Jedną z kluczowych jednostek należących do 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa była 3. Dywizja Strzelców Karpackich (3 DSK). Co ciekawe, w jej skład wchodzili Polacy o bardzo różnym pochodzeniu. Większość stanowili żołnierze z Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR, którzy po przejściu na Bliski Wschód trafili w skład Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Kluczową rolę w 3. DSK odgrywali jednak weterani z Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich – wsławieni swoimi sukcesami w Afryce Północnej, a zwłaszcza udziałem w obronie Tobruku w 1941 roku. Obie grupy Polaków zgodnie współpracowały, pomimo różnic w wyszkoleniu, a 3. DSK została uznana za następcę Brygady Strzelców Karpackich. Trzeba przyznać, że słusznie. Działania bojowe Dywizji Karpackiej – a zwłaszcza jej udział w walkach o Monte Cassino w maju 1944 roku – zasługują na najwyższe uznanie.
Organizacja 3. Dywizji Strzelców Karpackich
W maju 1942 roku doszło do połączenia – na terenie Palestyny – Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich z 9. i 10. Dywizją Piechoty z tzw. Armii Andersa. Powstała na tej bazie 3. Dywizja Strzelców Karpackich. W jej skład wchodziło – według danych Polish Exiles of World War Two na rok 1946 – 27 135 żołnierzy. 3. Dywizja Strzelców Karpackich – po przejściu intensywnego i udanego szlaku bojowego – została ostatecznie rozwiązana na przełomie lat 1946/47. Na powrót do kraju zdecydowało się wówczas ok. 3300 weteranów 3. DSK – pozostali postanowili pozostać na emigracji. Wynikało to zapewne z faktu, że większość żołnierzy Dywizji Karpackiej wywodziła się z Armii Andersa, formowanej początkowo w ZSRR i składającej się z „amnestionowanych” więźniów aresztowanych przez Sowietów po zakończeniu Wojny Obronnej 1939 roku. Byli to zatem ludzie, którzy bezpośrednio doświadczyli stalinowskiego terroru. Nic zatem dziwnego, że nie chcieli wracać do kraju rządzonego przez komunistów, którzy wielokrotnie udowodnili, iż żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie traktowali jak wrogów. Wielu z powracających mogło zostać uznanych za „niewygodnych” i trafić do więzień.
Pod względem organizacyjnym 3. Dywizja Strzelców Karpackich przechodziła pewne zmiany. Jej początkowy skład dokładnie opisał gen. Stanisław Kopański, który był jej pierwszym dowódcą (za: „Wspomnienia wojenne 1939-1946”):
„Organizacja 3. DSK przewidywała utworzenie trzech brygad. Pierwszą brygadą dowodził płk Peszek. W brygadzie tej pozostała większość dawnych Karpatczyków [żołnierzy Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, którą dowodził właśnie gen. Kopański]. Brygada druga i trzecia składały się przeważnie z przybyłych z Rosji żołnierzy 9 i 10 dywizji. Dla uzupełnienia jednak kadr tych brygad przydzielono do nich żołnierzy z Brygady Karpackiej. Brygadę drugą objął, nieznany mi dotąd, płk Frączek. Trzecią brygadą dowodził płk dypl. Jastrzębski. Znałem go jeszcze z pierwszej wojny światowej jako świetnego oficera i jeszcze przed moim odlotem do Wielkiej Brytanii zaproponowałem mu objęcie dowództwa jednej z brygad.
Starałem się zachować w 2 i 3 brygadzie kadrę dowódczą przybyłą z Rosji. Ustaliłem sobie poza tym następujące zasady, którymi kierowałem się w doborze dowódców:
1) nie chcę mieć oficerów sztabowych, którzy przekroczyli 50 lat;
2) chciałbym mieć dowódców kompanii i plutonów poniżej 40 lat;
3) nie zatrzymuję oficerów nieliniowych na stanowiskach dowódców oddziałów lub pododdziałów.”
Jednym z najważniejszych problemów był brak doświadczonych oficerów pochodzących z Armii Andersa. W trakcie zbrodni katyńskiej Sowieci wymordowali tysiące polskich oficerów – wyjątkowo cennych, mających wykształcenie wojskowe, a w zdecydowanej większości wypadków także doświadczenie bojowe. Całe szczęście, gen. Kopański mógł skorzystać z zasobów Legii Oficerskiej. Była to ciekawa jednostka, powołana – także przez Kopańskiego – na Bliskim Wschodzie w 1940 roku. Składała się ona jedynie z oficerów, ponieważ PSZ na Zachodzie znajdowały się w zupełnie odwrotnej sytuacji wobec Armii Andersa – posiadały dużą nadwyżkę oficerów. Utworzenie Legii Oficerskiej było zatem najlepszym wyjściem – dzięki niej posiadano nieformalną rezerwę oficerów, z której można było skorzystać w późniejszym czasie. I skorzystano, właśnie przy formowaniu Dywizji Karpackiej. Oficerowie z Legii doskonale nadawali się do tego, by zapełnić braki spowodowane mordem katyńskim. Tak pisał o tym gen. Kopański:
„Przydała się Legia Oficerska przy uzupełnianiu kadry oficerskiej. Sztaby brygad składały się przeważnie z oficerów z SBSK. Szefem sztabu brygady pierwszej został mjr dypl. Piątkowski, drugiej kpt. dypl. Kaliński (ze sztabu SBSK) oraz trzeciej mjr dypl. Michniewicz (ze sztabu SBSK, a następnie dowództwa w Kairze). Oficerów zawodowych, a zwłaszcza dyplomowanych, przybyło z Rosji bardzo mało.”
Późniejsza organizacja Dywizji Karpackiej – dowodzonej od sierpnia 1943 roku przez gen. Bolesława Ducha – uległa pewnym zmianom. Jej dokładny skład wymieniono w książce „Wojsko Polskie 1939-1945. Barwa i broń”. Warto zatem zacytować fragment:
„3 Dywizja Strzelców Karpackich. Sformowana w 1942 roku w Palestynie na bazie Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, którą przeformowano i włączono w skład 2 KP. Dowódcy: gen. bryg. S. Kopański, gen. B. Duch. Skład: Dowództwo, 1 i 2 Brygada Strzelców Karpackich, 1, 2, 3 karpacki pułk artylerii lekkiej, 3 karpacki pułk artylerii p-lot., 3 karpacki pułk artylerii p-panc., 12 pułk Ułanów Podolskich (rozpoznawczy; wcześniej rozpoznanie prowadził Pułk Ułanów Karpackich, a później 7 pułk Ułanów Lubelskich), 3 Kresowy baon ckm, 3 Kresowy baon saperów [3 Karpacki Batalion Saperów], 8 Kresowy baon łączności, 3 Kresowy szwadron żandarmerii, 1, 2 i 3 kompanie sanitarne, 1, 2, 13 i 18 kompanie zaopatrywania, 1, 2 i 18 kompanie warsztatowe, 3 park materiałowy, 3 Sąd Polowy. Pod koniec wojny do dywizji wcielono 3 Brygadę Strzelców Karpackich.”
Wymieniona tutaj 3. Brygada Strzelców Karpackich została sformowana dwukrotnie, istotna jest jednak jej organizacja z 1944 roku. Wówczas została powołana z Polaków wcielonych do Wehrmachtu, którzy trafili do alianckiej niewoli. W jej skład wchodziły: 7. i 8. baon strzelców karpackich oraz 9. „boloński” baon strzelców karpackich.
Weterani z SBSK i uchodźcy z ZSRR
Jak zaznaczono we wstępie, w skład 3. Dywizji Strzelców Karpackich wchodzili zarówno weterani z Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, jak i żołnierze z Armii Andersa. Byli to zupełnie różni ludzie. „Karpatyczcy” mieli bardzo duże doświadczenie bojowe, natomiast żołnierze z Armii Andersa mieli dopiero wkroczyć do walki. Żołnierze z SBSK byli ochotnikami, związanymi ze światem zachodnim – słynęli zwłaszcza z przyjaźni z Australijczykami. Polacy przybyli ze Wschodu byli uchodźcami, którzy szczęśliwie ocaleli z łagrów i innych form stalinowskiego terroru. Mogło się zatem wydawać, że trudno będzie tak różnych ludzi połączyć w jedną, zwartą całość. Jednak udało się to, a Polacy przybyli z ZSRR bardzo chętnie przyjęli dziedzictwo Brygady Karpackiej. Spotkali się również z ciepłym przyjęciem bardziej doświadczonych kolegów. Tak pisał o tym gen. Kopański, do którego należało właśnie zespolenie 3DSK w sprawną jednostkę. Warto odnotować, iż dowódca był bardzo dobrym obserwatorem i zwracał uwagę na detale psychologiczne, które mogły mieć znaczenie nie tylko na etapie harmonizowania dwóch części składowych jednostki, ale i późniejszej walki:
„Trzy lata pobytu w zupełnie odmiennych warunkach, jak może i skład pod względem ilości inteligentów, spowodowały, że element przybyły z Rosji oraz dawni żołnierze z SBSK stanowili z początku prawie dwa różne światy.
Cechy żołnierza karpackiego […] to: pewien indywidualizm, ufność w siebie, inicjatywa, poczucie dumy narodowej i oddziałowej. Przybyli z Rosji byli początkowo bardziej jednostajnie posłuszni, jakby trochę zalęknieni, przygnębieni i bierni. Cechował ich też, zwłaszcza inteligentów, pewien, może podświadomy mistycyzm, przeradzający się niekiedy w fatalizm. Dno nędzy ludzkiej, które oglądali, oraz tragedie rodzinne, przez które przeważnie przeszli, odbijały się na ich psychice, a nieraz i zachowaniu się zewnętrznym. Mniej trwałe okazywały się skutki wycieńczenia fizycznego niż przemian psychicznych. Radzi witali oni zewnętrzne emblematy naszej suwerenności polskiej (flagi narodowe), stęsknieni za nimi, oraz byli czuli na hasła patriotyczne. Brakło im tego przez lata niewoli i poniewierki.
Tradycji oddziałowej nie posiadali, gdyż dywizje 9 i 10, które przyszły, były świeżo sklecone, o niskich stanach liczebnych, bez wspólnych przeżyć oddziałowych. Wielu żołnierzy z Rosji chętnie przejmowało tradycję ‘szczurów Tobruku’, mimo że ‘szczury’ te stanowiły w dywizji mniejszość, nie wynoszącą nawet 1/4 jej stanów.
Miałem wypadki, gdy gen. Zając wytykał mi głośne krnąbrne zachowanie się żołnierzy 3 DSK, pochodzących z dawnej Brygady Karpackiej, a po dochodzeniach okazywało się, że byli to ludzie z Rosji, ‘przyznający się’ do walk w Tobruku. Może pewien nieznaczny wpływ miał na to serdeczny stosunek Australijczyków, grasujących po Palestynie, do dawnych Karpatczyków. Stary Karpatczyk mógł wszędzie dojechać wozami australijskimi ‘auto-stopem’. Musiał jednak mieć na sobie pas parciany, jako oznakę pochodzenia pustynnego. Wojsko z Rosji otrzymało bowiem pasy skórzane. Toteż wartość pasów parcianych szybko wzrosła.
Po poznaniu swych nowych podkomendnych przywiązałem się do nich prawie nie mniej niż do dawnych towarzyszy broni, a wydawało mi się, że i oni zaczęli mi odpłacać wzajemnością.”
Szkolenie i „zabawa w Rommla”
Gdy udało się zgrać Dywizję Karpacką pod względem personalnym, należało ją dobrze i intensywnie przećwiczyć. Było to konieczne z trzech powodów: po pierwsze, żołnierze z Armii Andersa najczęściej nie posiadali doświadczenia bojowego lub doświadczenie to było bardzo ubogie; po drugie, żołnierze nowych oddziałów musieli nauczyć się współpracy; a po trzecie – w związku z kontrofensywą feldmarszałka Erwina Rommla w Afryce Północnej – nie było czasu na długie i drobiazgowe szkolenie. Także tym zajął się gen. Kopański, który brał udział w ciekawych manewrach, polegających m.in. na… naśladowaniu Afrika Korps Rommla. Tak pisał o tym w swoich wspomnieniach:
„Dla dowódców brygad i batalionów oraz oficerów sztabów przeprowadzałem co tydzień jedno ćwiczenie, na przemian na mapie i w terenie. Przed rozpoczęciem tego cyklu ćwiczeń przeprowadziłem jedno ćwiczenie na mapie, w którym starałem się streścić wszystkie doświadczenia walk pustynnych.
Następne ćwiczenia (obrona, pościg, natarcie) odbywały się w terenie górskim lub podgórskim. ‘Walczyliśmy’ więc w górach judzkich, pod Hebronem, pod Betlejem i Jerozolimą. Dążyłem do tego, by Dywizja była zdolna do przyszłych ewentualnych walk na Bałkanach, na Kaukazie, w Turcji lub we Włoszech. Wszędzie tam napotkalibyśmy tereny górskie.
Na ćwiczeniach Dywizji był prawie zawsze obecny gen Zając Asystowali mi na ćwiczeniu w terenie w dniu 30 lipca gen. Paszkiewicz, przewidziany na dowódcę 4 dywizji piechoty, mającej wejść razem z 3 DSK do 2 Korpusu gen. Zająca, oraz płk artylerii Odzierzyński. Obaj ci wyżsi oficerowie przed paru dniami przybyli z Wielkiej Brytanii.
Przygotowanie, przeprowadzenie, omówienie ćwiczeń i inspekcje brygad, a w sierpniu ponadto obecność na szkole ognia artylerii dywizji, na pustyni na pograniczu Egiptu, sprawiały, że czas miałem od wczesnego rana do późnego wieczora szczelnie wypełniony i leciał mi on szybko. W dniu 8 września [1942] na ćwiczeniu forsowania przeprawy przez rzekę Jarkon pod Tel-Avivem przez 2 batalion obecny był przybyły z Rosji gen. Anders oraz gen. Klimecki, który przyleciał z Londynu. Gen. Anders wygłosił podczas obiadu w sztabie Korpusu w Rehovocie krótkie przemówienie, nawołując, jak to nieraz czynił później, do ‘szukania wszystkiego, co nas łączy, a odrzucania tego wszystkiego, co nas dzieli’. Zauważyłem, że generał miał bardzo sugestywny sposób przemawiania. […]
W dniach 10-12 września gen. Zając przeprowadził bardzo interesującą i dobrze przygotowaną grę wojenną na temat obrony Palestyny przed nieprzyjacielem, który doszedł do Kanału Sueskiego. Ja ‘dowodziłem’ korpusem polskim, zaś ‘Rommlem’ był gen. Paszkiewicz. ‘Biliśmy się’ na półwyspie Synajskim. Rozpoznałem przedtem przyszłe pole bitwy z mjr. Piątkowskim, którego wziąłem sobie na czas gry do sztabu. Paszkiewicz okazał się w sensie cech dowódczych zupełnym przeciwieństwem do Rommla, którego rolę pełnił. Ułatwił on mi znakomicie wykonanie zadania korpusu.”
Ten czas wzmożonych manewrów urozmaicały wizyty ważnych osobistości, spośród których niewątpliwie najciekawsze były odwiedziny dwóch książąt greckich. Tak wspominał o nich gen. Kopański: „Kronika wydarzeń Dywizji w Palestynie zapisała pod dniem 8 sierpnia wizytę księcia Pawła, następcy tronu greckiego [późniejszego króla Grecji]. Defilowała przed nim 1 brygada. Księciu towarzyszyli dwaj brygadierzy, którzy mieli piękną kartę z wojny 1940/41 roku i wydostali się z Grecji spod okupacji niemieckiej. 27 sierpnia złożył mi wizytę książę Piotr grecki, przyjaciel mojego adiutanta, ppor. Orłowskiego.”
Szlak bojowy
Zgrana i dobrze przeszkolona 3. Dywizja Strzelców Karpackich – dowodzona już przez gen. Bolesława Ducha – przeszła w latach 1944-1945 intensywny szlak bojowy na froncie włoskim w składzie 2. Korpusu Polskiego. Większość działań prowadzonych przez 2. Korpus było związanych także z Dywizją Karpacką. W tym fragmencie zostaną zatem opisane te działania bojowe, w których rola 3. DSK była kluczowa.
Początkowo 3. DSK wzięła udział w walkach o przełamanie Linii Gustawa, której istotnym punktem był klasztor na Monte Cassino. Walki toczone w 1944 roku o klasztor Monte Cassino należały do wyjątkowo uciążliwych dla żołnierzy z 2. Korpusu Polskiego. Pomijając wyjątkowo kosztowe ataki, na co dzień życie toczyło się w okopowych warunkach, podobnych do tych z czasów I wojny światowej. Kwaterowano w ciasnych „składakach”, prowadzono walki na granaty, często strzelała artyleria… Było to bardzo męczące, zarówno pod względem psychicznym jak i fizycznym. Tak pisał o tym Melchior Wańkowicz w książce „Monte Cassino” – w kontekście stanowisk 3. Dywizji Strzelców Karpackich:
„Wtedy, wieczorem [żołnierze], odważają się wypełzać ze swoich ‘składaków’. Wkopywać się tu w skałę nie można, drzewa, które ma w swoim terenie 14. baon – prawie nie ma. ‘Składak’ więc jest to płytki schron stworzony z poskładanych kamieni. W składakach tych, pokrytych płachtami tkwią przez cały dzień jak w trumnach pokurczeni żołnierze. Dotkliwie cierpią od rojów pcheł. Czasem coś wylatuje spod płachty, ale to nie granat – to puszka konserwowa, do której oddano mocz lub kał. Cały ruch aż do zmierzchu – to zgięcie lub wyprostowanie nogi albo przewrócenie się na bok. Cały dzień Boży trwa rzucanie granatów – wszak Niemcy są na 50, 60, 70 m, a na pododcinku wzgórza 445 zbliżają się o 40 m (dzieli ich ostry grzbiet – nie widzą ich nasi żołnierze przylepieni do bardzo stromego stoku). Żołnierze porozumiewają się szeptem. Nocami placówki obu przeciwników, odległe od siebie o 20 m, tchną, rzekłbyś, sobie w twarz ciepłym oddechem.
W pozycje te szyje w dzień i noc ogień na wprost z 569 i 593, z boku z Albanety, z 575, z S. Angelo, z tyłu – z Passo Corno. Ustawione jeden na wzgórzu Klasztornym, a jeden gdzieś od północy nebelwerfery […] – strzelają z piekielnym chichotem. […]
Jedzenie nie jest żadną dystrakcją, a męką. Leżące na przedpolach [poległe] towarzystwo alianckie ‘różnych roczników’, tzn. różnych natarć i różnych stopni rozkładu, cuchnie tak, że jak stwierdza ppor. Majewski, lekarz 3. baonu, który to baon odegrał pierwszą rolę w tej wojnie pozycyjnej, żołnierze wymiotują i większość nie może nic jeść.”
A jednak Polacy dawali radę, często zachowując przy tym dobry humor. Wszystkie te niedogodności – zarówno nieustanny ostrzał jak i „towarzystwo” poległych żołnierzy alianckich – nie były w stanie pozbawić ich ducha walki, który był im bardzo potrzebny podczas zdobywania zajętego przez Niemców klasztoru.
W nocy z 11 na 12 maja 1944 roku żołnierze 2. batalionu 1. Brygady płk. Walentego Peszka uderzyli w kierunku wzgórza 593, podczas gdy 1. batalion ruszył na Massa Albaneta, wzdłuż tzw. „Gardzieli”. Natarcie to wspierał 12. pułk Ułanów Podolskich, cały atak współgrał z uderzeniem 5. Kresowej Dywizji Piechoty. Polacy ponieśli wówczas dotkliwe straty, udało im się jednak – a konkretnie żołnierzom 2. batalionu strzelców karpackich – zająć po walce wręcz wzgórze 593. Wkrótce tą wysokość osiągnął także 1. batalion. Zajadłe kontrataki Niemców zmusiły jednak Polaków do cofnięcia się z zajmowanych pozycji na wzgórzu 593.
17 maja, po zreorganizowaniu i ściągnięciu rezerw, oddziały 2. Korpusu Polskiego ponowiły ataki na Monte Cassino. Wspierało je godzinne przygotowanie artyleryjskie. 3 Dywizji Strzelców Karpackich przypadło wówczas zadanie zdobycia wzgórz 593, 569 i 476. Po tym – współdziałając z atakiem 5. Dywizji na tzw. „Widmo” – 3. DSK miała zająć Massę Albanetę i nawiązać kontakt z 13. Korpusem brytyjskim. Dowodzący atakiem na odcinku 3. Dywizji płk Roman Szymański zaatakował 4. batalionem wzgórze 593, a 6. batalionem Massę Albenetę. Z powodu niemieckich kontrataków do akcji wkroczył także 5. batalion. Szczególnie trudne okazały się walki o wzgórze 593, szczęśliwie jednak żołnierze z 3. DSK mogli liczyć na wsparcie ogniowe czołgów z 4. Pułku Pancernego „Skorpion”. W efekcie tego osiągnięto „Widmo”, w nocy opanowano wzgórze 593, a na początku 18 maja zajęto wzgórze 569. Jednocześnie 6. baon zajął Albanetę. Około godziny 10:00 pierwsze patrole 12. Pułku Ułanów Podolskich – a po nich także 5. batalion strzelców karpackich – opanowały klasztor na Monte Cassino. Zatknięto na nim polską, a później także brytyjską flagę. Plutonowy Emil Czech – służący w 3 DSK – odegrał hejnał mariacki, ogłaszającym tym samym zwycięstwo polskich żołnierzy.
Po tym zwycięstwie żołnierzy 3. Dywizji Strzelców Karpackich czekały kolejne zadania. 2. Korpus Polski wziął udział – a wraz z nim 3 DSK – w przełamaniu Linii Gotów. Polacy prowadzili uderzenie na silnie umocnione pozycje niemieckie pod Anconą. Dywizja Karpacka, wraz z wydzielonym Karpackim Pułkiem Ułanów, prowadziła działania demonstracyjne i wiążące siły przeciwnika – główne uderzenie prowadziła 5. Kresowa Dywizja Piechoty. Pozycje 3. DSK były nocą bombardowane przez niemiecką Luftwaffe. Jeden z nalotów zapalił starą bazylikę w Loreto, którą ugasili żołnierze z Dywizji Karpackiej, za co jednostka otrzymała odznaczenie papieskie. Po tym, 18 lipca, oddziały 3. DSK wkroczyły do Ancony, a walcząca przeciw nim niemiecka 278. Dywizja uległa rozbiciu. W dodatku żołnierze karpaccy nie zatrzymywali się, lecz przeprowadzili uderzenie po nadmorskiej szosie nr 16, skutecznie odsuwając siły niemieckie od Ancony. Zatrzymano się nad rzeką Misa, tworząc na jej przeciwległym brzegu niewielki przyczółek.
Następnie, 19 sierpnia 1944 roku, przeprowadzono natarcie, w którym ważną rolę ponownie pełniła Dywizja Karpacka. Brała ona udział w opanowaniu wzgórza na przedpolu miasta Constanza. 31 sierpnia zajęto miasto Pesarno. Oznaczało to przełamanie Linii Gotów. Po tym 2. Korpus Polski – a wraz z nim 3. DSK – został przesunięty do odwodów.
„Karpatyczyków” czekał udział w jeszcze jednej operacji. W kwietniu i maju 1945 roku 2. Korpus uczestniczył w ofensywie w Dolinie Lombardzkiej. 3. DSK miała sforsować rzekę Senio. Dokonano tego 12 kwietnia – mimo pewnej przeszkody związanej z omyłkowym zbombardowaniem polskich żołnierzy przez lotnictwo alianckie. Następnie, idąc za ciosem, pod Santerno rozbito niemiecką 4. Dywizję Strzelców Spadochronowych. Od tej pory przeciwnik przeszedł do nieustannego odwrotu. Gen. Anders sformował w związku z tym specjalne zgrupowanie „Rud”, w którego skład weszła 3. Brygada Strzelców Karpackich wsparta przez czołgi i artylerię. Dowodził nim gen. Klemens „Klimek” Rudnicki. Zgrupowanie to 17 kwietnia zajęło miejscowość Castel San Pietro, a 20 kwietnia sforsowało rzeki Giana i Idice. Następnego dnia – 21 kwietnia 1945 roku – oddziały 3. DSK wkroczyły do Bolonii. Na tym zakończył się szlak bojowy „Karpatczyków”.
Zwycięstwo i emigracja
Droga bojowa 3. Dywizji Strzelców Karpackich była intensywna, kosztowna i wymagająca dużego poświecenia – składała się przy tym z pasma zwycięstw odnoszonych nad wojskami hitlerowskich Niemiec. Jednostka zapisała chlubną kartę pod Monte Cassino, Anconą i Bolonią. Powojenny los jej żołnierzy był jednak różny. Jak zaznaczono we wstępie, większość z nich pozostała na emigracji na Zachodzie. Jako weterani Armii Andersa nie ufali reżimowi Stalina – którego ofiarą padli w latach 1939-1941 – obawiali się zatem powrotu do kraju rządzonego przez komunistów. Wątpliwości te nie były pozbawione podstaw – do roku 1956, kiedy wraz ze śmiercią Bolesława Bieruta zakończył się okres stalinowski, w kraju szykanowano i represjonowano wielu weteranów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Pozostanie na emigracji było zatem – dla licznych Polaków z 3. DSK – jedynym bezpiecznym rozwiązaniem. Szczególnie dla tych, którzy pochodzili z Kresów wcielonych do ZSRR. Wielu z nich – cytując wypowiedź gen. Stanisława Maczka – „nie miało dokąd wracać”. Pozostali zatem na Zachodzie, często szczerze angażując się w życie Polonii w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i innych krajach zachodnich.
Bibliografia:
– S. Kopański, „Wspomnienia wojenne 1939-1946”.
– S. Komornicki, Z. Bielecki, W. Bigoszewska, A. Jońca, „Wojsko Polskie 1939-1945. Barwa i broń”.
– M. Wańkowicz, „Monte Cassino”.
– W. Biegański, „Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie”.
– „Kronika 3 Dywizji Strzelców Karpackich”
Zdjęcie tytułowe: kompania 3. Dywizji Strzelców Karpackich – wyposażona w karabiny Lee-Enfield – podczas wizyty gen. Kazimierza Sosnkowskiego w lipcu 1944 roku. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.
Marek Korczyk – historyk, absolwent Uniwersytetu Śląskiego. Do jego zainteresowań należą przede wszystkim historia wojskowości oraz dzieje XX wieku. Kolekcjoner różnego rodzaju antyków, zwłaszcza numizmatycznych i filatelistycznych, oraz militariów. Za swój cel uważa obiektywne przedstawianie dziejów minionego stulecia oraz popularyzację mniej znanych źródeł i materiałów historycznych.