Tadeusz Gajcy „Na progu”

Już jutro może nie ostygłym
od łuny okiem będę musiał
ogarnąć świat i spojrzeć wprost
na nieba lot i tęczy most; –
już jutro może dym jak widły
zapachnie chlebem, ognia rózga
wysokim kwiatem w ogród spadnie,
a ptak, co w smutku miał mieszkanie,
odmiennym szeptem zamknie sen.

I kiedy będę musiał dotknąć
miłosną ręką drzew tych samych,
położę na nich gniewną pięść.
A kiedy nad mą samotnością
przyjdzie mi słowa jak kolana
radośnie zginać, sercu ufać
i słuchać echa, w którym głos
jak broń oddzwania albo kość,
warga otworzy się jak lufa.

Jak jabłoń obłok w oknie stanie
i szepnie – śpiewaj, szepnie – wróć.
Niech głos wysmukły drży jak łódź,
bo to odmienne jest kochanie.
Już jutro może kwiaty grube
pochłoną cię i czas zapomni,
gdy nad twą wiosną tęczy supeł
nad spiż wspanialszy i nad pomnik.

I w dłoni ciepłej twarz ukryta
zacięży nagle, kropla ust,
jakbym na wardze łunę niósł,
zabarwi sen wśród ptasich gitar,
stwardnieje kora pod dotknięciem
czerwonych palców. Lekka kość
jak dziewann żółtych wonny włos
uśmiechem pozna mnie męczeńskim.

I szepnie – śpiewaj, szepnie – idź.
Nie tobie lekkim słowem kochać,
lecz stać nad czasem tym jak krzyż
i znaku czekać znów w obłokach.
Bo jestem tutaj płodnym pyłem,
by miłość rosła, kiedy runą,
i trwoga wielka, gdy zabijać
będą wpatrzeni w zbrojne jutro


Zawsze, gdy czytam wiersz Tadeusza Gajcego, zastanawiam się, jak to jest, że śmierć wybierała spośród powstańców tych najbardziej wartościowych, najlepiej rokujących. Gajcy, Baczyński, Szczepański – każdy z nich zapowiadał się jako wielki talent. Co więcej, każdy wykazał swoje umiejętności, każdy pokazał, jak wartościowym jest poetą. Sztuka Gajcego była niezwykła, podobnie jak niezwykła była postać młodego poety. Wspaniała metaforyka, nietuzinkowe rozwiązania – to wszystko sprawiło, że Gajcy z miejsca stał się jednym z czołowych przedstawicieli Pokolenia Kolumbów. Niestety, 16 sierpnia 1944 roku, podczas Powstania Warszawskiego, w szeregach Armii Krajowej odnalazła go śmierć. Zginął na ul. Przejazd, gdzie dosięgła go wojenna pożoga. Poeta wiedział, że kiedyś pewnie przyjdzie rozstać się mu z życiem w warunkach bojowych, czemu wyraz dał w wierszu „Na progu”: „Już jutro może nie ostygłym od łuny okiem będę musiał ogarnąć świat i spojrzeć wprost na nieba lot i tęczy most”. Niestety, miał rację i przedwcześnie odszedł, aby zasilić coraz bardziej liczną grupę młodych twórców, którzy opuścili ziemski padół.


Okiem Polonisty: Sądzę, że wiersz można sprowadzić do dwóch wersów zawierających apostrofę i właściwie wie się wszystko: „Nie tobie lekkim słowem kochać,/ lecz stać nad czasem tym jak krzyż”. Zawierają one tragizm młodego pokolenia, które ma świadomość, że nie dla niego czas miłości. Los zgotował im śmierć i cierpienie. Utożsamienie się z krzyżem to swoista hiperbolizacja, która ma uświadomić nieodwracalność losu. To jakieś fatum, przed którym nie ma ucieczki? A jednak nadzieja tkwi w słowie „może”. Czyli będą tacy, którym się uda przetrwać. Piękny, metaforyczny sposób obrazowania, w którym przyroda odgrywa istotną rolę. Niezwykle wymowny tytuł, który uświadamia sytuację podmiotu litycznego: stoi on na progu życia i śmierci. W każdej chwili może postawić stopę po drugiej stronie.