Adam Ważyk „Rzeka”

Mądrość Stalina,
rzeka szeroka,
w ciężkich turbinach
przetacza wody,
płynąc wysiewa
pszenicę w tundrach,
zalesia stepy,
stawia ogrody.

W gmachu imperium
strop się ugina:
pękła kolumna.
Wstępuje z głębin
mądrość Stalina,
rzeka podskórna.
Góry wysokie
w kraju poety
Mao Tse-Tunga –
zgryzła opokę,
panów zwaliła
i nawodniła
biedniackie grunta.

Ludzie zbudzeni
na ziemi swojej,
łamią się chlebem,
dzielą pokojem.
Ty ich opływasz,
rzeko rozumna,
ty wiejesz zdrowiem,
wiatrem urody;
przebijasz góry
rzeko podskórna,
łączysz narody.


Kolejny z poetów, którzy zadebiutowali w dwudziestoleciu międzywojennym. Ważyk, jako twórca, był reprezentantem ciekawego nurtu, jakim była Awangarda Krakowska. Dość powiedzieć, że obok niego w tym klimacie tworzyli Julian Przyboś czy Jalu Kurek. „Rzeka” to typowy powojenny panegiryk, zrodzony w 1950 roku. W socrealistycznych realiach ciężko było twórcy uwolnić się od komunistycznej propagandy, która weryfikowała, kto jest z nami, a kto przeciwko nam. Nie można jednak jednoznacznie stwierdzić, że Ważyk sympatyzował z radzieckimi hegemonami. Wprawdzie w latach 1942-44 służył w Polskiej Armii w ZSRR, ale po wojnie jego fascynacja Związkiem Radzieckim zaczęła słabnąć. W 1955 roku próbował nawet ostro krytykować stalinizm, jednak spotkał się z negatywną postawą władz. Stopniowo notuje się coraz większy rozbrat Ważyka i sił komunistycznych. W 1964 roku poeta sygnował „List 34”, w cztery lata później aktywnie zaangażował się w działalność protestacyjną. Dopełnieniem jego misji było sygnowanie „Memoriału 101” z 1976 roku. Nie zmienia to jednak faktu, iż jego twórczość na dość długi okres czasu zdominowały motywy proradzieckie, co na pewno nie dodaje Ważykowi powagi jako polskiemu poecie.


Okiem Polonisty: Cóż można napisać po przeczytaniu takiego peanu na cześć największego, najwspanialszego i najgenialniejszego. Tak się składa, że moja młodość przypadła na czasy socjalistyczne, więc jakieś popłuczyny po tym wielkim przywódcy przyszło mi oglądać. I wierz mi, że nie żałuję. Bez tego doświadczenia byłabym o wiele uboższa, nie rozumiałabym, jak moi obecni uczniowie, co znaczy stać w kolejce za rolką papieru toaletowego, być poniżonym w sklepie mięsnym z powodu 20 dkg parówek czy „wąchać” atmosferę Peweksu, bo nigdy nie miałam kasy, aby tam kupić cokolwiek. Powinnam być chyba oburzona na takich ideowych oszołomów, którzy widzieli w tym systemie i nieobliczalnym facecie, który go tworzył, geniusz. Już podchodzę do tego zupełnie na spokojnie, potrafię nawet częściej żartować z tego okresu niż rozpatrywać martyrologiczne momenty. Takie socrealistyczne gnioty powstawały często i wcale nie były wymuszone. Niektórzy nawet wierzyli w to, co pisali.