie zakończyła się zatem wraz z wrześniem 1939 roku – co także stanowi pewien sukces i dowód, że nie wszystkie działania Ligii z lat trzydziestych poszły na marne.

Bibliografia:

Wyszczelski, „Polska Mocarstwowa”

Białas, „Liga Morska i Kolonialna 1930-1939”

Mazurek, „Kraj a emigracja: ruch ludowy wobec wychodźstwa chłopskiego do krajów Ameryki Łacińskiej (do 1939 roku)”

Brudek, „Afryka Wschodnia 1914-18”.

Fotografia tytułowa: paramilitarny oddział konny Ligi Morskiej i Kolonialnej mający pełnić służbę na przyszłych koloniach Polski. Toruń 1939 rok. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Marek Korczyk – historyk, absolwent Uniwersytetu Śląskiego. Do jego zainteresowań należą przede wszystkim historia wojskowości oraz dzieje XX wieku. Kolekcjoner różnego rodzaju antyków, zwłaszcza numizmatycznych i filatelistycznych, oraz militariów. Za swój cel uważa obiektywne przedstawianie dziejów minionego stulecia oraz popularyzację mniej znanych źródeł i materiałów historycznych.