Tadeusz Pietrzykowski jest dzisiaj bokserem legendarnym. Swoje największe tryumfy święcił jednak nie w klasycznym ringu, a w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz, gdzie walczył na śmierć i życie. Jako jeden z niewielu mógł obić gębę niemieckiemu kapo i nie zostać za to pociągniętym do odpowiedzialności. Co tu dużo gadać, „Teddy” lał Niemców aż miło!
Chuchro z pięściami ze stali
Tadeusz Pietrzykowski urodził się 8 kwietnia 1917 roku w Warszawie. Pochodził z inteligenckiej rodziny – ojciec Tadeusz był inżynierem, matka Sylwina nauczycielką. Jak pisała Marta Bogacka, „rodzice starali się wpajać mu myślenie kategoriami państwa, znajomości praw i obowiązków”. Zaszczepili mu patriotyzm i życiową odpowiedzialność. Młody Tadeusz służył w harcerstwie (16. Drużyna Warszawska), a po śmierci ojca w 1927 r. przejął znaczną część obowiązków, by odciążyć matkę. Podejmował się wielu prac dorywczych, by podreperować domowy budżet. Z boksem związał się nieco przypadkowo. Początkowo chciał grać w piłkę nożną, gdy w wieku kilkunastu lat rozpoczął treningi w sekcji bokserskiej legii Warszawa. Jego trenerem był Feliks Stamm, jedna z legend polskiego boksu.
Pietrzykowski miał niewątpliwie talent do tego sportu. Drobnej postury, ale z ogromną zwinnością i siłą, które dawały mu przewagę w wadze koguciej, do której się kwalifikował ze względu na warunki. Jeden z dziennikarzy sportowych ostrzegał przed lekceważeniem tego „tego chuchra”, które może solidnie przyłożyć. Mówiono zresztą, że ma „pięści ze stali”. Przekonywali się o tym kolejni przeciwnicy – kilka lat później na własnej skórze siłę „Teddy’ego” mieli odczuć jego niemieccy rywale. Przed wojną komentatorzy zachwycali się jego techniką – na ringu poruszał się znakomicie, a Stamm najwyraźniej potrafił w pełni wykorzystać naturalny dryg Pietrzykowskiego do boksowania. Tadeusz został wicemistrzem Polski i mistrzem Warszawy, w 1939 r. zdał także maturę. Nieźle zapowiadającą się karierę przerwała napaść Niemiec na Polskę.
Pietrzykowski zaciągnął się do sił broniących stolicy, a po jej upadku bezskutecznie próbował przebić się na Zachód, by tam dalej służyć ojczyźnie. Został złapany przez węgierskich żandarmów w Pec na jugosłowiańsko-węgierskiej granicy, a stamtąd odesłany do Polski – wprost do niemieckiego więzienia. Przeszedł przez placówki w Muszynie i Nowym Sączu, w maju 1940 r. trafił do Tarnowa. Po długiej tułaczce wylądował w Tarnowie akurat w momencie, gdy formowano pierwszy polski transport do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Wówczas miejsce to nie kojarzyło się jeszcze z masową eksterminacją, ale gdy 14 czerwca 1940 r. przybyli tam pierwsi polscy więźniowie, wiadomo było, iż trafili do piekła – powitały ich obelgi i uderzenia kolb karabinów oraz zapowiedź rychłej śmierci.
Paradoksalnie, i tak mieli szczęście. Przyjechali bowiem z pierwszym transportem, co później gwarantowało im uprzywilejowany status ze względu na wysokie numery w obozowej hierarchii. Pietrzykowski otrzymał numer 77.
Czy chcesz walczyć za chleb?
Nie od razu „Teddy” powrócił do boksowania. Początki w obozie Auschwitz były wyjątkowo ciężkie. Nieustanne apele, bicie, upokorzenia i ciężka praca w trudnych warunkach, przy głodowych racjach żywnościowych. Pracował w kilku komandach, głównie przy stolarce i budowlance. Kilkukrotnie został ukarany za próby podkradania żywności – kwestia ta miała dla niego zasadnicze znaczenie, niedobory pożywienia sprawiały, iż czuł się coraz słabszy i wolał zaryzykować kradzież i karę, niż umrzeć z głodu.
Momentem zwrotnym było przybycie do obozu nowego kapo Waltera Dünninga. Niemiec cieszył się wyjątkowo złą sławą wśród więźniów. Od początku swojego pobytu w Auschwitz (wiosna 1941 r.) odznaczał się brutalnością i sadyzmem, co w połączeniu z jego dużą siłą dla wielu wymizerowanych Polaków kończyło się tragicznie. Po obozie chodziły plotki, iż Dünning był przed wojną mistrzem Niemiec w wadze średniej (ważył ok. 70 kilo). To oznaczało niemal dwadzieścia kilo więcej niż w przypadku Pietrzykowskiego, a i to przy założeniu, że Pietrzykowski jest odżywiony i utrzymuje formę. W marcu 1941 r. mógł ważyć niewiele powyżej 40 kilogramów.
Trudno dzisiaj stwierdzić, kto zaaranżował ich pojedynek. Jeden z więźniów miał zaproponować „Teddy’emu”, by ten stoczył walkę z Dünningiem, w której nagrodę miał być dodatkowy przydział chleba. Pietrzykowski nie miał nic do stracenia. Zakładał, że głód i tak wcześniej czy później go wykończy. Jakakolwiek szansa, by polepszyć swoje położenie była lepsza niż bierne oczekiwanie na śmierć. Rzeczywiście, Niemcy ustanowili iście obozową stawkę za zwycięstwo – bochenek chleba. Z punktu widzenia niemieckich kapo wynik starcia był formalnością. Wychudzony Pietrzykowski nie miał szans z profesjonalnym bokserem trzymającym formę. Po latach „Teddy” wspominał, iż wchodząc do ringu miał w głowie wskazówki trenera Stamma i trzymał się kurczowo jednej myśli: „czasem niemożliwe staje się rzeczywistością”. Nie spanikował na widok postawnego Niemca. Wprost przeciwnie, doskonale wykorzystał swoje największe atuty – szybkość, zwinność i nieprawdopodobne wręcz czucie uników.
Był 2 marca 1941 r. W obozie zbudowano improwizowany ring, a Pietrzykowski dostał łapawice, które miały imitować rękawice bokserskie. Walka z Dünningiem trwała ledwie kilka minut. Tak opisał ją sam Pietrzykowski:
„Kiedy Walter poszedł na mnie z wpół opuszczonymi rękami, uderzyłem go lewym prostym. Zdublowałem cios jeszcze raz i jeszcze raz. Dünning oganiał się ode mnie jak od muchy. Później skontrowałem go prawą ręką na szczękę. Cios doszedł celu, aż Walterowi odskoczyła głowa, stanął, ja odskoczyłem. Walter znów ruszył do przodu, więc zrobiłem unik w lewo i przepuściłem go obok siebie, przyjmując pozycję obronną. Kiedy znów rzucił się do ataku, wykonałem silny prawy cep. Odchylając się do tyłu, uniknąłem ciosu, a ręka przeszła koło głowy. Na drugi cios odpowiedziałem podobnym unikiem, trzeci prawy prosty zbiłem i zablokowałem. W każdym razie trafić się nie dałem. Tak minęła pierwsza runda. W czasie przerwy zauważyłem zdziwienie panujące wśród więźniów Niemców, którzy jakby cieplej zaczęli na mnie spoglądać”.
Zgromadzeni polscy więźniowie mieli zacząć spontanicznie wykrzykiwać: „Bij Niemca!”. Pietrzykowski próbował ich uciszyć, zdając sobie sprawę z potencjalnych konsekwencji. Lepiej niż okrzyki przemawiały jego pięści, lądujące na twarzy kapo. Walkę wygrał, Dünning został pokonany, ale nie rozbity. Starcie przerwano w momencie, gdy było wiadomo, iż Polak będzie go coraz mocniej obijać. Nagrodę wypłacono w chlebie, który Pietrzykowski zabrał do swojego baraku i rozdzielił między współwięźniów. Zdał sobie wówczas sprawę, iż właśnie odkrył sposób na to, jak zapewnić sobie dodatkowe racje żywnościowe. Wystarczyło lać Niemców. Czy mógł znaleźć lepsze rozwiązanie w Auschwitz?
Mistrz obozowych kategorii wszelakich
Od tej pory Pietrzykowski regularnie bił się w obozie. Otrzymywał lepsze przydziały żywności, co pozwalało na utrzymywanie się w formie, został także przeniesiony do komanda zajmującego się doglądaniem zwierząt. Niemcy sami wyszukiwali Pietrzykowskiemu kolejnych przeciwników. Do obozu trafiało tak wielu więźniów, że kwestią statystyki było pojawienie się kolejnych z przeszłością bokserską. Wszystko to w warunkach kontrolowanych przez niemieckich kapo, Polak nie uczestniczył w improwizowanych walkach. Co więcej, miał nawet spotkać ojca Maksymiliana Marię Kolbego, w obronie którego chciał stanąć – duchowny poprosił Pietrzykowskiego, by ten zrezygnował z przemocy.
„Teddy” stoczył łącznie kilkadziesiąt walk. Ich dokładne udokumentowanie nie jest dzisiaj możliwe, ale należy przyjąć, iż mogło ich być nawet około sześćdziesięciu. Niemcy regularnie obstawiali ich wynik. Warto odnotować, iż jeden z obozowych lekarzy – rozgoryczony wysoką przegraną w zakładzie – wstrzyknął Pietrzykowskiemu tyfus plamisty, co mogło skończyć się śmiercią. „Teddy” przetrzymał jednak chorobę i po kilku tygodniach wrócił do boksowania.
Przegrał tylko raz, ale przeciwnika miał wówczas wybitnego – pokonał go Leen Sanders, który w Holandii dzierżył tytuł mistrza wagi średniej. I w tym wypadu dysproporcja warunków fizycznych była ogromna. Pietrzykowski regularnie bił się z przeciwnikami większymi i cięższymi od siebie (zważywszy na jego wagę, trudno byłoby dobrać mu rywala o podobnych gabarytach i jakichkolwiek szansach na zwycięstwo). Rekord stanowiła walka w obozie Neuengamme, gdzie Pietrzykowski został przeniesiony w 1943 roku. Na pierwszy ogień poszedł kapo ważący około stu kilogramów.
Wyjazd z Auschwitz był dla Pietrzykowskiego szansą na poprawę warunków. Co ciekawe, Dünning dał mu z tej okazji prezent w postaci rękawic bokserskich. Był to niezwykły przejaw szacunku, na który mało kto zapracował sobie w oczach niemieckich oprawców, a już zwłaszcza sadystycznego kapo. Później „Teddy”, wobec marszu aliantów, został ewakuowany z innymi więźniami Neuengamme do Bergen-Belsen, gdzie 15 kwietnia 1945 r. ostatecznie wkroczyli Brytyjczycy, wyzwalając więźniów.
Pietrzykowski pozostał na Zachodzie i zaciągnął się do 1. Dywizji Pancernej. Nadal walczył, ale już nie na śmierć i życie. Toczył pokazowe walki wewnątrz jednostki, prowadził zajęcia z wychowania fizycznego. W 1946 r. wrócił do Polski i tam pozostał. Zeznawał w procesie przeciwko komendantowi Auschwitz, Rudolfowi Hössowi. Ukończył warszawski AWF, pracował jako trener i nauczyciel, założył rodzinę. Zmarł 17 kwietnia 1991 r. w Bielsku-Białej.
Pietrzykowski współcześnie
Historia Teddy’ego „odżyła” za sprawą filmu „Mistrz” w reżyserii Macieja Barczewskiego (odpowiadał także za scenariusz). Zrealizowany z rozmachem film trafił do kin 27 sierpnia 2021 r. i z miejsca stał się hitem. W rolę Pietrzykowskiego wcielił się wysoko oceniany Piotr Głowacki, który przeszedł katorżniczy trening, by jak najwierniej odwzorować warunki fizyczne Teddy’ego. Spisał się znakomicie, trzeba to oddać. Obok niego zagrali także Grzegorz Małecki, Marcin Bosak, Marian Dziędziel, Piotr Witkowski czy Rafał Zawierucha.
„Mistrz” został ciepło przyjęty przez polskich odbiorców i był doskonałą okazją do zwrócenia uwagi na fascynującą historię Pietrzykowskiego, który wcześniej nie był postacią powszechnie znaną. Oczywiście, na polskim rynku ukazywały się książki poświęcone jego biografii. Marta Bogacka napisała „Boksera z Auschwitz”, córka Teddy’ego, Eleonora Szafran, opracowanie „Mistrz” (na podstawie wspomnień głównego bohatera). Pietrzykowski znalazł się także w zestawieniu „Bohaterowie Auschwitz” Teresy Kowalik i Przemysława Słowińskiego. Wszystko to jednak stosunkowo nowe wydania, które częściowo towarzyszyły premierze filmu Barczewskiego. Wcześniej, niedługo po wojnie, Józef Hen napisał nowelę „Bokser i śmierć”, potem zekranizowaną przez Petera Solana. Nie były to jednak obrazy przełomowe.
Dopiero „Mistrz” przyczynił się do fali popularności losów „Teddy’ego”. Dodajmy jeszcze, iż znalazł się na liście filmów, które w 2021 r. ubiegały się o nominację do Złotego Globu w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Historia Pietrzykowskiego stała się inspiracją do nagrania utworu „Teddy” rapera Bastiego. Piosence towarzyszy animowany klip, który warto zobaczyć nie tylko ze względów historycznych. Został po prostu świetnie zrealizowany i otrzymał wyróżnienie na XIII Międzynarodowym Festiwalu Filmowym NNW.
Zdjęcie tytułowe: Tadeusz Pietrzykowski – bokser, który walczył na śmierć i życie w Auschwitz. Zdjęcie za: IPN.