Tadeusz Gajcy „Śpiew murów”

Nocą, gdy miasto odpłynie w sen trzeci,
a niebo czarną przewiąże się chmurą,
wstań bezszelestnie, jak czynią to dzieci,
i konchę ucha tak przyłóż do murów.

Zaledwie westchniesz, a już cię doleci
z samego dołu pięter klawiaturą
w szumach i szmerach skłębionej zamieci
minionych istnień bolesny głos chóru.

„Bluszczem głosów spod ruin i zgliszcz
pniemy się nocą na dachy i sen,
tobie, Warszawo, w snach naszych śnisz,
nucąc wrześniami żałobny nasz tren.”

– Biegłam rankiem po chleb do piekarni
a ja leżę z koszykiem bezradnie,
tuż za rogiem, nie znana nikomu…

– Właśnie ręką chwytałem za granat,
żeby czołgi przywitać nim celnie,
ziemia była spękana, zorana –
nagle świat mi się zaćmił śmiertelnie…

– Myśmy obie wyniosły na noszach,
jeszcze kocem okryły mu nogi,
bo krzyczeli dokoła, że pożar…
Ja na świstku pisałam: „Mój drogi…”

„Bluszczem głosów spod ruin i zgliszcz
pniemy się nocą na dachy i sen,
tobie, Warszawo, w snach naszych śnisz,
nucąc wrześniami żałobny nasz tren.”

Słuchaj tych głosów żałosnych żarliwie,
nim brzask poranny uciszy je w niebie
i nowe miasto w napiętej cięciwie
dni tryumfalnych na nowo pogrzebie.

Słuchaj tych głosów, bo po to szczęśliwie
ocalon został w tragicznej potrzebie,
byś chleb powszedni łamał sprawiedliwiej
i żył za tamtych i za siebie lepiej.

Jak nie kochać strzaskanych tych murów,
tego miasta, co nocą odpływa,
kiedy obie z greckiego marmuru –
i umarła Warszawa, i żywa.


„Śpiew murów” to jeden z najbardziej znanych wierszy Gajcego. Młody poeta Pokolenia Kolumbów ukochał Warszawę ponad życie. Zresztą, zginął właśnie w obronie stolicy, co przepowiedział sobie w swoich utworach. „Śpiew murów” szybko został doceniony przez innych literatów i organizacje podziemne. Gajcego wyróżniono w 1943 roku nagrodą „Kultury Jutra”, która miała uhonorować dorobek młodego poety-żołnierza. Jego twórczość, pełna sentymentów i miłości do Warszawy, stała się symbolem uczuć, jakie człowiek może żywić do miasta. Nic zatem dziwnego, iż w chwili wybuchu Powstania Warszawskiego Gajcy natychmiast zdecydował się na rozpoczęcie walk ramię przy ramieniu z kolegami z Armii Krajowej. Wielu jemu podobnych zginęło, innym udało się przeżyć. Lecz cóż to było za życie, gdy wokół Warszawę trawiła wojenna pożoga? Czy jednak można było nie kochać tych gruzów? Nawet, jeśli w ogniu, było to to samo ukochane miasto tysięcy warszawiaków, którzy wśród „strzaskanych murów” z trudem odnajdowali swoje domy i ciała bliskich. 16 sierpnia 1944 roku do setek zabitych na ulicach stolicy dołączył Tadeusz Gajcy, jeden z najwybitniejszych poetów Pokolenia Kolumbów.


Okiem Polonisty: Ciekawe, dlaczego tak rzadko mówi się w szkole o twórczości tego poety, który zginął w czasie Powstania Warszawskiego. A przecież siłą swej poezji nie ustępuje Baczyńskiemu. Może inny sposób obrazowania (czy gorszy, kwestia gustu), ale wymowa jego wierszy jest ogromna. Ten przeraża ilością głosów, którymi przemawia każdy kamień stolicy. Bo tak naprawdę każdy mur, każda płyta chodnika mogłaby nam opowiedzieć fragment czyjegoś życia. Zbyt krótkiego, niedokończonego, brutalnie przerwanego. I to my powinniśmy usłyszeć te głosy. Nie tylko usłyszeć, ale i przekazać dalej. Może zabrzmi to w dzisiejszych czasach patetycznie, ale śmierć tych ludzi nie poszła na marne. Może dla wielu była ona bezsensowna i niepotrzebna. Zastanówmy się jednak, co by się stało, gdyby jej nie było.